Grzegorz Sobieszek: „Piłkarze to cioty, tylko fighterzy mają jaja” – co łączy bramkarzy z fighterami, komu należy się prawdziwy szacunek?
„Piłkarze to cioty, tylko fighterzy mają jaja” – co łączy bramkarzy z fighterami, komu należy się prawdziwy szacunek (i czy komukolwiek z wymienionych), a dla kogo pogarda po wsze czasy…
Od razu uprzedzam, tekst nie jest o piłce tylko pewnym zjawisku. Ci zainteresowani pro tekstami o piłce muszą się udać na swoje prywatne Facebooki, tam teraz każdy jest trenerem każdej kadry
✅ Gdy tylko rozpoczęły się mundialowe zmagania w Rosji, cały fighterski internet zalała fala grafik i filmików które dissowały piłkarzy. Z perspektywy osoby siedzącej „od zawsze” w środowisku sportów walki, było to nawet zabawne i odrobinę satysfakcjonujące. Wreszcie ktoś dokuczał milionerom biegającym za kawałkiem napompowanej skóry! Filmowe kompilacje były bezlitosne. Udawanie kontuzji i płaczliwe skargi na nieistniejące faule przez ulizanych gogusi vs. twardzi goście zamknięci w klatce, bijący się w kałuży krwi, a po walce oddający sobie szacunek. Czy może być coś bardziej działającego na wyobraźnie? Od razu rodzi się polaryzacja: sport dla chłoptasi vs. prawdziwi twardziele. Ze smutkiem przyznaje, że sam niejednokrotnie przyłożyłem rękę do takiej narracji obecnej w mediach społecznościowych. Niedawno jednak dopadła mnie refleksja. Czy to jest zasadne? Kto tak naprawdę ma jaja i czy na pewno zawsze są to zawodnicy sportów walki. Co to w ogóle znaczy mieć jaja i być twardym?
✅ Na początku trzeba będzie zdefiniować pojecie „prawdziwy twardziel”, bo jest ono nieostre i dla każdego oznacza coś innego. Dla mnie to gość, który jest odważny, nie dyga przed byle czym i nie zostawi Cię na lodzie. Nie tylko na zawodach i treningach, ale również w codziennym życiu. To drugie jest nawet ważniejsze, bo przecież życie „zdarza się” dużo częściej niż treningi i zawody. Czy aby zawsze spotkani przeze mnie fighterzy mieścili się w tej definicji? No właśnie… Znam środowisko SW od podszewki. Miałem w życiu taki czas w którym dorabiałem sobie stojąc na ochronie w nocnych klubach. Rola wykidajły nie była spełnieniem moich życiowych marzeń, ale pensja była na tyle dobra, że mnie skusiła i co tydzień łatała wątły domowy budżet. Pewnie nie wiecie, ale wam powiem, że praca „bramkarza” (nomen omen) wymaga specyficznych predyspozycji. Całą noc użerasz się z problematycznymi debilami, bo przecież tych grzecznych gości widzisz tylko na chwilę. Wchodzą i mówią „dzień dobry”, bawią się, wychodzą i mówią „dobranoc”. Natomiast Ci niegrzeczni debile są do twojej dyspozycji całą noc w konfiguracji jaką sobie tylko wymarzysz. Ten nie zapłacił za drinka, tamten obmacuje dziewczyny, ten bije się w kolejce do kibla, tamten rzuca butelkami w klub bo go nie wpuścili, ten sika w kącie sali, a tamten okrada kurtki powieszone na krzesłach, ten wciąga koks na barze, a tamten kradnie alko z za baru… Do wyboru do koloru. Musisz mieć naprawdę nerwy ze stali i jaja z tytanu. Dlaczego o tym pisze? Bo na bramkach zwykle pracowali ludzie mniej lub bardziej związani ze sportami walki. Były sytuacje w których można było przetestować: czy ktoś ma tytan w majtkach czy jego slipy są wypełnione pluszowymi misiami. Zadania testowe? Proszę bardzo:
Najebany gość podczas dyskusji na wejściu do klubu wyciąga klamkę i grozi, że was odjebie jak nie wejdzie. Nie wiesz czy to giwera, straszak, gazówka czy atrapa. Co robisz?
Wychodzisz sam po skończonej robocie o trzeciej w nocy. Pusty parking, ciemno jak w dupie, a tam czeka na ciebie dziesięciu gości z pałami. Jednego poznajesz, wyrzuciłeś go tej nocy najebanego z klubu. Zamierzają Ci zrobić trepanacje czaszki, ale nie wyglądają na lekarzy specjalistów, raczej na grabarzy. Wołasz głośno ziomka z którym pracowałeś tej nocy, ale nie słyszy, albo nie chce słyszeć. Co robisz?
