MMA PLNajnowszeBez kategoriiCzy „Nastek” chwyci „Minotauro” za rogi

Czy „Nastek” chwyci „Minotauro” za rogi

 nastula.jpgVS minotauro.jpg

„Paweł Nastula vs Rodrigo Nogueira – czyli czy „Nastek” chwyci „Minotauro” za rogi”

Gamrot - Dos Anjos

Pride Fighting Championship – największa organizacja MMA na świecie. Największe pieniądze, największe gwiazdy. Mirco „Cro Cop” Filipovic, Fedor Emelianenko, Antonio Rodrigo Nogueira, Vanderlei Silva, Ricardo Arona. To 5 czołowych zawodników tejże federacji. Wśród nich Paweł Nastula, który podpisał kontrakt na 5 walk, w tym możliwość uczestnictwa w turnieju, w którym może odbyć się kilka pojedynków. Każdy z wyżej wymienionych zawodników, może być w przyszłości jego przeciwnikiem. A w zasadzie tylko 4 z nich. Albowiem 26 czerwca, w dniu swoich 35 urodzin rywalem Pawła będzie Antonio Rodrigo „Minotauro” Nogueira, były mistrz wagi ciężkiej, uznawany za jednego z najlepszych zawodników na świecie. – „Niektórzy nazywają to przeznaczeniem” – mówi Nastula.

