MMA PLNajnowszeBez kategoriiWywiad z Krzysztofem Kułakiem po KSW 14

Wywiad z Krzysztofem Kułakiem po KSW 14

Zaskakujący wywiad z Krzysiakiem Kułakiem po gali ksw 14 .

Łukasz Kotyla: Czy jesteś zadowolony z przebiegu walki ?

KK: Niezupełnie, jestem wręcz zawiedziony tym jak się skoczyła – czyli na punkty. Niestety sprawdzają się stare przysłowia, że nadgorliwość jest gorsza od … i inne.

Zacząłem za wcześnie trenować, bo już 20 lipca, i maksimum formy przypadło dwa tygodnie wcześniej i walczyłem już na spadkowej formie. Poza tym, od dwóch tygodni jestem chory – wszyscy to wiedzą, nawet Daniel.

ŁK: Czyli liczyłeś na skończenie przed czasem?

KK: Tego dnia nie umiałem rozegrać jej inaczej niż wyszło, w innym terminie na pewno tak, ale Daniel na pewno też byłby inny. Ja z kolei wiem, że miał śmierć w rodzinie, to też na pewno na niego jakoś wpłynęło.

ŁK: W całej walce tak naprawdę była jedna realna próba skończenia walki techniką parterową i to wykonana przez Ciebie, więc byłeś blisko zakończenia parterowca, co o tym powiesz?

KK: Do skończenia kogoś takiego jak Kociao w parterze było daleko. Mówiłem już wcześniej – nie boje się parteru w MMA z Danielem, ponieważ MMA to nie grappling, to nie brazylijskie jiu-jitsu czy boks itp.

ŁK: Kondycyjnie byłeś o wiele lepszy od Daniela. Czy to dlatego, że Bóg kocha Cie bardziej?!

KK: Nie, to efekt ciężkich treningów, rozpiski KSW LAB i Michała Garnysa, to efekt profesjonalnego podejścia do walki i pomocy doktora Krzyśka z Kliniki Piękna w Poznaniu, który wyleczył moje kolano. Ale i tak nie jestem zadowolony.

ŁK: Dlaczego?

KK: Porównaniem może być to, że 2 tygodnie wcześniej robiłem sparingi 5 x 5 minut i zmieniali sie do mnie co minutę tacy zawodnicy jak: Marcin Kryształowicz – doskonały zapaśnik [Mistrz poznańskiej federacji w kat. 93 kg], Tomasz Kondraciuk [mistrz bytomskiej federacji do 83kg] i inni. Wszyscy ciężsi ode mnie co najmniej o 5 kg. W tym springu wypadłem lepiej niż na walce po 13 minutach walki z tym samym zawodnikiem ważącym tyle samo co ja. Dlatego jestem niezadowolony. Ale naprawdę sam siebie sobie tłumaczę… za wcześnie forma strzeliła i ta choroba mnie wymęczyła!

ŁK: Czyli twierdzisz, że psychicznie dla Ciebie sparing jest tym samym, co walka zawodowa?

KK: Oczywiście że nie. Ale wiadomo że słynę z mocnej psychiki. Wynika to głównie z doświadczenia tak jak ze wszystkim!

ŁK: Czyli walka z Kociao była dla ciebie pestką psychiczną?

KK: Nie, oczywiście że nie. Już to gdzieś mówiłem – stoczyć walkę na ringu, a w głowie to dwa różne pojedynki. Na walkę z Danielem psychicznie przygotowywałem sie od dawna, bo kiedyś to sobie obiecaliśmy. Ale unieść ciężar takiej walki to jest naprawdę męczące. Cała ta otoczka naszego dawnego konfliktu, moje zachowanie przed kamerami i w spocie reklamującym galę było szczere, ale wyobrażasz sobie – po tym wszystkim co mówiłem, jak się zachowywałem, jak wyszedłem do walki – dać sie zbić lub skończyć w pierwszej rundzie… wtedy byłbym drugim Najmanem, a tego nikt chyba nie chce!

Daniel nie miał nic do stracenia – ja wszytko!

ŁK: No właśnie, Dowda mówił, że traktuje tą walkę osobiście, dlaczego? Pokazałeś mu że masz rację i że jesteś lepszy?