Wyprowadzasz naćpanego gościa z klubu, on wraca za 20 minut i rzuca się na ciebie z pianą na ustach i z nożem w łapie. Co robisz?
Barmanka woła Cię, bo gość nie zapłacił za drinka. A ten ananasek na twój widok chwyta kosę z za baru do krojenia limonek i grozi, że najpierw wbije ją barmance, a później tobie. Co robisz?
Stoisz z dwoma ziomkami na wejściu, jesteście sami, a tu nagle leci na was banda 30 typa z kamieniami, butelkami i bejsbolami, bo tydzień temu jeden z nich dostał w ucho za obmacywanie dziewczyn na parkiecie. Wiesz, że jest was za mało i że dostaniecie ciężki wpierdol. Co robisz?
Barmanka dzwoni, że koleżance ze zmiany naćpany gość rozbił butelkę na twarzy i ona leży cała we krwi, a tamten biega z tulipanem po klubie. Wygląda jakby był na kuracji, potem wciągnął wszystko co mieli dilerzy w klubach na Mazowieckiej, a na koniec popił wódką. Co teraz?
✅To tylko część z historii o których opowie wam każdy kto kiedyś pracował na bramce. Brzmi jak poligon? Bo czasami tak było. A na tym poligonie mogłeś sprawdzić czy ziomek który jest dobry na treningu i w ringu, nie wymięknie i nie zostawi cie na lodzie jak tamtych będzie dwudziestu, a was w robocie akurat tylko dwóch. Czasami to była brutalna wojna. Nie ma się co czarować – nie byliśmy tam gośćmi co wkładają kwiatki w lufy karabinów. Smutna refleksja jest taka, że nie każdy dobry zawodnik i fighter miał jaja. Niestety, część nie miała. Bez ksywek i szczegółów, ale tak niestety bywało. Dlatego jak widzę memy gloryfikujące sportowców zajmujących się sportami walki, że niby są tacy twardzi, a reszta „to pedały” zawsze myślę sobie o tych sytuacjach. Czy to znaczy, że Ci co nie wymiękali to „prawdziwi twardziele”? Dla mnie tak, ale to też tak naprawdę niewiele znaczy. Dlaczego? Bo znam jeszcze większych twardzieli…
✅Wróćmy do piłkarzy. Nie znam ich zbyt wielu. Nie lubię piłki, niezbyt często ją oglądam. Dla przykładu powiem, że z tego mundialu widziałem 20 minut meczu. I to tylko dlatego, że leciał jak akurat jadłem obiad w knajpie. Ruscy strzeli gola, już nawet nie pamiętam komu Nie wiem czy piłkarze to twardziele czy też (jak chcieliby twórcy niektórych memów) „cioty”. Osobiście uważam, że nikomu nie należy się szacunek z automatu. Nieważne jaką dyscyplinę sportu uprawia. Jak dla mnie piłkarz, fighter i brydżysta startują z tego samego poziomu. Ważne jest to jakim jest człowiekiem i tylko to się liczy przy ocenianiu ich. Inna sprawa, że zdarza się sensowna krytyka piłki nożnej na poziomie systemowym i warto się nad nią zastanowić. Czy to normalne, że taki piłkarz zarabia miliony, a osoby naprawdę służące społeczeństwu jak nauczyciele i pielęgniarki dostają za swoją pracę grosze? Jak myślisz? Oczywiście, nadal wolę żeby to sportowcy zarabiali miliony, bo przynajmniej promują w mediach sportowy tryb życia, a np. tacy celebryci nie. Nie mniej jednak ta dysproporcja w zarobkach jest zastanawiająca. Przecież te wymienione wyżej zawody mają naprawdę różną społeczną użyteczność. I to jest rzecz która mnie naprawdę nurtuje, a nie to czy „piłkarze to cioty, a fighterzy mają jaja”.
✅Tak jak wcześniej pisałem – znam osoby które nawet małym palcem nie dotykają sportu, a „mają jaja”. Jeden z największych twardzieli jakich poznałem, to moja nieżyjąca mama. Krzykniesz mi: „JAK TO?!”. Przecież Ty wygrałeś niejedne zawody i nie wymiękłeś na widok noża nawet jak ich było dwudziestu! A Ona mój drogi wychowała w ciężkich czasach trzech synów uber łobuzów. Samotnie. Dała im dom, miłość i wykształcenie. Sama. To się nazywa mieć jaja. To jest odwaga i charakter. Ludzie którzy się nigdy nie poddali i z życiem się wzieli za bary – tacy mi naprawdę imponują. Dla nich prawdziwy szacunek!