MMA PLNajnowszePublicystykaKto jest, a kto nie jest w MMA dla kasy? [KOMENTARZ]

Kto jest, a kto nie jest w MMA dla kasy? [KOMENTARZ]

Tego jeszcze nie było… Jeden freakfighter niedawno oskarżył drugiego freakfightera (celowo nie podaję ich pseudonimów), że walczy on tylko dla kasy. Już dawno nic mnie tak w świecie MMA i freakfightów nie rozbawiło. Dlaczego? Dlatego, że po prostu każdy jest lub chciałby być w MMA dla kasy (choć istnieją również korzyści niematerialne). I to wcale nie jest dowód na materializm i „złe czasy”.

MMA dla kasy

Doceniajmy się

Za darmo to uczciwa cena, jak za darmo, to biorę… Mimo że najczęściej śmiejemy się z „Januszowania” i krytykujemy takie cebulowe podejście, część kibiców właśnie takie podejście prezentuje: „Chalidow nie przeszedł do UFC, gdy nie było na niego mocnego w KSW? Na pewno zrobił to dla kasy. Szpilka i Wrzosek zakończyli kariery i skupili się na MMA? Zrobili to dla kasy!”

No i teraz warto zapytać pretensjonalnego kibica, czy zawodnicy mają walczyć za darmo. Co oznacza walka za darmo lub za kwoty, które nie pozwalają na utrzymanie siebie lub rodziny? To oznacza, że zawodnik będzie musiał znaleźć sobie źródło utrzymania poza MMA, czyli zapewne pracować albo na etat, albo mieć własną działalność. W skrócie, będzie musiał poświęcić sporo czasu i sił, by się utrzymać, a MMA zejdzie na drugi plan, bo nie może być na pierwszym planie, jeżeli nie daje utrzymania. Już nie dwa treningi dziennie, a maksymalnie jeden. Jeżeli będzie czas i jeżeli siły pozwolą. A wtedy „Janusz” powie, że kondycja już nie taka, że nie chce się trenować, że popularność uderzyła do głowy.

Warto zadać sobie pytanie. Pracowałbyś gdzieś za darmo? Pewnie nie. Bardzo szanuję ludzi, którzy decydują się na różne wolontariaty, ale nie oszukujmy się – każdy dąży do tego, by ze swojej pracy mieć korzyści. Materialne, lub niematerialne, pośrednio lub bezpośrednio, teraz lub za jakiś czas. Niezależnie od tego, czy ktoś robi za darmo lub za pieniądze, powinniśmy wzajemnie się doceniać. Choćby powstrzymując się przed napisaniem jakiegoś nierozsądnego komentarza o tym, że ktoś walczy w MMA dla kasy.

Dziwnym zbiegiem okoliczności ludzie, którzy nieustannie mówią o wielkich ideałach, są tymi samymi ludźmi, którzy zarabiają na pracy idealistów.

Kto nie walczy w MMA dla kasy?

Naprawdę podziwiam ludzi, którzy pracują, trenują i jeszcze w dodatku walczą na galach. Za naprawdę niewielkie pieniądze. Czasami nawet nie zawsze płacone na czas. I, moim zdaniem, tacy ludzie nie są w MMA dla kasy. To całkiem spora grupa zawodników, ale nie jest to grupa jednolita. Są wśród nich zarówno młode wilki, które płacą frycowe (walczą wszędzie, gdzie mogą się pokazać, by już nie walczyć za marne grosze, ale za przyzwoite stawki), jak również starsi zawodnicy z ułożonym życiem, którzy robią to, bo po prostu lubią walczyć. Ale nie każdemu uda się dojść do tego poziomu, by utrzymywać się tylko ze sportu. Spora część nadal będzie pracować na etat i wydawać na przygotowanie się do walki więcej niż wynosi wypłata za pojedynek.

Każdy walczy po coś. Wcale nie muszą to być materialne korzyści. Ale wchodzą one do gry dopiero wtedy, gdy podstawowe potrzeby już są zapewnione. Nie można zaprzeczać piramidzie Maslowa. Musisz mieć co jeść, musisz mieć gdzie mieszkać, musisz czuć się bezpiecznie, a nie dostaniesz tego za darmo. Musisz mieć pieniądze. I każdy pasjonat dąży do tego, by to pasja dawała mu zarobek. Między bajki wrzucam stwierdzenie, że realizując swoją pasję za pieniądze nie przepracujesz ani jednego dnia w roku. Trening od czasu do czasu to przyjemność. Katowanie swojego organizmu 2 razy dziennie to ciężka praca, nawet jeżeli jest to pasja. Powinna być doceniona. I przez kibiców, i przez właścicieli organizacji.

Sport zawodowy to sport za pieniądze. A co z freakfightami?