KK: Pokazałem mu, że w danym dniu miałem lepszą dyspozycje w MMA. Traktował ją osobiście ponieważ jego rodzina tam była, a to zawsze jakoś wpływa na człowieka. Każdy chciałby wygrać dla syna, żony czy matki.

Dla mnie jest dla nich wygranym. Słyszałem jak w trzeciej rundzie Michał do niego krzyczał – pamiętaj dla kogo walczysz i szedł do przodu pomimo stopujących prostych – to nie BJJ, to charakter i złote serce, więc sprawdziło sie to co mówił!

ŁK: A propos Michała “Cipao”, z nim też miałeś konflikt, teraz z Danielem Dowda, nie lubisz Szczecina?

KK: Konflikt z Cipao dawno zażegnany i miał inne podłoże, a w walce sportowej udusił  mnie, więc trzeba pochylić głowę. Konflikt z Danielem wyszedł, ponieważ Daniel źle zrozumiał mój jakiś wywiad. Nie chodzi tu o to, czy kogoś lubię czy nie i czy jest z innego miasta. Ludzie, którzy sie zajmują walką na ringu i w klatce są mocnymi charakterami więc jak znajdują się w jednym miejscu jest za dużo testosteronu .

Ja jestem taki, że wprost mówię co myślę i czasami może jest to głupie, prostolinijne, ale lepiej w oczy niż za plecami! Nigdy też nie będę tolerował jak ktoś zachowuje sie nie w porządku.

A jeśli chodzi o Szczecin, bardzo dobrze bawiłem sie z zawodnikami ze Szczecina po gali KSW 13.

ŁK: Czyli pałasz nienawiścią do swoich przeciwników z którymi masz konflikty, bo zachowali sie nie w porządku?

KK: Nie,  w żadnym wypadku. Wręcz przeciwnie – szanuję ich. W trakcie konfliktu możemy mieć do siebie antypatie, ale normalni ludzie dążą do zażegnania nieporozumień słowami, a także podejmą sportową walkę, mówię właśnie o Cipao czy Kociao, dlatego między nami nie ma już złej krwi, bo personalnie ja do nich nigdy nic nie miałem.

Poza tym jeśli chodzi o Daniela to znam go bardziej niż Michała z uwagi na to, że jesteśmy w KSW Team i nie można nienawidzić kogoś z kim się je przy stole, mieszka obok w pokoju czy razem trenuje. Widzi się jakim jest dobrym ojcem i ile serca wkłada w połączenie sportu z rodziną. A po walce siedzi się rano przy śniadaniu z jego synem!

ŁK: A możesz podać przykład zachowania, które nie jest w porządku ?

KK: Tak, oczywście. Niestety i to nie celowo mówię o kimś ze Szczecina, kto podaje mi rękę na przywitanie przy wszystkich, bo jest w ekipie Daniela, a potem siedzi przy moim stole na after, ja zwracam sie do niego grzecznie: “Przepraszam kolego, nie wiesz gdzie jest Daniel?”, a on odpowiada “Nie jestem twoim kolegą i czy chcę iść dalej tym torem…”.

To nie pokazuje, że jest twardy, bo chciał mi ubliżyć, tylko pokazuje, że jest miękki, bo napił sie drinka i mu sie pomieszało i zapomniał, że wcześniej podawał mi rękę i że siedzi ze mną przy jednym stole. Pozdrawiam Cię kolego – jeszcze sie spotkamy!

ŁK: Jakie są teraz Twoje plany sportowe?

KK: Teraz przede wszystkim praca w Stowarzyszeniu, ponieważ troszkę przez walkę ją zaniedbałem. Jeśli chodzi o moje walki to nie myślę o tym, mam trochę gal do posędziowania, seminariów do zrobienia  i oczywiście dużo wiedzy do przekazania moim uczniom!

ŁK: A jak świętuje zwycięstwo Model?

KK: Na razie to nadrabiam zaległości, które zrobiłem wyłączając się w lipcu, ale na imprezę przyjdzie czas. Pewnie tańce hulańce swawola do wola!

ŁK: Czy Twoje wyjścia zawsze będą takie spektakularne? Niektórzy mówią, że to nadrabianie jakichś kompleksów, ponieważ za granicą normalnie wychodzisz do walki?

