„Boi się ze mną zawalczyć!” – Adrian Polak o czwartej walce z Ferrarim
Historia Adriana „Polaka” i Amadeusza „Ferrariego” jest prawdopodobnie najbardziej ikoniczną w historii freak fightów. Czy czeka nas, podsumowujący wszystko, czwarty pojedynek?
Spór pomiędzy Amadim, a „Polakiem” sięga niepamiętnych czasów. Od lat darzą siebie mniejszą, bądź większą nienawiścią.
Ich pierwsza walka odbyła się na gali FAME MMA 4 w Częstochowie. Był to niezwykle wyrównany bój, który do dziś jest uznawany za jeden z najbardziej emocjonujących w historii FAME. Niejednogłośnym zwycięzcą został wówczas okrzyknięty przez sędziów Adrian Polański.
Walka „Polak” vs. „Ferrari” 2 była co-main eventem świetnej gali FAME MMA 7. Był to jeden z najbardziej wyczekiwanych rewanżów w historii freak fightów. Doszło wówczas do niezgodnego z przepisami kopnięcia w głowę, którego nagranie obiegło cały świat. Sędziowie ogłosili wygraną Adriana ze względu na dyskwalifikację Amadeusza.
Trzeci pojedynek miał odbyć się bez limitu czasowego. Na wskutek kontuzji Roślika finalnie odbył się on na zasadach boksu ze zwykłym, jak na freaki, podziałem rundowym – 3x 3min. Po ponownie niezwykle wyrównanym boju sędziowie ogłosili „Polaka” niejednogłośnym zwycięzcą tej potyczki.
Oczywiście poza kapitalnymi widowiskami w oktagonie, panowie byli prawdopodobnie parą, która dostarczyła nam najwięcej emocji spośród wszystkich zestawień w historii freak fightów. Mowa naturalnie o otoczce medialnej, programach, aktywności w social mediach czy konferencjach na których pojawiały się nawet łzy.
Adrian Polak o Amadeuszu Ferrarim: Wie, że by przegrał!
Po wczorajszym programie FAME’u „CAGE: SPECIAL” Adrian udzielił wywiadu Mateuszowi Mściwujewskiemu z kanału „MMA-Bądź na bieżąco”. Panowie poruszyli wątek Amadeusza „Ferrariego” oraz potencjalnej czwartej walki pomiędzy nim, a właśnie Polańskim. Co o tym wszystkim sądzi zawodnik „WCA Fight Team”?
Co do walki z Ferrarim, to ja go mogę naje*ać w każdej chwili. On wie o tym i ja też dobrze o tym wiem, że on jest jest daleko za mną poziomem. On sobie zdaje z tego sprawę. Tak naprawdę to ta walka nie jest mu do niczego potrzebna, bo tylko wpie*dol może tutaj dostać i przegrać. On dobrze wie, że by przegrał. Co on zyska? No nic. Wygrywając ze mną niby może coś tam zyskać, ale o wiele więcej straci, przegrywając. Poniekąd mu się nie dziwię, że sie boi ze mną zawalczyć. Ja już przestaję napierać na tę walkę, bo to jemu powinno bardziej na niej zależeć, niż mi. (…) Bałbym się, że znów coś by się stało i do tego „no limit” by nie doszło. Z drugiej strony, jakby się zastanowić, dobrze brzmi ten „no limit”, ale tak się zastanówmy czy ten „no limit” byłby tak do końca dobry? Wyobraźcie sobie, że obaj walczymy zachowawczo, żeby przetrwać jak najdłużej, żeby jak najpóźniej się zmęczyć. Nie myślisz, że potrzebna byłaby właśnie taka solidna bitka przez 3 rundy? (…) Mogę tę walkę zrobić, ale już nie mam takiego parcia, jakie miałem wcześniej. Wcześniej chciałem go naje*ać, a teraz mam po prostu wyje*ane. Nie mam wyje*ane w to, że gdyby była taka walka, to miałbym wyje*ane, tylko mam po prostu wyje*ane czy ta walka po prostu będzie.
Czy to właśnie pojedynek „No Limit” powinien być zwieńczeniem konfliktu, który rozpoczął się od bułki? Ja bym chciał to zobaczyć i uważam, że spora liczba osób ma podobne zdanie. Pytanie tylko… czy obie strony konfliktu tego chcą?