Zapowiedź sylwestra po japońsku! 10 najciekawszych walk RIZIN.45 (+bonus)
Wstęp by Janek Niwiński
Kolejny rok, kolejny sylwester w rytm stompów i soccer kicków uderzających o głowy zawodników na białym ringu organizacji RIZIN. W zeszłym roku zostaliśmy dopieszczeni (przegranym niestety z kretesem) meczem japońskiego giganta z organizacją Bellator. Po takim wydarzeniu, którego sequel mieliśmy okazję oglądać sześć miesięcy później, obecny sylwester wydaje się nie próbować nawet stawać w szranki z zeszłoroczną edycją. Owszem, poprzeczka nie została przeskoczona na papierze jeśli idzie o jakość nazwisk, ale przy obecnym układzie karty nie sposób nie wykluczyć, że całość emocjonalnego ładunku może eksplodować do wymiaru przebijającego sylwestra 2022.
Niestety, w tym roku nie mamy co liczyć na transmisję telewizyjną wydarzenia z Saitama Super Arena i jeśli chcemy legalnie oglądać wydarzenie, musimy wykupić PPV w cenie 13 dolarów. Czy około 50 złotych to dużo jak za takie wydarzenie, składające się z siedemnastu pojedynków? Wiadomo, że zarówno ja, jak i komentujący ze mną od lat Daniel Dziubicki jesteśmy stronniczy, ale w naszych oczach jest to najlepszy stosunek jakości do ceny produktu na rynku i gorąco zachęcamy do wydania pieniędzy na ten wspaniały spektakl. Start o godzinie 6:00 polskiego czasu.
Razem z Danielem opiszemy dla państwa nieco więcej niż połowę karty. Przygotowaliśmy opis dziesięciu pojedynków, które wybraliśmy za najciekawsze, z różnych względów. Może to być to walor techniczny, a może na papierze zapowiada się “just bleed i do przodu, fajne hasło nie?”. Staraliśmy się, jak co roku, wprowadzić was w pasjonujący klimat gal na białym ringu. To nie jest typowa gala sportowego MMA dla widzów wnoszących peany na cześć pykających się przez 25 minut nudnych zapaśników. Będą elementy rozrywkowe. Będzie dużo show. Będzie matchmaking, który bardziej niż na sportowych rankingach bazuje na generowaniu emocji. Czy to brzmi jak FAME MMA? Może. Wiem jedno – Japonia od zawsze żyła swoim własnym życiem i miała swój pomysł na sporty walki. I cieszy mnie, że co roku coraz więcej z was decyduje się wejść do tego pasjonującego świata.
Czy są państwo gotowi na (nie)odrobinę przemocy?
57 kg: Kyoji Horiguchi (31-5) vs. Makoto „Shinryu” Takahashi (16-1-1) – o pas wagi muszej
Jan Niwiński: Tak naprawdę ciężko jest napisać cokolwiek “nowego” na temat tego pojedynku. Panowie mierzyli się ze sobą już raz w lipcu. Chociaż „mierzyli” jest tutaj bardzo wielkim niedopowiedzeniem – po zaledwie 25 sekundach palec Kyojiego Horiguchiego powędrował w oko Makoto Shinryu, kończąc pojedynek. Walka została uznana za nieodbytą i jak nigdy, jest to rezultat w pełni oddający wszystko to czego nie zobaczyliśmy. Wtedy to miał być jednak pojedynek w klatce Bellatora. Obecnie starcie jest zakontraktowane na Ring RIZIN. A to zmieni nam jednak trochę aspektów pojedynku.