Nogueira stanowi niezwykłe wyzwanie dla utytułowanego judoki, jego kariera układa się wręcz modelowo. Wygrał 6 walk z rzędu pokonał m.in. Jeremy Horna, Andreia Kopylova, a w swoim 7 pojedynku przegrał z uznawanym za jednego z najbardziej wszechstronnych zawodników – Danem Hendersonem. Przegrał jednak przez nie jednogłośną decyzję, a 2 lata później doszło do rewanżu, który Nogueira wygrał przez armbar. Następnie były zwycięstwo w turnieju RINGS „Kings of Kings 2000”, i występy w organizacji, Pride które rozpoczął od mocnego uderzenia pokonując doświadczonego Gary’ego Goodridge’a. Później nie dał szans jednemu z najlepszych zapaśników, specjaliście od ground & pound – w końcu – byłemu mistrzowi UFC i zwycięzcy Grand Prix Pride, Markowi Colemanowi. Na kolejnej gali został pierwszym w historii mistrzem wagi ciężkiej Pride, po tym jak bez większych problemów zdominował Heath’a Herringa, w swoim czasie absolutną czołówkę kategorii heavyweight. W zasadzie na tym można skończyć, gdyż jest to wystarczająca rekomendacja dla tego fightera. Jednak dopiero w swoich kolejnych występach, Nogueira pokazał, na co go naprawdę stać. Wygrał przez TKO z Ensonem Inoue, zawodnikiem, który woli, aby połamano mu wszystkie kończyny, niźli miałby odklepać w matę. Kolejnym rywalem był Sanae Kikuta, którego „Nog” pokonał przez KO, ale tak naprawdę dopiero w walce z Bobem Sappem, udowodnił, że nie jest tylko „papierowym” mistrzem. Przetrzymał szaleńcze ataki swojego rywala, na nic zdały się rzuty, w których Nogueira odgrywał rolę szmacianej lalki. Wygrał w 2 rundzie przez dzwignię łokciową. Ta walka sprawiła, że Nogueira już dziś jest uznawany za legendę MMA. I choć zanotował porażki z Fedorem Emelianenko, to jest bez wątpienia zawodnikiem światowej klasy. Najbardziej świadczy o tym wygrana z Mirco Filipovicem, najlepszym uderzaczem w historii MMA, byłym zawodnikiem K-1, którego „Nog” poddał na początku 2 rundy, mimo iż chorwacki wojownik dominował w całym pojedynku. Ale taki właśnie jest Nogueira – nieobliczalny. Bardzo dobry w stójce, co pokazał w walkach ze wspomnianym Herringiem czy Kharitonovem, i fenomenalny w parterze. Nadal jest także głodny sukcesów, tak więc Pawła Nastulę traktuje tylko i wyłącznie jako kolejnego zawodnika, którego musi pokonać, aby ponownie zmierzyć się z mistrzem PFC. Jest uznawany za zdecydowanego faworyta, ale w Pride często zdarzają się niespodzianki. Tyle tylko, że przeszłość Nastuli powoduje, iż porażka Nogueiry nie będzie uznana za niespodziankę, a przynajmniej nie w samej Japonii, gdzie Paweł cieszy się dużym uznaniem i szacunkiem. Niestety, w naszym kraju takie zjawisko nie ma miejsca, co pokazują najdobitniej opinie wielu „fachowców”, którzy wiedzę o MMA czerpią chyba ze „słynnej” produkcji Sylwestra L. pt. „Klatka”. Najważniejsze jednak, że „Nastek” zdecydował się zrobić decydujący krok, i podpisał kontrakt z Pride ku uciesze polskich fanów. Gdyby nie jego skromna osoba, nie czekalibyśmy na Critical Countdown tak bardzo, jak obecnie.
Paweł zna swoją wartość, zna także swoje słabe strony, czego zresztą nie ukrywa. Jego umiejętności bokserskie – jak sam przyznał – pozostawiają wiele do życzenia, natomiast w parterze radzi sobie bez większych problemów. Podczas treningów walczył z kilkoma przeciwnikami pod rząd, i zawsze z tych starć wychodził zwycięsko. Krzysztof Kosedowski (który poleciał z Pawłem do Japonii), Mirek Okniński, Grzegorz Jakubowski (Mighty Bulls) oraz Luciano Lagarto Rodriguez ze słynnej szkoły Gracie Barra, byli „nauczycielami” Nastuli. O lepszych w naszym kraju trudno, tak więc miejmy nadzieję, iż przekazali Pawłowi, na co powinien zwrócić większą uwagę, i co wymaga szczególnej poprawy. Zresztą człowiek, który wygrał w judo 312 walk z rzędu, pokonując takich zawodników jak Antal Kovacs czy Pedro Soares, sam doskonale wie, co jest jego piętą achillesową. Aczkolwiek, pozostaje jedno pytanie, na które odpowiedź poznamy już za kilka dni – czy jest odporny na ciosy? Może to mieć decydujące znaczenie w tej konfrontacji, gdyż jak wiadomo Nogueira umie trzymać walkę na dystans, oraz nienajgorzej czuje się w klinczu, gdzie stara się wykorzystywać swoje kolana. I choć do zawodników pokroju „Cro Cop’a” czy Vanderleia nadal sporo