KK: Mam ich dużo, ale wyjściami nie muszę ich nadrabiać. W Polsce z Polaków przed czasem wygrały ze mną tylko dwie osoby Cipao i Rambo i na punkty Antek. Kolejne przegrane to w finale KSW z Olejnikiem i na ekstra KSW z Gustawsonem 10 kg cięższym, więc w tym temacie nie mam kompleksów. Moje wyjścia są moimi pomysłami, ponieważ w swoich klimatach dobrze sie czuję. Co do czołgu zawsze byłem pro militarny, a maska była kontynuacją wątku niezrównoważonego, którego zagrałem… lub nie… na filmie promującym galę! Generalnie moje wyjścia są po to, aby sie dobrze wkręcić w walkę  i od swoje pierwszej walki o nich marzyłem oglądając wyjście Genki Sudo czy Phila Baroni. Teraz mogę sobie na to pozwolić więc robię to. To czy ludziom sie to podoba czy nie, to mnie nie obchodzi. A jeśli ma to pomóc w promocji MMA jako show to się cieszę!

ŁK: Na koniec, komu chciałbyś podziękować i kogo pozdrowić?

KK: Tak, chciałem podziękować tzw. sponsorom, dla mnie są to zawsze ludzie którzy mi pomagali zanim wyjeżdżałem czołgiem i zanim Cowder śpiewał “Kułak”. Marcinowi z Muscle Power, który od kilku lat rozpisuje mi odżywki i je zapewnia. Filipowi z Pit Bulla za to, że zawsze mogę sobie wejść do sklepu w Poznaniu i wybrać cos fajnego! Za mega wypasione ciuchy hip hopowe z “69”, po które jeżdżę do Opola do Harlemu, w których też chodzę! Za pomoc w przygotowaniu kondycyjnym Klinice Piękna z Poznaniu i doktorowi Krzyśkowi, który wyleczył mi kolano i podczas choroby utrzymywał w formie. Andrzejowi za dobry sprzęt z Professional Fighter.Mojej firmie GLOK i prezesowi Mirkowi oraz sztywnej ekipie z Poznania Lukiemi, Jesionowi, Złotemu oraz trenerom Andrzejowi Kościelskiemu i Markowi Wyciszkiewiczowi  i chłopakom z Grunwaldu, za to że  mogłem u nich się przygotowywać. Dzięki.

Wywiad ze strony http://www.a-f-c.pl

Gamrot - Dos Anjos

Zaskakujący wywiad z Krzysiakiem Kułakiem po gali ksw 14 .

Łukasz Kotyla: Czy jesteś zadowolony z przebiegu walki ?

KK: Niezupełnie, jestem wręcz zawiedziony tym jak się skoczyła – czyli na punkty. Niestety sprawdzają się stare przysłowia, że nadgorliwość jest gorsza od … i inne.

Zacząłem za wcześnie trenować, bo już 20 lipca, i maksimum formy przypadło dwa tygodnie wcześniej i walczyłem już na spadkowej formie. Poza tym, od dwóch tygodni jestem chory – wszyscy to wiedzą, nawet Daniel.

ŁK: Czyli liczyłeś na skończenie przed czasem?

KK: Tego dnia nie umiałem rozegrać jej inaczej niż wyszło, w innym terminie na pewno tak, ale Daniel na pewno też byłby inny. Ja z kolei wiem, że miał śmierć w rodzinie, to też na pewno na niego jakoś wpłynęło.

ŁK: W całej walce tak naprawdę była jedna realna próba skończenia walki techniką parterową i to wykonana przez Ciebie, więc byłeś blisko zakończenia parterowca, co o tym powiesz?

KK: Do skończenia kogoś takiego jak Kociao w parterze było daleko. Mówiłem już wcześniej – nie boje się parteru w MMA z Danielem, ponieważ MMA to nie grappling, to nie brazylijskie jiu-jitsu czy boks itp.

ŁK: Kondycyjnie byłeś o wiele lepszy od Daniela. Czy to dlatego, że Bóg kocha Cie bardziej?!

KK: Nie, to efekt ciężkich treningów, rozpiski KSW LAB i Michała Garnysa, to efekt profesjonalnego podejścia do walki i pomocy doktora Krzyśka z Kliniki Piękna w Poznaniu, który wyleczył moje kolano. Ale i tak nie jestem zadowolony.

ŁK: Dlaczego?