Zacznijmy od dobrze znanego na zachodzie Kyojiego Horiguchiego, niekwestionowanego króla niskich kategorii wagowych w Japonii, będącego przez fanów od wschodu do zachodu tytułowanym “spadkobiercą” legendarnego “Kida” Norifumiego Yamamoto. Sam Kyoji wielokrotnie podkreślał, że to właśnie nokauty tragicznie zmarłego króla Hero’s zainspirowały go do wejścia w świat mieszanych sztuk walki w wieku 18 lat. Horiguchi ma typową dla karateków szeroka pozycję, z obroną bazującą na refleksie. Nie trzyma tradycyjnej gardy, cała jego defensywa, jak na człowieka z Shotokan przystało, opiera się na odskokach i doskokach, czego dowodzą najlepiej dwa starcia. Pozytywnie wyglądało to w pojedynku z Hideo Tokoro. Nokaut z początku pierwszej rundy, kiedy to o centymetry Horiguchi odsunął się od rywala by posłać go na deski kontrującym prawym to klasyka RIZIN. Z drugiej strony, mieliśmy walki z Kaiem Asakurą czy Sergio Pettisem. Tam Kyoji, myśląc że przeskoczy, nadział się na następujące ciosy. Czy to backfist Amerykanina czy krzyżowy młodszego z braci Asakura, jest potwierdzenie, że Kyojiego da się trafić, rozpracować w jego defensywnej grze. Sam Japończyk ma już 33 lata. Powoli jego forma szczytowa będzie się zbliżać ku końcowi i zacznie się regres. A zawodnicy pracujący defensywą na balansie, najdobitniej się o tym przekonują. By nie szukać daleko, znany większości z występów na UFC Rockhold też pracował głównie balansem w defensywnie, na bardzo zbliżonej, szerokiej pozycji. I też go to z wiekiem zawiodło. Co jednak nie zawodzi, to defensywa parterowa Horiguchiego. Kyoji miał możliwość sprawdzenia się z naprawdę niezłymi parterowcami. Skończył go “tylko” najwybitniejszy zawodnik w historii niskich wag UFC, Demetrious Johnson. Potrzebował na to natomiast praktycznie 25 minut. O dziesięć więcej niż będzie miał Makoto Shinryu. Dużo bardziej na czasie wypada walka Kyojiego z jednym z najlepszych grapplerów w Bellatorze, Patchy Mixem. Japończyk poległ nieznacznie, różnicą jednego punktu.
No dobrze, ale w takim razie jakie argumenty ma Makoto Shinryu? Najbardziej oczywistym jest przewaga młodości. To równe dziesięć lat różnicy dla już świetnie wyglądającego Makoto, który z walki na walkę wygląda tylko coraz lepiej i coraz efektowniej. Shinryu to przede wszystkim zapaśnik nie gorszej klasy niż Patchy Mix. Grapplersko jest w stanie nie tylko zneutralizować starszego rywala, ale ma największe papiery, by być pierwszym od Demetriousa Johnsona rywalem, który wykończy Kyojiego poddaniem. Przede wszystkim, Makoto ma przepotężny arsenał gilotyn. Nie tylko tych “klasycznych” dla MMA przy próbie sprowadzeń. Shinryu ma po swojej stronie też diabelnie niebezpieczne “duszenia ninja”. Te są szczególnie niebezpieczne przy próbie skracania dystansu. Mówiąc o pracy w tej płaszczyźnie – nie sposób nie wspomnieć, że timing młodszego japończyka jest świetny. Potrafi idealnie zejść pod ciosem. Jasne, w płaszczyźnie czysto uderzanej, nie będzie miał czego szukać z Horiguchim. Ale nie będzie musiał. Shinryu wystarczy jeden cios, jedno zejście, by znaleźć się na ziemi, gdzie może z łatwością, utrzymać presję. Warto też wspomnieć, że klub Shinryego zna walki z Horiguchim jak mało który. Nie tylko szykowali się do pierwotnego boju z Kyojim w lipcu. Paraestra to klub Hiromasy Ougikubo, który z Horiguchim stoczył trylogię.
Odrzucając powtórkę z rozrywki w postaci “nieodbytego” pojedynku, spodziewam się niezwykle technicznej konfrontacji. Jeśli w Kyojim został dalej ten pierwiastek wybitności, obraz drugiego “Kida”, to powinien spokojnie poradzić sobie z dekadę młodszym rywalem. Jeśli jednak jego forma bliższa będzie tej z walki z Kintaro, to Shinryu wyrasta nam na jednego z najbardziej obiecujących underdogów gali. Zresztą, w dniu pisania tegoż tekstu na Makoto jest kurs na poziomie 4.0. Jest to zdecydowana przesada i jeśli ktoś szuka stosunku potencjalnej wygranej do stopnia ryzyka, to tutaj znajduje on największe bukmacherskie “value”. Bo Makoto będzie tylko coraz lepszy. A Kyoji może co najwyżej stać w miejscu.
