UFC vs Pride 1

UFC vs Pride 1

Gamrot - Dos Anjos

Fani już od kilku lat spierają się, czy
to Pride czy UFC zajmuje pierwszą pozycję wśród federacji Mixed
Martial Arts. Nie ma co gadać – inne jak King of the Cage, Shoto,
Pancrase czy też quasi-shootowe RINGS, zajmują dalsze pozycje. Osobiście
interesuję się MMA od niedawna, bo tak należy nazwać moje
zainteresowanie tym "sportem" od 99 roku. Wprawdzie nie oglądałem
wszystkich gal, i zapewne wszystkich nie obejżę, ale raczej mało jest
osób w tym kraju którym się to udało. UFC na początku lat 90’tych aż
do 97-98 roku było najbardziej znaną federacją MMA na świecie. Obecnie
– nadal cieszy się ogromną popularnością, jednak głównie w USA. Co
można powiedzieć o Pride? Połowa Europy i cała Japonia jest
zafascynowana tymi zawodami, jeżeli chodzi o USA – tylko ci dla których
mimo wszystko UFC jest … zbyt nudne. Postanowiłem zaryzykować, i porównać
obie federacje. Zapewne wiele osób się ze mną nie zgodzi, ale… Czy
ktoś powiedział, że trzeba się ze wszystkim zgadzać ? 🙂 Tak więc
dla jednych (albo i wszystkich) będę bredził, dla innych – mówił
(pisał) dość rozsądnie. Dziś przedstawie tylko UFC, przy następnej
okazji Pride (kilka dni). 

!! Zaczynamy !!

Federacja Ultimate Fighting Championship od lat jest uznawana za najlepszą
w USA, i żadna mimo wszystko nie może zbliżyć się do jej poziomu.
Jednak dla mnie UFC prezentuje dość mizerny produkt. Dlaczego? Nie
podoba mi się polityka federacji, to po pierwsze. Tim Sylvia stoczył
wcześniej jedną walkę w UFC, i od razu dostał title shot i pojedynek z
Ricco Rodriguezem w prezencie. Ricco który musiał pracować na swoją
pozycję walcząc wcześniej podczas kilku gal Pride, oraz biorąc udział
w turniejach Abu Dhabi, i wygrywając kilka razy w UFC został
potraktowany nieco nie na miejscu. Przecież to był mistrz do cholery!!
Można nie lubić zawodnika, ok, ale trzeba go szanować. Ricco będąc
champem dostał walkę z typowym średniakiem. Co zrobił Sylvia – każdy
wie. Tak więc traktowanie zawodników w UFC, no i zabawa z najważniejszym
tytułem w federacji, nie wpływa pozytywnie na moją ocenę. Czy teraz
ktoś może się dziwić, że tacy zawodnicy jak Couture (stracił tytuł
gdyż go nie bronił), Pulver, Bustamante i teraz Ortiz mają to wszystko
gdzieś, i biegną jeżeli tylko mogą gdzie indziej (a najlepiej do
Pride) ? 

Inny problem to powrót starych gwiazd. O ile są takie które wręcz
trzeba oglądać (Frank Shamrock), są też takie które powinny już
kilka lat temu zawiesić buty na kołku. Mianowicie – Tank Abbott &
Ken Shamrock. Tank zawsze był uwielbiany przez publiczność w USA, ci
ludzie po prostu kochają "bad boy’ów", ale czy przypadkiem
promotorzy UFC nie dostali jakiegoś ataku starszyzny? Gala UFC42
najdobitniej pokazuje, że czas dać szansę młodszym – słowem zmiana
warty. O ile w przypadku Tank’a można tylko narzekać (przynajmniej ja,
gdyż mimo iż lubię tego gościa, to po prostu chce oglądać walki na
dobrym poziomie, a ten pan obecnie tego nie zapewnia), to powrót Ken’a do
Octagonu był uzasadniony. Mnóstwo ludzi na to czekało a, że Ken też
chciał się "zabawić" z Ortizem tylko przyspieszyło proces
potwierdzenia tej walki. Szacunek dla Shamrock’a mam, to właśnie w
momencie w którym opuścił UFC i przeniósł się do WWF (udawany
wrestling), federacja popadła w głęboki kryzys, ale to co się dzieje z
nim na ringu to zupełnie inna sprawa. Wrócił do UFC, przegrał z
Ortiz’em – ok, ale nie.. Ken musi jeszcze powalczyć z Ian’em Freeman’em
.. No ale skoro kasa się zgadza… Osobiście mam tylko nadzieję iż UFC
nie powróci do "starej gwardii" i nie ściągnie Dan’a
Severn’a, i całej reszty.. Hehe, bo jak będzie inaczej to Paul Varelans,
Keith Hackney i cała plejada "gwiazd" z pierwszych gal UFC już
ustawia się w kolejce. Dajcie jeszcze Olega Taktarov’a który po swojej
wspaniałej karieże filmowej znalazł się na zakręcie. No ale Kimo
wraca … 🙂 Tak więc dla mnie, to powinny być ostatnie walki Abbott’a,
Shamrock’a, i chyba jednak Kimo, bo ten pan także jest już wiekowy, a
ostatnia walka jaką z nim widziałem nie stawia go w najlepszym świetle
(w zasadzie walki czyli vs Severn i vs Koshaka). 