KK: Porównaniem może być to, że 2 tygodnie wcześniej robiłem sparingi 5 x 5 minut i zmieniali sie do mnie co minutę tacy zawodnicy jak: Marcin Kryształowicz – doskonały zapaśnik [Mistrz poznańskiej federacji w kat. 93 kg], Tomasz Kondraciuk [mistrz bytomskiej federacji do 83kg] i inni. Wszyscy ciężsi ode mnie co najmniej o 5 kg. W tym springu wypadłem lepiej niż na walce po 13 minutach walki z tym samym zawodnikiem ważącym tyle samo co ja. Dlatego jestem niezadowolony. Ale naprawdę sam siebie sobie tłumaczę… za wcześnie forma strzeliła i ta choroba mnie wymęczyła!

ŁK: Czyli twierdzisz, że psychicznie dla Ciebie sparing jest tym samym, co walka zawodowa?

KK: Oczywiście że nie. Ale wiadomo że słynę z mocnej psychiki. Wynika to głównie z doświadczenia tak jak ze wszystkim!

ŁK: Czyli walka z Kociao była dla ciebie pestką psychiczną?

KK: Nie, oczywiście że nie. Już to gdzieś mówiłem – stoczyć walkę na ringu, a w głowie to dwa różne pojedynki. Na walkę z Danielem psychicznie przygotowywałem sie od dawna, bo kiedyś to sobie obiecaliśmy. Ale unieść ciężar takiej walki to jest naprawdę męczące. Cała ta otoczka naszego dawnego konfliktu, moje zachowanie przed kamerami i w spocie reklamującym galę było szczere, ale wyobrażasz sobie – po tym wszystkim co mówiłem, jak się zachowywałem, jak wyszedłem do walki – dać sie zbić lub skończyć w pierwszej rundzie… wtedy byłbym drugim Najmanem, a tego nikt chyba nie chce!

Daniel nie miał nic do stracenia – ja wszytko!

ŁK: No właśnie, Dowda mówił, że traktuje tą walkę osobiście, dlaczego? Pokazałeś mu że masz rację i że jesteś lepszy?

KK: Pokazałem mu, że w danym dniu miałem lepszą dyspozycje w MMA. Traktował ją osobiście ponieważ jego rodzina tam była, a to zawsze jakoś wpływa na człowieka. Każdy chciałby wygrać dla syna, żony czy matki.

Dla mnie jest dla nich wygranym. Słyszałem jak w trzeciej rundzie Michał do niego krzyczał – pamiętaj dla kogo walczysz i szedł do przodu pomimo stopujących prostych – to nie BJJ, to charakter i złote serce, więc sprawdziło sie to co mówił!

ŁK: A propos Michała “Cipao”, z nim też miałeś konflikt, teraz z Danielem Dowda, nie lubisz Szczecina?

KK: Konflikt z Cipao dawno zażegnany i miał inne podłoże, a w walce sportowej udusił  mnie, więc trzeba pochylić głowę. Konflikt z Danielem wyszedł, ponieważ Daniel źle zrozumiał mój jakiś wywiad. Nie chodzi tu o to, czy kogoś lubię czy nie i czy jest z innego miasta. Ludzie, którzy sie zajmują walką na ringu i w klatce są mocnymi charakterami więc jak znajdują się w jednym miejscu jest za dużo testosteronu .

Ja jestem taki, że wprost mówię co myślę i czasami może jest to głupie, prostolinijne, ale lepiej w oczy niż za plecami! Nigdy też nie będę tolerował jak ktoś zachowuje sie nie w porządku.

A jeśli chodzi o Szczecin, bardzo dobrze bawiłem sie z zawodnikami ze Szczecina po gali KSW 13.

ŁK: Czyli pałasz nienawiścią do swoich przeciwników z którymi masz konflikty, bo zachowali sie nie w porządku?

KK: Nie,  w żadnym wypadku. Wręcz przeciwnie – szanuję ich. W trakcie konfliktu możemy mieć do siebie antypatie, ale normalni ludzie dążą do zażegnania nieporozumień słowami, a także podejmą sportową walkę, mówię właśnie o Cipao czy Kociao, dlatego między nami nie ma już złej krwi, bo personalnie ja do nich nigdy nic nie miałem.

Poza tym jeśli chodzi o Daniela to znam go bardziej niż Michała z uwagi na to, że jesteśmy w KSW Team i nie można nienawidzić kogoś z kim się je przy stole, mieszka obok w pokoju czy razem trenuje. Widzi się jakim jest dobrym ojcem i ile serca wkłada w połączenie sportu z rodziną. A po walce siedzi się rano przy śniadaniu z jego synem!