61 kg: Juan Archuleta (29-4) vs. Kai Asakura (20-4) – o pas
Jan Niwiński: „Spaniard” z Kalifornii po raz czwarty w Japonii. Można chyba już spokojnie powiedzieć, że były mistrz organizacji Bellator a obecnie mistrz RIZIN polubił się z białym ringiem japońskiego giganta. Trzy wcześniejsze występy Amerykanina zakończyły się zielonymi kwadracikami na portalach statystycznych. Pierwsze dwie wygrane – nad Soo Chul Kimem oraz Naokim Inoue – przypadły po bardzo widowiskowych pojedynkach. Trochę mniej wywrotowo prezentował się on ze ściągniętym na ostatni moment Hiromasą Ougikubo, ale tam, jak widac, grała presja nowego rywala. Teraz od początku wiadomo, że rywalem 36latka jest 6 lat młodszy Kai Asakura. Stylowo zapowiada się na to kolejny klasyk od Spaniarda na pierwszy rzut oka. A jak to wygląda po prześwietleniu obu zawodników?
Zerknijmy najpierw na widowiskowego Archuletę. Pomimo siedemnastu decyzji na zawodniczym dorobku, zawodnik ten spokojnie może podobać się publiczności. To – ironicznie, o czym za chwilę – bardzo sprawny pięściarz. Bijący złożone kombinacje i korzystający z wielu płaszczyzn uderzeń. Najlepszym tego przykładem jest jego walka o pas kategorii 135 funtów z Patchym Mixem sprzed trzech lat. Tam też zaczął wybijać sobie przewagę za sprawą celnych i dewastujących ciosów na korpus. Dobrze pracuje zarówno długimi prostymi jak i krótkimi sierpami, bitymi na odchodne oraz w pełnym zwarciu. I takimi właśnie ciosami pracował zarówno w starciu z Soo Chul Kimem jak i Naokim Inoue. Ale pięściarskie argumenty nie były jedyne, jakie przemawiały na jego korzyść. Co było szalenie intrygujące, a co przyniosło mu zwycięstwa z Inoue oraz Ougikubo, były triumfy w grapplerskich kotłach. Archuleta bowiem nie zostawał “bezmyślnie” w miejscu, jego parter był non stop pracą, a jednocześnie nie panikował. Gdy Inoue zapinał mu duszenia, Archuleta bardzo metodycznie obronił próbę poddanie utalentowanego Japończyka. Gdy potrzebował chwili postoju, wywierał umiejętnie pasywność. Widać, że zasady RIZIN względem pracy w parterze dużo bardziej odpowiadają Kalifornijczykowi – rzucał niedozwolone na zachodnich krainach unified rules kolana w parterze. To wszystko wydaje się być pokłosiem bogatego doświadczenia Spaniarda z czasów amatorskich zapasów, kiedy to wspinał się do tytułu All American w juniorach czy do pierwszej dywizji NCAA z czasów uniwersyteckich. Nawet jeśli nie miał na koncie mistrzostw krajowych w dywizji seniorskiej, to przygotowanie zapaśnicze na takim poziomie mocno procentuje.
