Córka Lesnara i inne sportsmenki w ocenie przygłupów [KOMENTARZ]
Córka Lesnara jest niezwykle podobna do ojca. Są niemal jak dwie krople wody. Wygląda na to, że przejęła również jego niezwykłą siłę. Dla mnie to zwykła ciekawostka. Szkoda jednak, że dla sporej części kibiców to okazja do żałosnych, seksistowskich żartów. Taka sytuacja spotyka również inne sportsmenki. Nie dla każdego liczą się ich sportowe osiągnięcia. Zawsze są oceniane przez pryzmat urody. Dlaczego warto z tym walczyć?
Córka Lesnara nie musi ci się podobać
Czy mówisz każdej kobiecie, czy ci się podoba, czy nie? Nie, bo po co? To dlaczego tak wiele komentarzy dotyczyło tego, że córka Lesnara nie wpasowuje się w dzisiejsze kanony piękna? „Babochłop”, „pewnie ma jaja” – tego typu żałosne wpisy dotyczyły Bogu ducha winnej osoby. Dotyczyły dziewczyny, która ma pasję i ją realizuję. Rozumiem, że wpis dotyczył jej podobieństwa do ojca – wielkiego, przypakowanego karka o szalonych genach (pomińmy wspomagacze), które olbrzymią masę i siłę pozwalały łączyć z niesamowitą dynamiką. Brock Lesnar był mistrzem UFC nie tylko ze względu na swoje warunki fizyczne. Z samymi warunkami fizycznymi nic by nie znaczył w sportach walki. Warto zauważyć, że miał on naprawdę solidne umiejętności zapaśnicze i to one dały mu mistrzostwo. Budził postrach. Kto wie? Może Mya Lesnar też niedługo osiągnie kolejne sukcesy w pchnięciu kulą albo w innej dyscyplinie, w której przydaje się niezwykła siła i dynamika. Znów będzie na ustach wielu kibiców, ale pewnie i tak dla części z nich będzie… paskudą i babochłopem.
Nie tylko córka Lesnara… Sportsmenki pod chamskim spojrzeniem przygłupów
Zdaję sobie sprawę, że sport łączy się z fizycznością, a fizyczność z seksualnością, jednak warto stawiać granicę. Należy walczyć z postrzeganiem kobiet w sporcie tylko przez pryzmat ich atrakcyjności fizycznej. W innym przypadku jeszcze mniej kobiet będzie chciało współzawodniczyć.
Gdy jesteś ładna
Zawodniczki, które podobają się kibicom też nie mają łatwo. To prawda, że zawsze lepiej jest być atrakcyjnym niż nieatrakcyjnym. Przyciąga się wtedy większą liczbę kibiców, a efekt aureoli sprawia, że jesteś bardziej lubiany/lubiana (niezależnie płci). Można zarobić znacznie więcej, ale wszystko ma swoją cenę.
Niezwykle mocno pracujesz na treningach, wylewasz hektolitry potu, harujesz jak wół, pniesz się w rankingach i w końcu zdobywasz mistrzostwo. Wielu kibiców docenia sukces, ale dla dużej części z nich nadal pozostaniesz „ślicznotką, która umie się bić”. Mało który chciałby z Tobą potrenować i czegoś się od ciebie nauczyć, ale już zdecydowana większość chciałaby położyć łapę na twoich miejscach intymnych. Jak taka sportsmenka ma się czuć podmiotowo, skoro mimo wielu różnych starań jej sportowy sukces przyćmiony jest przez prymitywne reakcje tak wielu kibiców?
Niedawno zawodniczka UFC Diana Belbita upubliczniła wiadomość od jej 52-letniego „fana”, który chciał jej zapłacić 1000 dolarów za fizyczne znęcanie się nad nim w zamkniętym pokoju. Zdjęcia wiadomości opatrzyła podpisem: „Gdybyś kiedykolwiek zastanawiał się nad tym, jakie wiadomości dostają zawodniczki, oto przykład”. I po tym przykładem wolę się już więcej nie zastanawiać. Po prostu współczuję. I trzymam kciuki, by takich wiadomości było jak najmniej.
Masz z tego bekę? Wyobraź sobie, że pisze do Ciebie ktoś, który proponuje Ci spełnianie jego erotycznych fantazji. Podaje podaje kwotę, bo traktuje Cię jak k***ę… Co byś zrobił/zrobiła?
A gdy się nie podobasz…
Pamiętam, jak kilka lat temu wiele mówiło się o Gabi Garci, zawodniczce BJJ i MMA. Jej świetne warunki fizyczne przyćmiewały warunki fizyczne jej przeciwniczek. Walki najczęściej kończyły się pełną dominacją. Szkoda tylko, że wielu komentatorów oceniało ją tylko przez pryzmat jej „męskiej” sylwetki. Jej osiągnięcia sportowe schodziły na drugi plan bo… dla zbyt wielu kibiców była „babochłopem”. Facebookowi komentatorzy używali tych samych określeń jak w przypadku córki Lesnara.
