Czy to będzie największe „Co by było gdyby?” polskiego MMA? O karierze Tomasza Narkuna słów kilka [KOMENTARZ]
Rok 2018. Fani zastanawiają się, co dalej z karierą Tomasza Narkuna, świeżo co odnoszącego dwukrotne zwycięstwo nad Mamedem Chalidowem, cementujące jego pozycję jednego z najlepszych nad Wisłą. Rok 2024. Nikt już nie pyta, co dalej z karierą popularnego “Żyrafy”. I to nie jest dobre.
Droga na szczyt
Historia Narkuna miała wszystko, by zaprowadzić go na podbój dużych, międzynarodowych organizacji. Debiutował u naszych zachodnich sąsiadów, na lokalnej berlińskiej gali. Szybko znalazł się też w turnieju prężnie działającego M-1. W pierwszych dziesięciu pojedynkach przegrał tylko z absolutną europejską czołówką – Wiaczesławem Wasilewskim, pseudonim Slava.
Taki bilans otworzył mu drogę do KSW. Tam w pierwszych pojedynkach przegrał tylko z Goranem Rejlicem – późniejszym mistrzem kategorii półciężkiej. Pojedynek mocno wyrównany, mogący iść w każdą ze stron. Temu samemu Chorwatowi Narkun rewanżuje się niecały rok później. Na Wembley Arena Polak potrzebuje 115 sekund by wyrwać najważniejsze trofeum kariery w MMA.
Wzruszony Tomasz daje bardzo emocjonujący wywiad, który wzbudza masę sympatii fanów. Ma 25 lat, przed nim kawał kariery i kibice nad Wisłą mogli z ekscytacją myśleć, jak rozwinie się dalej droga młodego zawodnika Berserker’s Team.
Hitowa Duologia i kontrowersje
Dziś można się zastanawiać – czy to mistrzostwo zmieniło Tomasza Narkuna? Czy może był “zawsze ten sam”, a wejście na światła reflektorów odsłoniły prawdziwy obraz urodzonego w Stargardzie “Żyrafy”.
Narkun zaczął emanować pewnością siebie. Bardzo dużą. Wielu mówiło też, że zbyt dużą. Na mówienie że jest się na poziomie legendarnego Fiodora Jemelianenki czy też urzędującego wtedy na tronie wagi półciężkiej Daniel Cormiera to coś, na co fani mogą przymknąć oko, wszak większość mistrzów jest przekonana o swoim statusie najlepszego na świecie. Bez sprawdzenia się jednak ze światową czołówką swojej kategorii, było to co najwyżej niesmaczne.
Dużo gorzej, gdy obok takich wypowiedzi dochodzi jeszcze trash-talk. Bardzo dziwny trash-talk. Krytykowanie swojego rywala za to, że samemu łapało się jego włosy i dostało minusowy punkt? Mówienie że rywal bił się ze słabymi zawodnikami, gdy ten ma na rekordzie klubowych kolegów? Teksty o tym że to nie on czeka na UFC tylko UFC na niego? To tylko wierzchołek góry lodowej problemów wizerunkowych byłego mistrza wagi półciężkiej.
Mimo to jednak wygrywał. I to doprowadziło go do hitowej walki z Mamedem Chalidowem. W Marcu 2018 roku przerwał passę 15 walk bez porażki Czeczena a w grudniu tego samego roku pobił go ponownie. Tomasz Narkun był na szczycie z rekordem 16-2. Ma serię siedmiu zwycięstw z rzędu nad naprawdę dobrymi rywalami. Świat MMA wydaje się być jego.
Powolna droga w dół
Na początku 2019 roku Tomasz Narkun nie wrócił do obrony pasa wagi półciężkiej. Ambicja popchnęła go do próby zdobycia drugiego pasa. Na KSW 47 rzucił rękawice mistrzowi wagi ciężkiej, Philowi De Friesowi. Anglik nie dał sobie odebrać pasa. Zdominował Polaka, u dwóch sędziów uzyskując przewagę dwóch punktów w pierwszej odsłonie. Złośliwi do dzisiaj wypominają Narkunowi, jak zdjął De Friesowi spodenki w czwartej odsłonie.
Ta przegrana odpaliła nowe pokłady żółci w języku medialnym Narkuna. Stał się jeszcze bardziej pyskaty, bezczelny. Możnaby pomyśleć, że prowokował, aby tylko mówili, bo zła prasa to dalej prasa. Wyzywał swojego byłego rywala od podrabiańców. Innemu rywalowi, Ivanowi Erslanowi, pokazywał środkowe palce i prowokował na ważeniu. Środkowe palce stały się podstawą języka Narkuna – używał ich chociażby w pojedynku na słowa z Scottem Ashkamem, jakby dopiero co odkrył nowe emoji i spamował nim.