A na pewno jest przydatne, gdy mierzy się ze sprawnymi uderzaczami, których lepsi zapaśnicy neutralizowali. A tak z reguły bywało w historii braci Asakura. Ostatnie porażki obydwu braci były w starciu, gdzie ich “uliczny” kickboxing był tłamszony przez bliski dystans i wymiany ciosów w klinczu albo w parterze, przy obronie przeciwko ground and pound. O ile jednak starszy Mikuru ma same tego typu wpadki, tak młodszy Kai, rywal Amerykanina, dawał się też niespodziewanie dla wszystkich ubijać po mocnych prawych rywali. Po raz pierwszy dał się ustrzelić Manelowi Kape w Sylwestra 2019. Angolczyk znany dzisiaj fanom zachodniego MMA ze swoich bojów dla UFC potrzebował tylko jednej wymiany, by posłać Japończyka na deski. Ustrzelił on Asakurę prawym w kontrze. Druga porażka Asakury w stójce miała miejsce w sylwestra na RIZIN 36 w 2020 roku. Wtedy to też Kyoji Horiguchi potraktował go prawymi sierpami w klinczu, kończącymi w zasadzie pojedynek. Żeby było jeszcze bardziej niespodziewanie, to Kai również w Sylwestra 2021 zaliczył porażkę w Hiromasą Ougikubo. Z racji że w 2022 ominęła go sylwestrowa gala Bellator vs Rizin, można poddać pod anegdotyczną rozwagę, czy i tym razem Kai nie wychodzi na pozycję underdoga tylko i wyłącznie z uwagi na atmosferę gali noworocznej. Odkładając jednak śmieszności na bok, trzeba oddać byłemu mistrzowi RIZIN co jego – jest piekielnie sprawnym kickbokserem. Pierwszy zawodnik, który znokautował wspomnianiego już Horiguchiego czy (na czysto a nie poprzez lekarza czy liny) Yukiego Motoyę mówi wiele o poziomie umiejętności stójkowych Asakury. O sile świadczy też fakt, że ciosy Kaia złamały szczękę Ulki Sasakiego. Można więc śmiało założyć, że dopóki każda walka toczy się w stójce, tak długo Kai Asakura jest w swoim żywiole. Ma zresztą coś z walczącego na tej samej gali YA-MANa – uliczną awanturniczość, pozwalającą mu najwięcej wyciągnąć z chaotycznych bójek.
Nie bez powodu Juan Archuleta jest faworytem w tego rodzaju pojedynku. Pytanie jest jednak czy jest nim dostatecznie dużym? Po operacji kolana japończyka oraz przez wzgląd na styl źródłowy, można lekko unieść brew że różnica między nimi jest niezbyt pokaźna. Z drugiej strony, to aż sześć lat różnicy i ciągle kosmiczna siła ciosu Asakury. Jeśli znajdzie sposób, by pozostać w stójce, możemy być świadkami bardzo dobrej stójkowej rąbanki z szansami 50/50. Warto będzie zerknąć na ten pojedynek choćby tylko i dla tych szans.
66 kg: Kleber Koike Erbst (31-7-1, 1 NC) vs. Yutaka Saito (21-7-2)
Daniel Dziubicki: Starcie dwóch byłych mistrzów na mniejszym bądź większym zakręcie. Kleber stracił w czerwcu pas po niezrobieniu wagi i o ile NC to tak naprawdę poddanie Chihiro Suzukiego (obecnego mistrza), tak bycie zdominowanym w każdej płaszczyźnie przez ponad 40-letniego Masanoriego Kaneharę było bardzo dużą niespodzianką. Saito z kolei walczył w tym roku tylko raz, pokonując nieposiadającego wówczas zapasów Kyohei Hagiwarę. Wcześniej natomiast przegrał po mało porywającym pojedynku w rewanżu z Juntaro Ushiku.
Kleber jaki jest, wiemy bardzo dobrze. Dość przewidywalny, ale to nie ma zazwyczaj żadnego znaczenia bo większość przeciwników i tak jest zaskoczona magicznym parterem Brazylijczyka. Saito z tak świetnym specjalistą nie miał szans się mierzyć. Jego najważniejsze wygrane są głównie efektem fauli (jak z Karamovem), braku TDD (jak z Hagiwarą), albo miksu stójki z ofensywnymi zapasami (pierwsza walka z Mikuru Asakurą). Typowo grapplersko nie jest to raczej liga wspomnianego Kanehary (który ewidentnie oglądał walkę z Klebera z Mateuszem Gamrotem w KSW), a co dopiero Koike. Jest jednak przestrzeń, w której Saito może zrobić niesamowitą robotę.
