Wszystkie opcje Notoriousa – z kim zmierzy się Conor McGregor?
1162 dni – tyle czasu upłynęło między dwiema ostatnimi zwycięstwami byłego podwójnego mistrza UFC. Powróciwszy w glorii i chwale, mając mikrofon w dłoniach, nie wyzwał nikogo. Pytanie nasuwa się samo – z kim zmierzy się Conor McGregor?
Jak dla każdego z obecnych tutaj zestawień, tak naprawdę każda walka zależy od widzimisię McGregora – Nikt nie powinien ukrywać, że Irlandczyk ma decydujący wpływ na wybór rywala. Dlatego przyjmuję założenie, że Conor chce walczyć ze wszystkimi i kolejność nie ma znaczenia.
Kamaru Usman?
Nie powinno zdziwić nikogo to co powiem – Conor nie jest mistrzem w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. To zdobywca. Irlandczyk nie „nasyci” się jednym tytułem, którego należy bronić. A skoro zdobył już tytuły w wadze piórkowej oraz lekkiej, to naturalnym posunięciem takiego mistrza podbojów jest ruszenie wyżej. Jeszcze przed zdobyciem drugiego pasa „Notorius” skubał medialnie ówczesnego mistrza, Tyrone’a Woodleya. Obecnie na tronie kategorii do 170 funtów siedzi Nigeryjski Koszmar, Kamaru Usman. Mistrz raczej nie miałby nic przeciwko wypłacie życia, a spora część najważniejszych pretendentów albo już przegrała z Nigeryjczykiem, albo ma już zaklepane pojedynki.
Szansa na pojedynek: Średnie. Jedyny powód obecności Irlandczyka w kategorii półśredniej to niechęć do zbijania wagi. Naturalnym miejscem McGregora jest waga lekka i sam „Notorious” prawdopodobnie zdaje sobie z tego sprawę. Nie będę oczywiście zdziwiony, jeśli do walki z Usmanem jednak dojdzie, bo z realnych i wolnych pretendentów został tylko Jorge Masvidal. I prawdopodobnie samo UFC wolałoby zestawić reprezentanta American Top Team z Nigeryjskim Koszmarem. Na korzyść zestawienia przemawia postać menadżera Usmana. Nie jest tajemnicą, że Ali Abdel Aziz i Conor McGregor są ze sobą na wojennej ścieżce.
Jorge Masvidal?
Reprezentujący barwy American Top Team Masvidal ma za sobą najbardziej udany rok w swojej zawodniczej karierze. Odbił się po dwóch porażkach z rzędu, nokautując Darrena Tilla przed jego własną publiką. Za kulisami wydarzenia „pobłogosławił” innego zawodnika wagi półśredniej, Leona Edwardsa, kilkoma soczystymi ciosami. W lipcu świat oszalał, gdy w rekordowym czasie pięciu sekund odprawił Bena Askrena, zadając byłemu mistrzowi ONE oraz Bellatora pierwszą porażkę w karierze. W listopadzie natomiast zdobył pas „największego skurwiela”, pokonując gwiazdę UFC, Nate’a Diaza, który dostał z rąk samego Dwayne’a Johnsona – ikony kina akcji.
Szanse na pojedynek: Średnie. Tak jak pisałem wyżej, samo UFC jest bardziej zainteresowane zestawieniem Jorge Masvidala z obecnym mistrzem, Kamaru Usmanem, zwłaszcza, że Jorge jest obecnie jedynym dostępnym pretendentem. Za zestawieniem z Irlandczykiem stoi oczywiście aspekt finansowy. Pytanie więc co wybierze Amerykanin z Miami. To że McGregor ma go na liście jest dla mnie oczywiste – Irlandczyk chce wszystkie pasy. Zwłaszcza „największego skurwiela”.
Nate Diaz?
