„W polskim MMA nie można krytykować”, czyli rzecz o obiektywizmie
„W polskim MMA nie można krytykować” – niewiele osób podważy tę naczelną zasadę funkcjonującą w naszym sporcie. Zabawnym dowodem na to, że w polskim MMA krytykować nie można jest to, że jeśli ktoś zdecyduje się tę krytykę głośno wyrazić, to lud cieszy się inbą:
Takiej inby właśnie doświadczamy. Na portalu MMA.PL poczyniliśmy artykuł, w którym skomentowaliśmy szeroko rozumiane freak fighty serwowane przez organizację FEN [źródło -> TUTAJ]. Przyczynkiem do tej recenzji było ogłoszenie walki Krystiana Pudzianowskiego z Piotrem Szeligą. Jan Niwiński z naszej redakcji przeanalizował wszystkie freak fighty, jakie FEN zorganizował w swojej historii i pokazał, że czegoś FEN-owi w tej dziedzinie brakuje.
Oczywiście Fight Exclusive Night ciągle rośnie na polskim rynku. Osiągają coraz lepsze wyniki oglądalności, zawodnicy chętniej łączą się z organizacją Pawła Jóźwiaka, sam FEN ma coraz więcej sponsorów i łapie uznanie publiki. Nieprzypadkowe są opinie, że zdarza się FEN-owi widowiskiem przewyższyć galę KSW.
Artykuł jednak został mocno skrytykowany przez właściciela FEN Pawła Jóźwiaka. Oto, co napisał redaktor naczelny MMA.PL, Dominik Woźniak po publikacji naszego wpisu:
Jak rozwiniecie sobie dyskusję, to zobaczycie też odpowiedzi prezesa Pawła Jóźwiaka. Zdanie na ten temat wyrobicie sobie sami.
„W polskim MMA nie można krytykować”, czyli rzecz o obiektywizmie
Z tego miejsca apeluję do Pawła Jóźwiaka o zrozumienie roli mediów. Mamy portal, który prowadzimy nieustannie. Codziennie serwujemy garść informacji i klikbajtów, które zachęcają czytelników do wejścia na nasze łamy. Mamy też prawo wyrażać swoją opinię. Nie ma się co obrażać ani burzyć o to, że wyraziliśmy swoje zdanie na temat rywala Krystiana Pudzianowskiego. Po ogłoszeniu tego zestawienia, prezes już sam może sobie odpowiedzieć na pytanie, czy zawrzało i jak zawrzało w środowisku.
Ale zasadniczą intencją tego artykułu jest coś innego. To, że w Polsce nie można krytykować niczego, co jest związane z MMA. W naszym sporcie na krytykę odpowiada się strasząc pierwotnymi instynktami. Organizacje mieszanych sztuk walki blokują wejścia na swoje gale redakcjom, które źle o nich napiszą. Tutaj nie chodzi tylko o FEN i ten konkretny przypadek. Na KSW nie ma wstępu MMAnews.pl, które jest w konflikcie z polskim gigantem. Ale nie tylko na blokowaniu dostępu do akredytacji się kończy. Krytyczne artykuły często są zdejmowane ze stron po interwencji organizacji. A to nie świadczy o wolności mediów.
Jeszcze gorzej jest, kiedy skrytykujemy bezpośrednio zawodnika czy postać związaną z MMA. Wtedy pierwotne instynkty wychodzą na jaw. Marcin Różalski czy Marcin Wrzosek szukali już hejterów, którzy przesadzali w swoich opiniach, by porozmawiać z nimi na osobności. Oczywiście nie bronię hejtu. Hejt to zło, hejterów trzeba blokować, hejterów trzeba izolować w sieci. Ale czy zdanie anonimowej osoby, na dodatek pozbawione konstruktywnej krytyki powinno w ogóle być przyczynkiem do tego, by kogoś szukać? Czy lepiej zablokować, zapomnieć i nie zaprzątać sobie głowy takimi opiniami?
Sam miałem podobną historię. Na naszym portalu jeden z wpisów o programie Tylko Jeden skomentował uznany trener Łukasz Zaborowski. Żebyście zrozumieli kontekst, to wyjaśniam – napisaliśmy, że Adrian Bartosiński wypadł z finału programu. W osobnym newsie ogłosiliśmy ówczesnego „nowego” rywala dla Tomasza Romanowskiego. Zrobiliśmy to celowo, by dwukrotnie opublikować post o Tylko Jeden na facebooku. Wtedy Łukasz Zaborowski zaatakował nas za to, że nie wiemy kto wystąpi w finale programu, a wiemy co dzisiaj robi Marcin Najman.
Odpisałem wówczas trenerowi, że on sam w czasach, gdy bawił się w YouTubera prowadząc z Marcinem Wrzoskiem program „The Champ and the Coach” starał się zadzwonić do „El Testosterona”, by podbić oglądalność programu, a nam – mediom zarabiającym na wyświetleniach – zarzucił, że piszemy o głośnej, aczkolwiek słabej sportowo postaci w polskim MMA. Na prywatną skrzynkę dostałem wiadomość od trenera, że wie, gdzie jest Inowrocław w którym mieszkam i że niedługo w nim będzie.
Swego czasu opublikowałem nawet mema odnoszącego się do tamtej sytuacji:
Media sobie poradziły, czas na zawodników i organizacje
O ile w naszym środowisku media branżowe z wzajemną krytyką sobie poradziły, o tyle ciągle jest sporo pracy u organizacji i zawodników. Z naszej perspektywy relacje między mediami zupełnie się zmieniły. Kiedyś prowadziliśmy „wojnę” medialną z MMArocks, dzisiaj z chłopakami z Rocksów robimy podobną robotę, zbijamy piątki na galach i nie robimy sobie pod górkę. Lowking.pl to coraz bardziej uznana marka na polskim rynku, a Bartłomiej Stachura to klasowy ekspert sportów walki. Analitycznie jest numerem jeden w naszych mediach. Nie mamy z tym problemu, ale możemy też mieć odmienne zdanie na temat kobiecego MMA. Ciągle budujemy relacje z inthecage.pl, ale ich nadal nie rozgryźliśmy. O ile życzymy powodzenia, to ciągle mamy w głowie fakt, że na Twitterze może na nas ujadać któryś z ich redaktorów piszący pod anonimowym nickiem.
Niemniej, branża MMA w Polsce się rozrasta. Redakcje są coraz mocniejsze, najlepsi z tych redakcji wypływają na szerokie telewizyjne wody i fajnie się to ogląda. A nas wszystkich napędzają comiesięczne statystyki odwiedzin portalu, które na Twitterze zamieszcza Bartłomiej Stachura.
Teraz czas na zawodników i organizacje. To, że skrytykujemy jakiś ruch jest potwierdzeniem, że chcemy dobrze, chcemy, żeby wyciągnięto naukę. Bo gówno nietknięte, ciągle pozostaje gównem.
Życzę wszystkim, abyśmy byli bardziej otwarci na krytykę. Tę przyjmie także niżej podpisany.
Mateusz Paczkowski