Gdy do walki stają dwie kobiety, nadal zbyt wielu kibiców kibicuje „tej ładniejszej”. Czy taka sytuacja jest zdrowa? Na pewno nie. Sport jest pięknym zjawiskiem, które niweluje różnice polityczne, rasowe, poglądowe. Ale nie zawsze niweluje różnice poziomu intelektualnego. Wielu kibiców woli „tylko te ładne”.
Sporty walki kobiet sportem drugiej kategorii?
Kobiety w sporcie w zdecydowanej większości zarabiają mniej niż mężczyźni (uśredniam i pomijam zarobki Rondy Rousey, gdy występowała w UFC). Na pewno nie będę tutaj nawoływał do „wyrównania płac”. Po pierwsze, kwestia płci jest jedną z wielu kwestii. Po drugie, byłoby to absurdalne – przecież i tak to kibice zdecydują, jakie wydarzenie przyciągnie ich uwagę. Tak, jest to źródłem różnych smutnych sytuacji (celebryci zarabiający za swoje walki więcej niż prawdziwi sportowcy), ale nie może być nic gorszego niż narzucanie kibicom tego, co mają oglądać (bo nigdy nie osiągnie to skutku).
Dla wielu kibiców sportów walki kobiece MMA jest traktowane jako sport drugiej kategorii. To smutne, bo w pojedynkach kobiet można zobaczyć wiele pięknych, technicznych akcji. To prawda, że czasami brakuje dynamiki takiej jaką obserwujemy w pojedynkach mężczyzn, ale warto pamiętać o innych (technicznych) atutach pojedynków kobiet. Każda kategoria wagowa ma swoją specyfikę. W ciężkiej nie można mrugać, bo w każdej sekundzie może być nokaut, lżejsze kategorie wagowe to przeważnie dłuższe zmagania wojowników imponujących szybkością i przygotowaniem kondycyjnym. Każdy znajdzie coś dla siebie.
Inną sprawą jest też to, że po prostu mniej kobiet trenuje sporty walki. W mniejszych organizacjach trudno zachować wyrównany poziom, jednak w UFC jest na tyle dużo zawodniczek, by zmagania śledzić z zapartym tchem. Czy tak jest? To już jest kwestia preferencji poszczególnych kibiców. Zachęcam jednak, by łaskawszym okiem spojrzeć na zmagania kobiet. Potrafią dostarczyć naprawdę wielu pozytywnych wrażeń. Zmagania kobiet nie są sportem drugiej kategorii, a zawodniczkom należy się równie duży szacunek, co zawodnikom. A czasami nawet jeszcze większy, widząc z czym muszą zmagać się te niezwykle twarde kobiety.
Czy to walka z wiatrakami?
Ktoś może powiedzieć, że zawsze tak było i zawsze tak będzie. Za każdym razem znajdzie się ktoś, kto będzie myślał główką zamiast głową i napisze chamski, wulgarny, zboczony komentarz. A czy czasem nie jest tak, że wszyscy dajemy na to przyzwolenie? Z jednej strony komentowanie i wdawanie się w dyskusję to dawanie atencji (części przygłupów właśnie na tym zależy). Z drugiej strony brak komentarza może oznaczać akceptację takich wybryków. To temat stary jak media społecznościowe – nadzorować czy puścić samopas? Ja byłbym jednak za wprowadzeniem pewnej cenzury i usuwaniem syfu. Wiele patologii zaczyna się od chamskich komentarzy i określeń. Rozwija się dzięki obojętności, a kończy się na czynach.
Nie zrzucałbym wszystkiego na młody wiek komentujących. Przecież część przygłupów ma swoje lata. Niemoralną propozycję wysłał Dianie Belbicie 52-letni kibic! Co więcej, na zdjęciach profilowych przygłupy chwalą się swoimi żonami i dziećmi. Głowa rodziny pisze o paskudach, babochłopach, o ukrytych jajach. Jak myślisz? Jakie będą dzieci, jeżeli pójdą w ślady ojca? Choćby właśnie dlatego warto coś z tym zrobić. Ubolewasz nad upadkiem wielu standardów? Chyba wszyscy przespaliśmy moment, w którym trzeba było o nie walczyć.
Mya Lesnar – jedna z wielu ofiar ludzkiej głupoty
Córka Lesnara to jeden z wielu przykładów sportsmenek, które w niczym nie zawiniły, a spotykają ją chamskie, wredne komentarze. Ale tak to już w sporcie jest. Nie wybierasz, kto będzie cię oglądał i nie wybierasz, kto ma prawo komentować twoje poczynania. Mya Lesnar będzie bić kolejne rekordy, ale dla przygłupów nadal będzie „babochłopem”. Ale to już inne światy. Z jednej strony świat samodoskonalenia się i drogi ku rozwojowi, a z drugiej strony świat kompleksów, niezaspokojenia i bycia przegrywem.