Tyson Fury stchórzył? Nie masz pojęcia o sportach walki! [KOMENTARZ]
Z jednej strony czuję rozbawienie, a z drugiej strony smutek. Bo trochę chce mi się śmiać z ludzi, którzy nigdy nie przygotowywali się do żadnych zawodów lub walki, a oskarżają wojowników o tchórzostwo. A smucę się dlatego, że tych komentarzy jest całkiem sporo. Czy Tyson Fury stchórzył? Trzeba być naiwnym, by w to wierzyć. Niestety, zbyt wielu kibiców nie wie, jak trudne i ryzykowne są przygotowania i jak łatwo jest wypaść z walki.
Zawodnik to nie maszyna
Minimum kilka treningów w tygodniu. Co najmniej półtoragodzinnych, wyniszczających, zakończonych sparingami. Takich treningów, po których po powrocie do domu nie masz siły na nic. Jednego dnia boli cię ręka, drugiego dnia boli cię noga, a po całym tygodniu boli cię wszystko. Do sportu wyczynowego trzeba być zdrowym jak koń. A jeżeli takiego zdrowia nie masz, trudniej jest ci się przygotować do kolejnego pojedynku.
Co jakiś czas zawodnik zostawia w ringu lub w klatce mnóstwo zdrowia. I to wcale nie jest czcze gadanie. Zdarzają się szybkie wygrane, ale zdarzają się też wielominutowe boje okupione kontuzjami, obitą głową, mikrourazami mózgu i reszty ciała. Są uderzenia, które dzwonią w głowie jeszcze kilka lat, a pewne kontuzje właściwie uniemożliwiają powrót do formy z najlepszych czasów. Zdarzają się takie nokauty, po których utratę świadomości mogą spowodować znacznie słabsze uderzenia (a i tak znawcy będą opowiadać o „szklanej szczęce”).
Nawet najsolidniejsze maszyny po wielu latach pracy odmawiają posłuszeństwa. Jak długo na pełnych obrotach może pracować człowiek? To wszystko zależy od stylu życia (są tacy, którzy dodatkowo obciążają organizm różnymi substancjami), od genetyki, od wieku (im jesteś starszy, tym regenerujesz się wolniej) i od wielu innych czynników. Nie da się po prostu wymienić części i dalej działać na pełnych obrotach. W pewnym momencie po prostu dochodzi do sytuacji, która wyłącza cię z przygotowań.
Przeważnie im jesteś starszy, tym łatwiej o kontuzję, szczególnie gry trenujesz na pełnych obrotach. Wyjątki potwierdzają regułę. Sport wyczynowy to eksploatowanie organizmu, który potrafi się zbuntować w najmniej oczekiwanym momencie. Czy 35-letni, doświadczony Tyson Fury stchórzył? Nie, po prostu jest człowiekiem walczącym od wielu lat, a nie maszyną. Nie mógł sobie ustawić maksymalnej wytrzymałości na rozcięcia. Skóra wraz z wiekiem traci elastyczność. Są zawodnicy bardziej lub mniej podatni na takie kontuzje. Powinniśmy to uszanować i trochę więcej pomyśleć nim zaczniemy to komentować.
Czy Tyson Fury stchórzył? Nie, po prostu doznał kontuzji na sparingu – o rozcięcie nie jest trudno
Chwila nieuwagi i… możesz pożegnać się z walką, do której przygotowywałeś się już od dłuższego czasu. Dobre przygotowanie się do starcia to nie tylko ćwiczenie kondycji i techniki. To przede wszystkim sparingi. Najpierw trochę lżejsze, a później dochodzeniówki do maksymalnego zajazdu kondycyjnego. I w każdym momencie jest ryzyko, że przeciwnikowi idealnie wejdzie cios lub zrobisz sobie krzywdę przy obaleniu. Ryzykiem nie jest tylko sama walka, ale również profesjonalne przygotowanie się do niej.
Oczywiście, na sparingach stosowny umiar przeważnie jest zachowywany, ale nie zmienia to faktu, że każdy cios może być groźny. Mimo że rzadko sparuje się na 100 proc., ryzyko zawsze istnieje. Jeżeli kontuzja może przydarzyć się nawet podczas robienia techniki, również na sparingach mogą pojawić się urazy. Przypadkowy łokieć pod okiem, niefortunne kopnięcie na kolano, bolesne wejście na cios – takie sytuacje mogą przydarzyć się najlepszym. Im więcej czasu sparujesz, tym łatwiej popełnić błąd, a nie ma ludzi nieomylnych. Każdy się pomyli, prędzej czy później. A lepiej jest to zrobić podczas sparingu niż podczas walki.
Nie mam podstaw, by wątpić w to, co mówi Fury. Po prostu mu wierzę. Czy Tyson Fury stchórzył? Po prostu złapał rozcięcie na sparingu. Jak wielu zawodników przed nim i wielu zawodników po nim. Jeżeli sparujesz z najlepszymi, możesz w końcu wejść na bombę, a nawet nie do końca czyste uderzenie może spowodować takie rozcięcie. Jak ktoś ma pecha, to kontuzję złapie nawet przy ćwiczeniu techniki.