mu brakuje, to jednak w wadze ciężkiej jest jednym z najlepszych uderzaczy. Treningi bokserskie z kadrą Kuby wyszły mu na dobre, i nie jest to najlepsza wiadomość dla „Nastka”. Znacznie gorsza, to ta, iż do tej pory Nogueira nie został nigdy znokautowany. Nigdy też nie przegrał przez submission (jeżeli chodzi o karierę MMA oczywiście), tak więc trudno spodziewać się, aby tym razem miało być inaczej. Największym atutem Nastuli, może być natomiast jego siła i szybkość przy sprowadzeniach do parteru. Nogueira zawsze miał problemy z zawodnikami, dysponującymi dużą siłą fizyczną (vide Fedor, Cro Cop, Sapp, Rodriguez), a wydaje się, iż u Polaka nie jest z tym najgorzej. Czy jednak to wystarczy, aby pokonać „Minotauro”?
Nie należy oczekiwać cudów, gdyż będzie o to naprawdę ciężko, zważywszy choćby na doświadczenie Nogueiry. Najważniejszą sprawą, jest to, aby Paweł pokazał się z jak najlepszej strony, i pokazał próbkę swoich nieprzeciętnych umiejętności w starciu z jednym z najlepszych zawodników na świecie. Wynik walki nie będzie miał wówczas większego znaczenia, albowiem przegrać z Nogueirą to żaden wstyd, gdyż wielu próbowało wygrać, a udało się tylko nielicznym. – Teraz będę się bił wyłącznie na swoje konto. Oczywiście jest ryzyko, że przegram, ale japońscy kibice cenią nie tylko zwycięstwo, ale i hart ducha wojownika, ambicję – powiedział Nastula w jednym z wywiadów. I właśnie to musi pokazać Paweł, aby zyskać jeszcze większe uznanie. Od tej jednej walki zależy albowiem dobór jego przyszłych przeciwników. Jeżeli zaprezentuje się z dobrej strony, dostanie walki z nieco słabszymi przeciwnikami, ocierającymi się o czołówkę. Jeżeli przegra – zakładając najczarniejszy scenariusz – w 1 rundzie przez KO, zacznie dostawać walki z przeciwnikami typu Mirco Cro Cop, Mark Hunt itp. DSE będzie chciało skonfrontować jego styl z typowymi strikerami, co miało już miejsce w przeszłości, przy okazji zarabiając solidne pieniądze na siniakach Pawła. Jest to albowiem zbyt wielkie nazwisko, aby walczyć z typowymi przeciętniakami, czy japońskimi jobberami. Ale „Nastek” – według mnie – może mówić o prawdziwym szczęściu w nieszczęściu, albowiem na początek dostał zawodnika z czołówki wagi ciężkiej, którego styl nie jest tak wyniszczający jak wspomnianego Cro Copa, Fedora czy Kharitonova. Dobrze się stało, iż nie walczy z middleweightem, gdyż wówczas jego szybkość byłaby znacznie mniej widoczna, a poza tym zawodnicy z dywizji średniej są obecnie najlepszymi strikerami w Pride.
Wiele osób było zdecydowanie przeciw jego startom w formule MMA. Ludzie, którzy nigdy nie interesowali się tym tematem, wyrażali opinie typu „Nastula zdecydował się na występy w organizacji, w której nie występują żadne zasady”, „ Nastula rozmienia się na drobne”, „jak widać liczą się dla niego tylko pieniądze” itp. Nikt jednak nie wspomniał o jego ogromnej odwadze, bo takową trzeba mieć, aby zdecydować się na występy w Pride. I nie ważne jak dużo zer znajduje się na czeku, który może zapewnić spokojny byt – przynajmniej na pewien okres czasu. Jego walka w organizacji Nobuyuki Sakakibary to spełnienie marzeń większości Polskich fanów MMA. Można to porównać do pierwszej walki Andrzeja Gołoty o mistrzostwo świata w wadze ciężkiej. Tyle tylko, że o boksie każdy coś jednak wie, a o MMA? Występ Pawła Nastuli to także szansa na poprawienie wizerunku Mixed Martial Arts w naszym kraju. Oczywistym jest, że podpisując kontrakt nie myślał, iż może stać się osobą, która będzie miała duży wpływ na – być może – sukces MMA w Polsce. Jednak wydaje się, że od tego jednego występu nie zależy tylko i wyłącznie jego dalsza kariera, ale jednak coś więcej. Już wiadomo, iż całą galę wyemituje Polsat Sport (od 9 do 13:30 – przyp. Detonate). Być może dzięki tej jednej walce bądź gali, ludzie zrozumieją (na pewno nie wszyscy), na czym to polega, i przestaną bawić się w „suchych” ekspertów”. Jednak odpowiedź na to, czy zaszły jakiekolwiek zmiany poznamy dopiero za jakiś czas. Natomiast już dziś wiadomo, że przed Pawłem Nastulą niezwykle ciężkie zadanie. To kolejny etap w jego sportowej karierze. Miejmy nadzieję, że nie mniej udany. Powodzenia już 26 czerwca!!!

Scrolluj dalej, albo kliknij tutaj,
by obejrzeć kolejny wpis