Jak powszechnie wiadomo, były mistrz KSW rzadko bezpośrednio atakuje nogi do sprowadzenia. Częściej stara się związać przeciwnika swoją chaotyczną stójką, po czym dopiero wtedy wchodzi w klincz, albo od razu w nogi. Widząc to w kontekście najbliższej walki, mam przed oczami debiut Saito w RIZIN, w którym mierzył się z innym parterowcem-ortodoksem Kazumasą Majimą. Co tam się stało? Otóż Majima wykonał nieudaną próbę double-lega, po której otrzymał mocnego soccerkicka, co okazało się początkiem jego końca, po potem doszły kolana w parterze na głowę i w efekcie zakończenie pojedynku. Poza tym Saito jest sprawnym stójkowiczem, który swego czasu umiał podjąć wymianę z Asakurą, a także znokautować byłego kickboksera i mistrza DREAM, Hiroyukiego Takayę. Na zawodnika Bonsai JJ takie umiejętności strikerskie absolutnie wystarczą.
Kursy dla Koike, ale różnica mogłaby być IMO mniejsza, bo jestem w stanie sobie wyobrazić Saito sprawiającego niespodziankę. Nie sensację.
66 kg: Ren Hiramoto (2-3) vs. Ren „YA-MAN” Sugiyama (1-0)
Jan Niwiński: Stoję przed państwem z naprawdę niezwykłym zadaniem. Muszę was przekonać, że debiutujący [Sherdog zaliczył walkę do oficjalnego rekordu, Tapology nie, jest więc wpisane 1-0 – dop DD] w zawodowym MMA (odliczając misz-masz zasad z walki z Miurą), Ren Sugiyama, znany lepiej pod ringowym pseudonimem jako YA-MAN, ma tytaniczną szansę zgarnięcia statuetki za Fight of the Year w starciu z posiadającym ujemny rekord Renem Hiramoto. Patrząc po kursach i rekordach na Sherdogu, posiadający pięć walk Hiramoto powinien gładko uporać się z debiutantem. Musimy jednak przy tym pojedynku wyjść poza MMA. Idąc bardzo daleko w alegorie, to ten pojedynek swego czasu mógłby uchodzić bowiem za rywalizację japońskiego K-1 z RISE.
Bo owszem, w mieszanych sztukach walki obaj Renowie raczkują. Jednak gdy wchodzimy w kickboxing, widzimy jak ekscytujące będzie to starcie. Zacznijmy od kickboxingu Hiramoto. 25-latek będzie prezentował ten “spokojniejszy” bardziej taktyczny kickboxing. Do tej pory dwa razy mogliśmy oglądać go w pojedynku z drugim uderzającym zawodnikiem w MMA – w walce z Hiroakim Suzukim widzieliśmy go pracującego na dystansie, kopiącego spokojnie niskie kopnięcia mieszane z kopnięciami na korpus, zaprzęgającego głównie tylną rękę do uderzeń. Był to vibe pojedynku Nicka Diaza z KJ Noonsem z Elite XC – tam Noons używał przedniej ręki odwrotnie ustawionego rywala do badania dystansu, a uderzał głównie tylną.
Czy taka taktyka sprawdzi się z odwrotnie ustawionym do Hiramoto YA-MANem? Z jednej strony, nie byłoby to wcale dziwne. Opanowanie emocji jest często najlepszą drogą do sukcesu w walce z chaosem. A w tym pojedynku ucieleśnieniem chaosu byłby właśnie 27-letni YA-MAN. Sugiyama to klasyczny brawler. Zawodnik RISE zdobył swoja sławę w kraju kwitnącej wiśni głównie za sprawą widowiskowych i bezpardonowych bijatyk. Bitka jaką dał z Kouzim to klasyk organizacji RIZIN. Walka z Ashizawą na THE MATCH 2022 to eksplozja, z pierwszym nokdaunem w zaledwie 10 sekund od początkowego gongu. Ba, z uwagi na styl i popularność YA-MANa, organize RISE wprowadziła specjalny tytuł – mistrza walk w małych rękawicach. Bo owszem, mimo kickboxerskiego back-groundu, Sugiyama świetnie odnajduje się w popularnych piąstkówkach. W zasadzie, to YA-MAN od zawsze był zawodnikiem naturalnie potrzebującym małych rękawic – od zawsze walczył z niską gardą, zadając szerokie ciosy zamachowe na urwanie głowy rywali.