Inne trudne sytuacje
Wiem, że w przypadku Fury’ego chodziło o rozcięcie, ale nie można zapomnieć o innych sytuacjach, które wyłączają z walki. Są kibice, którzy wątpią w infekcje zawodnika. „Jak to? Przecież to zdrowy chłop? Jak on mógł tak nagle zachorować?”. No właśnie mógł!
Przygotowanie do walki to duży wydatek dla organizmu. Przy intensywnych treningach na 2 tygodnie przez pojedynkiem bardzo spada odporność. Gdy dojdzie to tego stres, zawodnik jest na celowniku wszelkich wirusów i bakterii. Właśnie na tydzień, dwa tygodnie przed walką najłatwiej jest złapać coś, co rozłoży największego kozaka w szczycie swojej formy. Jak na ironię – gość, który jest w stanie sięgnąć po mistrzostwo świata może paść łatwym łupem zwykłej wirusówki. A zarazić może go ktoś, kto zamiast siedzieć w domu rozsiewa wirusy na lewo i prawo. I wyobrażam sobie hipotetyczną sytuację, w której ten sam gość, który zaraził zawodnika, później wylewa na niego pomyje w internecie – „Jak on mógł zachorować tuż przed walką”?
Dochodzą do tego zwykłe sytuacje życiowe. Każdemu może zdarzyć się wypadek, każdy może mieć nieoczekiwaną sytuację osobistą. A jak wiadomo – takie rzeczy potrafią się przydarzyć w najmniej nieoczekiwanym momencie. Po prostu, shit happens… Apeluję o zrozumienie, bo nigdy nie wiesz, kiedy coś takiego przydarzy się tobie. I wtedy ty będziesz prosił/prosiła o wyrozumiałość, której nie dostaniesz tak jak ty nie miałeś jej wobec zawodnika. Karma wraca.
Tyson Fury powinien walczyć mimo wszystko? A co z optymalną formą?
Bawią mnie ludzie, którzy uważają, że Fury powinien walczyć mimo wszystko. Przemawia przez nich skrajny egoizm – liczy się tylko to, by oni byli zadowoleni. Ja rozumiem, że to popularność wśród kibiców ma wpływ na zarobki, ale trzeba dać zawodnikowi możliwość zaprezentowania się w pełni formy. Sorry, ale Tyson Fury nie pójdzie walczyć tylko dlatego, żeby Czesiek sprzed telewizora był zadowolony. Wybacz, Czesiu, ale to Fury ryzykuje swoim zdrowiem i swoją karierą, a nie ty. Wybacz, ale będą też kibice, którzy obejrzą jego pojedynek nawet jeżeli zdarzy mu się wypaść jeszcze raz. Kupią bilet za grubą kasę, a ty i tak obejrzysz pojedynek na nielegalnym streamie. Nie musisz wylewać swojego żalu w internecie, bo nikogo to nie obchodzi. Doceń to, co masz. A oglądaj to, co chcesz. Nie podoba Ci się Fury? Włącz Fame MMA lub cokolwiek innego. Masz szeroki wybór. Fury nie będzie płakał, jeżeli nie obejrzysz jego walki.
Smutne jest to, że osoby, które nigdy nie wyszły do ringu lub klatki posądzają zawodników o tchórzostwo. Tyson Fury stchórzył? Ciekawe, ile odwagi jest w tych krytykach, którzy są odważni w internecie, ale na żywo chowają głowę w piasek.
Rozcięcie Fury’ego jest w niefortunnym miejscu. Przy niezaleczonym rozcięciu wystarczyłoby jedno uderzenie (niekoniecznie czyste), aby kontuzja się odnowiła. Krwawienie uniemożliwiałoby widzenie, a pojedynek zostałby przerwany bardzo szybko. Czy to wymarzona walka dla kibiców? Niech zgadnę. Pewnie wtedy jęczeliby, że to rozcięcie wypaczyło wynik pojedynku. No popatrz, popatrz… Nie dogodzisz. I tak będzie źle, co byś nie zrobił.
Oczywiście, w pewnym momencie można rozważyć zwakowanie mistrzostwa, jeżeli faktycznie ma to sens. Jest to jednak temat na osobne rozważania.
Tyson Fury stchórzył? Nie, bo brak walki się nie opłaca
A na koniec pytanie. Na czym zarabia bokser? Czy opłaca mu się nie walczyć? Chyba nie muszę odpowiadać. Świat sportów walki oczekuje jego starcia z Usykiem, ale nie manifestuje tego tak agresywnie jak część kibiców. Cieszę się, że są ludzie, którzy są wyrozumiali dla mistrza, życzą mu szybkiego powrotu do zdrowia i stoczenia tego pojedynku. I to są prawdziwe wartości sportowe.
I również ja życzę zdrowia nie tylko Tysonowi Fury’emu, ale każdemu wojownikowi zmagającemu się z kontuzjami. Życzę również większej wyrozumiałości wśród kibiców, bo zawsze zdarzy się ktoś, kto chamsko wyrazi swoje niezadowolenie. Tak więc… Zdrowia, Panie i Panowie, a hejterzy – d**a cicho!