MMA PLNajnowszeConor McGregorCo dalej z dywizją lekką? Wszystko w rękach szaleńca

Co dalej z dywizją lekką? Wszystko w rękach szaleńca

Dustin Poirier (22-5, 1 N/C) odniósł właśnie imponujące zwycięstwo nad Anthonym Pettisem (20-7) na UFC Fight Night 120 w Norfolk.

Rezultat ten oznacza, że “Showtime” może na dłuższy czas pożegnać się z walką o najwyższe cele. Nie powiodło się do końca w kategorii piórkowej, teraz po powrocie do dywizji lekkiej Pettis również został zatrzymany. Osobiście ciężko mi sobie wyobrazić, aby ten zawodnik wrócił jeszcze kiedyś na sam szczyt, ale pamiętajmy, że to jest sport i wszystko może się zdarzyć.

Całkowicie inaczej ma się sytuacja w przypadku Poiriera. Dzisiejsze zwycięstwo otwiera mu drogę do starć ze ścisłą czołówką dywizji. Na miejscu matchmakera UFC zestawiłbym teraz “Diamonda” ze zwycięzcą pojedynku Eddie Alvarez (28-5, 1 N/C) vs. Justin Gaethje (18-0). Niezależnie od rezultatu pojedynku byłoby to dobre zestawienie. W razie wygranej Gaethje otrzymalibyśmy rewelacyjny pojedynek dwóch bardzo agresywnie walczących zawodników, natomiast w razie zwycięstwa Alvareza mielibyśmy rewanż za walkę zakońconą kontrowersyjnym werdyktem.

A co dalej? W “normalnym” świecie Poirier powinien być już wtedy bardzo blisko walki o pas. Gdyby nadal respektowano pierwotne znaczenie rankingów najbliższe walki mistrzowskie w tej kategorii powinny być zestawione mniej więcej tak:

  1. Conor McGregor vs. Tony Ferguson
  2. Conor McGregor/Tony Ferguson vs. Khabib Nurmagomedov/Edson Barboza
  3. Conor McGregor/Tony Ferguson/Khabib Nurmagomedov/Edson Barboza vs. Dustin Poirier/Eddie Alvarez/Justin Gaethje

Taki byłby scenariusz idealny. Scenariusz, który najprawdopodobniej się nie spełni. I to przynajmniej z dwóch powodów.

Po pierwsze – za dużo może się tu, mówiąc potocznie, spierdolić. Walka Conora McGregora (21-3) i Tony’ego Fergusona (23-3) nadal nie jest oficjalnie potwierdzona. Poza tym przy tylu pojedynkach istnieje ryzyko, że ktoś wypadnie. Głównym “podejrzanym” jest tu oczywiście Khabib Nurmagomedov (24-0). Pojedynki “Dagestańskiego Orła” trenującego na co dzień  w American Kickboxing Academy były odwoływane już tak często, że wcale nie zdziwi mnie, jeśli UFC będzie w ostatniej chwili poszukiwać nowego rywala dla Edsona Barbozy (19-4) na UFC 219.

Po drugie – (nie)miłościwie nam panujący mistrz. Dla McGregora obrona pasa mistrzowskiego to nadal raczej bardziej starożytna legenda niż realny scenariusz, więc planowanie kilku obron do przodu jest już w ogóle totalną abstrakcją. Sprawę oczywiście ułatwiłoby, gdyby Irlandczyk pas stracił. Niektórzy rywale mają argumenty, aby mu zagrozić, choćby wspomnę o żelaznej kondycji i umiejętnościach grapplingowych Fergusona czy też świetnych zapasach Khabiba. Niestety (lub stety) Conor poza tym, iż jest strasznie irytujący jest również świetnym zawodnikiem, więc scenariusza, w którym to on będzie dzierżył przez dłuższy czas pas dywizji lekkiej wykluczyć nie można.

Na razie jednak Conor szaleje w pobliżu klatek. W Gdańsku podczas walki Artema Lobova (13-14-1, 1 N/C) był jeszcze stosunkowo spokojny, jednak już w Dublinie podczas pojedynku innego klubowego kolegi Charliego Warda (4-3) na Bellator 187 kompletnie oszalał. Popchnął sędziego Marca Goddarda i uderzył komisarza gali. Takie zachowanie powinno się spotkać z surową karą. Czy dotknie ona Irlandczyka? Prawdopodobnie nie.

Dlaczego? Wróćmy do gali UFC 217. Na konferencji po gali Dana White ogłosił, że nowojorska gala przekroczyła milion subskrypcji PPV. Ostatnio jednak dziennikarz MMAFighting Dave Meltzer zweryfikował te dane podając, iż rzeczywista liczba wykupionych PPV wynosi 875 tys. Wynik bardzo dobry. Ba, w tym roku najlepszy! Oznacza on jednak, że najbardziej naszpikowana gwiazdami gala roku nie była w stanie osiągnąć siedmiocyfrowego wyniku. Jedyną osobą w UFC do tego zdolną jest właśnie Conor McGregor. Tak więc moja reakcja na ewentualną karę dla Irlandczyka byłaby mniej więcej taka:

Gdzie może więc uciec McGregor przed czołowymi pretendentami najlepszej (chyba obok kategorii półśredniej) dywizji UFC? Właściwie wszędzie!

W głąb dywizji – zamknięcie kasowej trylogii z Natem Diazem (19-11).

W górę – superfight z Georgesem St. Pierrem (26-2). Ten pojedynek miałby szansę zostać najbardziej kasową walką w historii MMA.

W dół – mało prawdopodobne, ale rewanż z Maxem Hollowayem (18-3) też jest możliwy.

i…

w bok – nie można wykluczyć również kolejnej walki bokserskiej McGregora, tym bardziej, że można tam zarobić dużo lepsze pieniądze niż w MMA.

Rewelacyjna dywizja zależy teraz niestety od kaprysów rudowłosego Irlandczyka. Nam pozostaje tylko czekać na rozwój wypadków i oglądać kolejne świetne walki czołowych lekkich w UFC.

Scrolluj dalej, albo kliknij tutaj,
by obejrzeć kolejny wpis