Co jest szczególnie interesujące przed pojedynkiem to zagwozdka na ile chaosu pozwoli sobie Hiramoto. Przygotowywał się on bowiem z wspomnianym już Ashizawą, a więc porównywalnie eksplozywnym zawodnikiem. Może to sugerować chęć kontrolowania stójkowego chaosu Sugiyamy. Hiramoto ma też jednak epizod z walką z innym ciekawym uderzaczem – w sylwestra roku pandemicznego 2020 zmierzył się on z Kyoheiem Hagiwarą. Były pretendent do tytułów K-1 i Krush dostał tam zapaśniczą lekcję pokory. W przeszłości były zawodnik K-1 przygotowywał się w Roufusport. I efekty tych treningów widać do dziś – Hiramoto jest piekielnie trudnym do wywrócenia i skontrolowania zawodnikiem. Nie zrobił tego wyspecjalizowany w łapaniu i rzucaniu “Dominator” Yamasu, nie zrobił tego były mistrz RIZIN Yutaka Saito. Pytanie nasuwa się jednak, czy pojedynek z Hagiwarą i lekcja wtedy otrzymana nie “podsunie” Hiramoto planu na pojedynek z Sugiyamą?
Pojedynek YA-MANa z Miurą nie był przesadnie “rokujący” na rzecz rozwoju tego pierwszego w MMA. Owszem, Miura miał wygrane walki w MMA i jednak formuła walki dopuszczała obalenia, a syn Kapitana Tsubasy trenuje w porządnym BRAVE Gym… ale ciągle to był Kota Miura – zawodnik który wygrywał przez poddanie z pięściarzem z Tajlandii oraz z wygrana nad influencerem YUSHIm. Sama walka była też zakontraktowana na bardzo dobrze znany YA-MANowi dystans trzech minut na rundę, nie mówiąc o tym że ich limit wynosił dwie. Jak Sugiyama zachowa się w czwartej minucie, gdy pamięć mięśniowa będzie domagała się przerwy? Jak jego niesamowita odporność na ból wypadnie na nieznanym mu nigdy wcześniej dystansie dziesiątej minuty?
O Renie Hiramoto to wiemy. Potrafi walczyć szybkim tempem. Ba, potrafi wytrzymać najbardziej drenujący kondycyjnie element, jakim są zapasy. Wielu kickboxerów jest w stanie zachować dynamikę przy stójkowym “pykaniu się” w stójce. Gorzej, gdy dodamy do tego obrzydliwie pochłaniające energię wymiany zapaśnicze, zwłaszcza w klinczu klasycznym. Wtedy nagle ręce zwalniają a ciosy rywala ważą dwa, a nawet trzy razy tyle.
Wedle obecnych kursów faworytem jest Hiramoto. Przychylam się do tej opinii. Pozostaje pytanie, czy jego przewaga na kursach nie powinna być większa. Po chwili namysłu wydaje się jednak być to odpowiednie rozstawienie – YA-MAN to ciągle świetny brawler i istnieje bardzo duża szansa, że Hiramoto jednak pójdzie z nim w tango. Zostaje nic innego jak wygodnie rozsiąść się i podziwiać co ma się tam zadziać.
120 kg: Tsuyoshi „Sudario” Kamiyama (8-2) vs. Mikio Ueda (2-1)
Daniel Dziubicki: Zestawienie, które wyglądało na początku jak mismatch, ale po przyjrzeniu się mu z bliska, wcale nie musi takie być. Sudario z jednej strony to doświadczony zawodnik, który idzie powoli drogą nieco podobną do Jiriego Prochazki. Co prawda w przypadku byłego zapaśnika sumo nie było mowy o dwóch udziałach w GP, oraz (jeszcze) o pasie mistrzowskim, ale organizatorzy ściągali z kolejnych, coraz w teorii lepszych rywali, aby systematycznie budować mu karierę. Tym razem postanowiono wykonać jednak dość nieoczekiwany ruch, bowiem po drugiej stronie ringu stanie były mistrz świata karate kyokushin Mikio Ueda.
Ueda od dłuższego czasu trenuje pod MMA, chociaż początków nie miał łatwych, gdyż w debiucie znokautował go 50-letni Tsuyoshi Kosaka. Po ponad roku i dwunastosekundowej wygranej w GRACHAN wrócił i w 22 sekundy skończył dość solidną firmę jaką jest Shrek Sekine, pokazując niesamowitą moc kopnięć i kolan. Ostatnia walka natomiast to wypożyczenie do K-1 i okazały debiut w kickboxingu. Ueda skończył bowiem przed czasem byłego mistrza tej organizacji, K-JEE w drugiej rundzie. Teraz pora na bardzo poważny test.