Lekcją pokory miał być rewanżowy pojedynek z De Friesem. Przed walką Polak nie ustępował. Nazywał rywala “podrabiańcem”, ujmując jego mistrzostwu oraz sugerując że jedyne co umie, to pokazywać dolną część kręgosłupa za pieniądze. Po tylu słowach, porażka w drugiej rundzie przez nokaut to nie jest coś, czego oczekiwano.
W 2022 Narkun dwukrotnie wraca do klatki. Najpierw po wojnie przegrywa z Ibragimem Czużygajewem jednogłośną decyzją sędziów, z którą nie zgadza się jeszcze w wywiadzie po walce. Potem przegrywa z Louisem Henriquem Da Silvą przez nokaut w drugiej rundzie. Kończy tym samym przygodę z KSW z rekordem 18-6 i serią trzech porażek z rzędu.
Brak godnych rywali?
Jak sugeruje już państwu podtytuł, po rozstaniu z krajowym gigantem spadła jakość rywali Tomasza Narkuna. Oczywiście zrozumiałe jest, że inne organizacje nad Wisłą (zwłaszcza te lokalne) nie dysponują takim budżetem jak KSW. Jednak NarkunTeam zdecydowanie idzie w budowanie rekordu rodem boksu.
Z trzech pokonanych ostatnio rywali, żaden nie był naturalnym zawodnikiem wagi półciężkiej. Antonio Zovak bił się nawet w limicie do -77 kilo w swojej karierze i był na papierze najlepszym nazwiskiem Tomasza z okresu post-KSW. Dwóch kolejnych – Jussi Halonen oraz Akradiusz Jędraczka, nie dość że mieszali starty między wagą średnią i półciężką, to jeszcze ich ujemne rekordy doskonale oddawały różnice w poziomie w stosunku do Narkuna.
Można by powiedzieć “ok, ale gdyby któraś organizacja z lepszym budżetem się odezwała, to Narkun dostałby lepszych rywali!”. Błąd. Po usługi “Żyrafy” odzywał się zarówno Babilon jak i Fight Exclusive Night. Obie organizacje potwierdziły, że Narkun wraz z zespołem stawia poza warunkami finansowi, wytyczne dotyczące jakości rywali, co na twitterze dość osobliwie skomentował dość osobliwie Jakub Borowicz z FEN:
To samo potwierdziła organizacja CaveMMA. Po wypadnięciu Adama Kowalskiego w tygodniu gali, Narkun odmówił walki, pomimo że znaleziono mu zastępstwo. Wedle teamu Narkuna, nie było “satysfakcjonujących obie strony zastępstwa”. Fakt, Eder de Souza może nie byłby najlepszym rywalem w sportowym CV. Biorąc na uwagę bliski termin walki, był najbardziej emocjonującą i wyrównaną opcją. Patrząc po komentarzach innych organizacji, nie trudno nie zgodzić się z tymi fanami, którzy usilnie sugerują, że Brazylijczyk – mimo 40 lat na karku – był dla byłego dominatora wagi półciężkiej za mocny.
Czy Narkun zbuduje swój rekord pod UFC?
Jak już wspomniane było wyżej, rekord Tomasza Narkuna zaczyna być mocno budowany. Sam zawodnik Berserker’s Team jest przekonany, że światowy gigant się do niego uśmiecha życzliwie. Pytanie tylko czy nie jest to uśmiech politowania dla drogi, jaką obrał, by dostać kontrakt.
Mamy połowę 2024 roku. Do Dana White Contender Series, gdzie walczy się o kontrakt z UFC, dostali się dwaj młodzi zawodnicy kategorii półciężkiej z naszego kraju, Patryk Grabowski oraz Bartosz Szewczyk. Rzekomo na celowniku jest też młody Sergiusz Zając ale to na razie sfera plotek. W tym samym tygodniu co pisany jest obecny tekst, podpisanie kontraktu z UFC ogłosił pokonany przez Narkuna w 2020 roku Ivan Erslan. 32-letni Chorwat ma jedną wygraną w dwóch ostatnich walkach.
Czy 34-letni Narkun to zły zawodnik albo gorszy od wspomnianych wyżej? Nie. To ciągle jeden z lepszych chwytaczy, jacy są obecnie w MMA bez kontraktu z jakąkolwiek większą organizacją. I w takowej powinien się znaleźć. Coś się jednak pogubiło w sportowej drodze zawodnika ze Stargardu. I to bardzo zła wiadomość. Tomasz nie ma 20 lat i całej kariery przed sobą. W listopadzie minie 15 lat od jego zawodowego debiutu. Jeśli jeszcze jest a najlepszych latach wydajności swojego organizuje, to, patrząc po innych sportowcach, jest to końcówka. Nie można jej marnować na Jussi Halonenów tego świata.
Inaczej w najlepszym dla niego wypadku, wymarzone UFC się w ogóle nie przytrafi. W gorszym, trafi tam za późno by osiągnąć cokolwiek znaczącego, błąkając się między wygranymi i przegranymi. W najgorszym, trafiając tam za późno nie osiągnie zupełnie nic.
A kibice będą sobie mówić – co by było, gdyby…