No i czas na najważniejszą rzecz – walki. Pojedynki w UFC podobają mi
się średnio (w najlepszym wypadku).. Przynajmniej puki nie obejżałem
gali Pride, UFC wydawało mi się ok. Obecnie jednak największe wrażenie
robi na mnie lightweight division. Mamy – Thomas’a, Serre, Penn’a, Uno,
Edwards’a. Gdyby jeszcze był Pulver… Naprawdę – ta dywizja w UFC rządzi,
i właśnie brak lightweight’ów uważam, za jeden z minusów Pride.. No
ale o tym później .. Wracając do UFC – dużym minusem jest… Octagon!
Tak tak, wiem, pewnie pomyślicie, że bredzę, ale nie zmienia to faktu,
że walki w Octagonie bardzo często sprowadzają się tylko do jednego –
zagonić przeciwnika pod jedną ze "ścian" i okładać go czy
to na ziemi, czy gdzie indziej – bez różnicy. Byle blisko octagonu, to
nie będzie tak łatwo frajerzynie uciec. Mnóstwo zawodników z UFC
pokazuje nam tylko to jak to "stara" się boksować, natomiast
kiedy chcemy techniki, i naprawdę bardzo dobrych pojedynków trzeba czekać
na lightweight division, Ortiz’a, Liddell’a i Newtona. Matt Hughes
przynajmniej dla mnie – jest zawodnikiem mało ciekawym w oglądaniu (taki
mniejszy Mark Kerr lub Kevin Randlemann), a styl "ground &
pound" powoduje iż oglądając gale UFC mogę się nabawić zawału..
Narzekam i narzekam.. I tak będę oglądał UFC, ale jak już powiedziałem
– musi się coś zmienić, gdyż powrót Tank’ów itp. przynajmniej mi –
emocji nie zapewnia. Wszystko idzie do przodu, ale w UFC – dalej się
cofają.. Ahh no i o czymś nie wspomniałem – UFC uwielbia osiłków jak
McGee i Sylvia, niestety dla wielu fanów z USA, wzrost i siła liczy się
bardziej od umiejętności, a Bob Sapp gdyby tylko pojawił się w UFC od
razu byłby nr. 1 !! W Japonii jest znany, ale w USA czekano by tylko na
jego walkę z Abbott’em, bo będzie fajnie jak wymienią 10 ciosów i któryś
padnie..

Co można jeszcze uznać za minusy.. Chyba to iż zbyt często walczą
inni zawodnicy. Sądzę, że co jedną galę powinni się zmieniać
zawodnicy, ale nie częściej, wiadomo – trzeba wyleczyć kontuzje,
odpowiednio się przygotować.. Ale już podczas UFC 42 nie było
praktycznie żadnego zawodnika z UFC 40, o 41 nie wspominając. W każdej
dywizji powinno być co najmniej 4 bardzo dobrych zawodników, któży
winni być promowani jak Ortiz, czy kiedyś Shamrock i Tank. Tymczasem
mamy kolejnych nowych fighter’ów. I jak już mówiłem – bardzo dobrze,
ale na każdej gali jest 4-5 (jak nie więcej) nowych zawodników, ale ci
któży spodobali się poprzednio pojawią się np. za 8 miesiący kiedy
prawie każdy o nich zapomni. Hehe, zagmatwałem troche, ale to tylko wina
zbyt dużej ilości stresu w ostatnich dniach (maturka) i roztargnienia. 

Bardzo fajna jest oprawa gal, ale przecież nie to się liczy… 

Reasumując – UFC ma obecnie średni produkt, karty wyglądają raczej słabo,
walki – są średnie, zawodnicy – średni (chodzi mi o to że promowani są
tacy panowie jak Sylvia itp.), tytuły zbyt żadko bronione (skoro
wiedzieli że Ortiz chce więcej kasy, powinni od razu dać mu więcej lub
rozwiązać umowę, a nie miesiąc przed galą zmieniać main event). Ehh
Dana White & Zuffa powinni zerknąć na zawodników którzy występowali
podczas ostatnich 5-8 gal UFC i wybrać najlepszych. Oni powinni być
promowani, a reszta – adios i do KotC itp. 

Oto jak wyglądałby roster UFC wybrany przeze mnie poczynając od UFC 36:

Heavyweight’s : 
Randy Couture (ew. lightheavywieght)
Pedro Rizzo
Frank Mir
Andrei Arlovski
Ricco Rodriguez
Vladimir Matyushenko
Hermes Franca
+ Josh Barnett (ehh… Josh i po co koksowałeś?!)

Lightheavyweight’s :
Renato “Babalu” Sobral
Vitor Belfort
Chuck Liddell
Rich Franklin
+ Tito Ortiz (piszę tak, daltego iż przynajmniej słuchając reklamy
odnośnie UFC 43, wyraźnie słychać
jak jest powiedziane "Couture vs Liddell for the title", więc
ciężko powiedzieć jak to z Ortiz’em będzie)

Middleweight’s :
Matt Lindland
Phil Baroni (ew. lightheavyweight)
David Loiseau
+ Murilo Bustamante (i po co odchodziłeś… ehh głupie UFC;)
+ Pat Miletich jak przytyje kilka kg 🙂
+ Farank Shamrock (gdyby tylko wrócił..)

Welterweight’s : 
Matt Hughes
Hyato Sakurai
Sean Sherk
Robbie Lawler
Aaron Riley
Steve Berger
Carlos Newton

Lightweight’s : 
Matt Serra 
BJ Penn
Caol Uno 
Yves Edwards 
Genki Sudo 
Din Thomas 
Duane Ludwig 

Hehe, jest to oczywiście tylko zabawa.. Ale .. Czy gale składające się
tylko z tych zawodników, nie stałyby na dobrym poziomie? Zawodnicy co do
których mam wątpliwości to mimo wszystko Rizzo i Belfort (obaj ostatnio
w słabiej formie), ale reszta jest jak najbardziej ok. A teraz wyobraźcie
sobie, że walczą na ringu Pride – zawody ciekawsze o jakieś 30% …

cd. soon 

Deliquent aka Detonate

Scrolluj dalej, albo kliknij tutaj,
by obejrzeć kolejny wpis