Ktoś może powiedzieć, że najbardziej znani youtuberzy, influencerzy i celebryci nie potrzebują już pieniędzy, więc wcale nie walczą w MMA dla kasy. Serio? Kasa zawsze się przydaje, szczególnie tak duża, a apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jeżeli wszedłeś na jakiś poziom luksusu, trudno jest z niego zrezygnować. A luksusy kosztują. Trzeba na nie zarobić. Nie sądzę, że tak olbrzymie kwoty za pojedynki (które są poza zasięgiem profesjonalnych zawodników) wzięły się znikąd. Nie sądzę, że celebryci walczą sobie ot tak, skoro zarabiają takie kwoty. No i nie oszukujmy się – sama idea freakfightów to sprzedawanie konkretnego produktu osobom zainteresowanym. Rozrywka to też biznes. Duży biznes.

Wróćmy do występów celebrytów. Po pierwsze, jest to spieniężanie swojej popularności, która wcale nie jest im dana na długi czas. Bardzo łatwo jest spaść w odmęty zapomnienia. Jeżeli dzięki fanom zarabiałeś setki tysięcy złotych, a nagle zarabiasz już tylko kilka tysięcy, to źle działa na psychikę. Musisz zrobić coś, co znów przyciągnie ludzi, np. zawalczyć we freakfightach. Po drugie, to okazja do przypominania widzom o swoim istnieniu i zdobywanie popularności wśród widzów najbardziej zainteresowanych obserwowaniem ich w mediach społecznościowych. Czyli po prostu kolejne źródło popularności, kolejne miejsce, gdzie można się pokazać i łapać nowych followersów. Po trzecie, zawsze lepiej jest mieć dwa źródła zarobkowe niż jedno. Więc tak, celebryci też walczą dla kasy, pośrednio lub bezpośrednio. Nawet jeżeli nie narzekają na swój stan posiadania. Cel jest taki, by ten stan posiadania utrzymać i by jak najdłużej utrzymywać popularność dającą wymierne zyski. A tysiące złotych na już, na teraz? Kto by nie odmówił?

A Joanna Jędrzejczyk nie zawalczy we freakfightach! Bo ją na to stać, pod różnymi względami

Ktoś może wysnuć kontrargument, że nadal są ludzie z ideałami, którzy „nie zniżą” się do startów we freakfightach. Joanna Jędrzejczyk zapowiedziała, że nie zawalczy we freakach, nawet za 2 miliony złotych. Cieszę się. I nie będę złośliwie pytał, czy w takim razie zawalczy za 3 lub 4 miliony (jak pytają inni), bo szanuję jej deklarację i uważam jej podejście za bardzo pozytywne.

Klucz w tym, że Joanna Jędrzejczyk należy do obrotnych zawodników, którzy utrzymują swoją popularność (a zarazem zdolności zarobkowe) nawet jeżeli już dawno nie walczyła. Zresztą sama Jędrzejczyk w tym samym wywiadzie przyznaje, że potrafi zarabiać pieniądze. To ten typowy dylemat, co robić, gdy naturalnie kończy się życie zawodnika. Ktoś sobie radzi lepiej, ktoś nie radzi sobie wcale. Widząc, co czasami dzieje się z emerytowanymi sportowcami (ratowanie zdrowia, używki, brak zdolności zarobkowych po zakończeniu kariery), każda aktywność jest pozytywna i dobrze świadczy o zawodniku.

Dlatego wcale nie jestem przeciwnikiem „drugiej młodości” Tomasza Adamka (choć drażni mnie jego brak szacunku dla innych zawodników). To, czy mnie ta „druga młodość” interesuje, to już zupełnie inna bajka. Tomasz Adamek ponoć uważa, że nie walczy dla kasy, ale z pewnych względów zarobione przez niego kwoty są naprawdę duże, a dawna krytyka freakfightów zamieniła się w pojedynki na galach.

Do ringu lub klatki chciałby wrócić Artur Binkowski. Dla kasy? To pytanie retoryczne. Czarno na białym widać, że pięściarz potrzebuje pieniędzy. Spróbujmy postawić się na jego miejscu. Można uważać, że Binkowski nie zasługuje na pojedynek, ale nie można ganić go za chęć zarabiania pieniędzy w tak trudnej dla niego sytuacji. I nie wyrokowałbym, co stałoby się z zarobionymi przez niego pieniędzmi. Tak, potrzebuje wsparcia nie tylko finansowego. Ale za takie wsparcie też się płaci.

MMA dla kasy – skończmy z tabu

Nie każdy powie wprost, że walczy w MMA dla kasy. Nie wiem, czy to strach przed krytyką, czy zwykła hipokryzja, ale cieszyłbym się, gdyby przestano traktować temat pieniędzy jako tabu. Uwolnijmy się od hipokryzji, zawiści i oskarżeń. Wszyscy potrzebujemy pieniędzy.

Warto zadać sobie pytanie: skoro nie pracujesz za darmo, to dlaczego występy w MMA nie powinny być tylko dla kasy? I ty, i zawodnik poświęcacie swój czas i energię. Dlaczego zawodnik miałby to robić za darmo tylko po to, by inni mogli go oglądać.

Jeszcze istotniejsze pytanie jest takie: czy zarabiając te duże kwoty robisz coś naprawdę pozytywnego? Dostarczanie rozrywki jest pozytywne, ale nie można stawiać znaku równości między dostarczaniem rozrywki a promowaniem patologii.

Scrolluj dalej, albo kliknij tutaj,
by obejrzeć kolejny wpis