W powrót młodszego z duetu Stocktońskich braci powoli powątpiewali nawet najbardziej zagorzali fani. Ciągłe gadanie o emeryturach, pieniądzach, byciu szefem czy wreszcie nieudane zorganizowanie Diazowi pojedynku w 2018 nie napawało optymizmem. A jednak, w Maju ubiegłego roku ogłoszono powrót Stocktończyka. Wielu pisało że uwierzy, jak zobaczy w klatce. I zobaczyli, gdy w efektownym stylu Nate Diaz zrobił to, co robi najlepiej – zdemolował byłego mistrza wagi lekkiej, Anthonego Pettisa. Po udanym powrocie Diaz szybko znalazł nowy cel i już w klatce zasugerował hitowe starcie z Jorge Masvidalem. Iście „gangsterski” pojedynek odbył się w Madsion Square Garden, gdzie Stocktończyk skończył na tarczy. Od czasu do czasu skubie na Twitterze niemal wszystkich- cały Nate Diaz.
Szanse na pojedynek: Między średnie a niskie. Tak, wiem że Nate Diaz i Conor McGregor przepychają się w mediach od jakiegoś czasu. Zdaję sobie sprawę, że Irlandczyk zawsze i wszędzie zapowiada, że z jego strony nie ma żadnych przeciwwskazań do zorganizowania trylogii. Nawet ostatnio przypomniał o tym krytykującemu go Amerykaninowi. Tyle że jakoś to do mnie nie przemawia. McGregor „zdobył” już szczyt zwany Nate Diaz – na UFC 202 pokonał go większościowo na punkty. Pomysł trzeciej walki z Diazem kłóci mi się z osobą jaką jest Irlandczyk. To tak jakby zdecydował się kiedyś na obronę swojego pasa. Z tym że tutaj broni swojej opinii, że jest lepszy niż Nate. A to mi do niego nie pasuje.
Khabib Nurmagomedov?
Niepokonany. Obecny mistrz wagi lekkiej. Najlepszy zapaśnik w UFC. Najbardziej dominujący zawodnik w MMA – wieloma epitetami można określić pochodzącego z Dagestanu Khabiba Nurmagomedova. Do września 2018 nie znalazł się zawodnik, który był w stanie wygrać z nim choćby i rundy na kartach punktowych. „Orzeł” od dawna przebąkuje o emeryturze. Najpierw miał odwiesić rękawice na kołek w dniu 30 urodzin. Ostatnio mówi o „dwóch, może trzech walkach”. Po demolkach na Iaquincie, McGregorze czy Poirierze, UFC zadecydowało o kolejnej próbie zestawienia hitowej walki z Tonym Fergusonem. Gdzie w tym wszystkim zmieścić jeszcze rewanż dla pogardzanego przez Dagestańczyka McGregora?
Szanse na pojedynek: wbrew pozorom duże! Po pierwsze obaj panowie nie pałają do siebie sympatią. Ich konflikt wszedł na mocne tory osobiste, gdzie kontrowersyjny Irlandczyk nie zostawił suchej nitki zarówno na religii, ojcu jak i żonie mistrza z Dagestanu. Po drodze wdał się też w medialny konflikt z menadżerem Khabiba, Ali Abdel Azizem, wypominając mu chociażby niepłacenie alimentów na dziecko. Po pojedynku Dagestańskiego Orła z Irlandczykiem nastroje wcale nie opadły, bo ledwie sekundę po poddaniu „Notoriousa” Nurmagomedov wyskoczył z klatki i wdał się w awanturę z narożnikiem Conora. Dodajmy jeszcze wydarzenia sprzed UFC 223, kiedy to panowie omal nie wdali się w awanturę na chwilę przed galą i dostajemy jeden z najbardziej realnych konfliktów w dziejach MMA. Sam Dana White również wielokrotnie powtarzał, że da McGregorowi rewanż. Wszystko w rękach Khabiba. Ten niby zaprzecza, że nie będzie rewanżu. Ale Irlandczyk miał już wcześniej nie dostać walki o pas prosto z marszu. Jak wyszło, pamiętamy.