ŁK: A możesz podać przykład zachowania, które nie jest w porządku ?

KK: Tak, oczywście. Niestety i to nie celowo mówię o kimś ze Szczecina, kto podaje mi rękę na przywitanie przy wszystkich, bo jest w ekipie Daniela, a potem siedzi przy moim stole na after, ja zwracam sie do niego grzecznie: “Przepraszam kolego, nie wiesz gdzie jest Daniel?”, a on odpowiada “Nie jestem twoim kolegą i czy chcę iść dalej tym torem…”.

To nie pokazuje, że jest twardy, bo chciał mi ubliżyć, tylko pokazuje, że jest miękki, bo napił sie drinka i mu sie pomieszało i zapomniał, że wcześniej podawał mi rękę i że siedzi ze mną przy jednym stole. Pozdrawiam Cię kolego – jeszcze sie spotkamy!

ŁK: Jakie są teraz Twoje plany sportowe?

KK: Teraz przede wszystkim praca w Stowarzyszeniu, ponieważ troszkę przez walkę ją zaniedbałem. Jeśli chodzi o moje walki to nie myślę o tym, mam trochę gal do posędziowania, seminariów do zrobienia  i oczywiście dużo wiedzy do przekazania moim uczniom!

ŁK: A jak świętuje zwycięstwo Model?

KK: Na razie to nadrabiam zaległości, które zrobiłem wyłączając się w lipcu, ale na imprezę przyjdzie czas. Pewnie tańce hulańce swawola do wola!

ŁK: Czy Twoje wyjścia zawsze będą takie spektakularne? Niektórzy mówią, że to nadrabianie jakichś kompleksów, ponieważ za granicą normalnie wychodzisz do walki?

KK: Mam ich dużo, ale wyjściami nie muszę ich nadrabiać. W Polsce z Polaków przed czasem wygrały ze mną tylko dwie osoby Cipao i Rambo i na punkty Antek. Kolejne przegrane to w finale KSW z Olejnikiem i na ekstra KSW z Gustawsonem 10 kg cięższym, więc w tym temacie nie mam kompleksów. Moje wyjścia są moimi pomysłami, ponieważ w swoich klimatach dobrze sie czuję. Co do czołgu zawsze byłem pro militarny, a maska była kontynuacją wątku niezrównoważonego, którego zagrałem… lub nie… na filmie promującym galę! Generalnie moje wyjścia są po to, aby sie dobrze wkręcić w walkę  i od swoje pierwszej walki o nich marzyłem oglądając wyjście Genki Sudo czy Phila Baroni. Teraz mogę sobie na to pozwolić więc robię to. To czy ludziom sie to podoba czy nie, to mnie nie obchodzi. A jeśli ma to pomóc w promocji MMA jako show to się cieszę!

ŁK: Na koniec, komu chciałbyś podziękować i kogo pozdrowić?

KK: Tak, chciałem podziękować tzw. sponsorom, dla mnie są to zawsze ludzie którzy mi pomagali zanim wyjeżdżałem czołgiem i zanim Cowder śpiewał “Kułak”. Marcinowi z Muscle Power, który od kilku lat rozpisuje mi odżywki i je zapewnia. Filipowi z Pit Bulla za to, że zawsze mogę sobie wejść do sklepu w Poznaniu i wybrać cos fajnego! Za mega wypasione ciuchy hip hopowe z “69”, po które jeżdżę do Opola do Harlemu, w których też chodzę! Za pomoc w przygotowaniu kondycyjnym Klinice Piękna z Poznaniu i doktorowi Krzyśkowi, który wyleczył mi kolano i podczas choroby utrzymywał w formie. Andrzejowi za dobry sprzęt z Professional Fighter.Mojej firmie GLOK i prezesowi Mirkowi oraz sztywnej ekipie z Poznania Lukiemi, Jesionowi, Złotemu oraz trenerom Andrzejowi Kościelskiemu i Markowi Wyciszkiewiczowi  i chłopakom z Grunwaldu, za to że  mogłem u nich się przygotowywać. Dzięki.

Wywiad ze strony http://www.a-f-c.pl

Scrolluj dalej, albo kliknij tutaj,
by obejrzeć kolejny wpis