Tak naprawdę to do walki z Roque Martinezem Tsuyoshi nie pokazywał tendencji do sprowadzania walki do parteru. Mocno polegał natomiast na swoim boksie i mocnym gnp, którym zazwyczaj dobijał rywali w parterze. Akurat w tym wypadku jestem pewien że, przynajmniej na początku, będzie podobnie. Co do Uedy, to widać postęp, chociaż te ponad 30 sekund w dwóch ostatnich walkach to może być tylko część odpowiedzi na pytania. Niesamowite kopnięcia i praca kolanami wyniesione z mat kontaktowego karate, a z drugiej strony pewien progres pięściarski, chociaż nadal odnoszę wrażenie że Ueda jest nieco dziurawy w defensywie, co pokazał miejscami występ w K-1. To będzie chciał wykorzystać podopieczny Ensona Inoue.
Czy walka trafi do parteru? To jest też duży znak zapytania, bo Sudario schodził do na dół w trzech przypadkach – aby dobić przeciwnika, po nieudanym obaleniu rywala i gdy oponent był już mocno zmęczony. Jeszcze większą niewiadomą jest TDD Uedy, którego nie mieliśmy okazji sprawdzić. Jeżeli natomiast Kamiyama będzie starał się sprowadzić, to ring będzie tutaj atutem rywala aby się na nogach ewentualnie utrzymać. Dla dobra widowiska jednak najprawdopodobniej panowie rozwiążą konfrontację w stójce – czego sobie i wam wszystkim życzę, bo może być tu bardzo efektownie.
Buki faworyzują słusznie Sudario, który jest bardziej doświadczony i zdecydowanie więcej o nim wiadomo. Ueda to nadal pod wieloma względami loteria.
57 kg: Hiromasa Ougikubo (25-8-2) vs. John Dodson (24-13)
Jan Niwiński: Walki weteranów tego typu są ciężkie do wytypowania. Z jednej strony, pamięta się najlepsze momenty obu zawodników i chce się porównywać ich szczytowe formy sprzed pięciu czy nawet siedmiu lat. Z drugiej – czas płynie nieubłaganie. Od pewnego wieku zawodnicy będą zauważalnie odjeżdżać kolejnym generacjom MMA. I tak jest zarówno z Johnem Dodsonem jak i Hiromasą Ougikubo. Wchodzą lub weszli już w ostatni etap swoich karier. Nie czyni to jednak tego pojedynku mniej ciekawym. Paradoksalnie, na obecnej ścieżce karier obu, są swoimi najlepszymi rywalami.
Dla 39-latka z Nowego Meksyku ostatnie dwa lata wyglądały w teorii nie tak najgorzej. Wygrał trzy walki w MMA i trzy w boksie na gołe pięści, zdobywając w ostatniej potyczce tytuł Bare-Knuckle FC. Wszystkie pojedynki pięściarskie wygrał przez nokauty w pierwszych rundach. Tak samo skończył się jego debiut dla RIZIN w sylwestra 2022. Do decyzji z “Magikiem” dotrwali tylko były zawodnik UFC Francisco Rivera Jr. oraz nigdy nie zbliżony do podobnego poziomiu doświadczenia Tatsuki Saomoto, weteran japońskiego ZST. Z jednej strony brzmi to nienajgorzej, ale poprzeczka, zwłaszcza w MMA, nie była zawieszona wysoko. Zwłaszcza debiut dla RIZIN z Hideo Tokoro wydawał się kompletnie nietrafionym matchmakingiem. Dodson od zawsze uwielbiał wymiany na pięści i w nich świetnie się odnajdywał, głównie dzięki przewadze szybkości. 45-letni Japończyk nie miał żadnych szans sprawdzić, jak dzisiaj odnajdują się zapasy Dodsona. W walce z Saomoto widać natomiast było, jak olbrzymią przewagę doświadczenia miał Amerykanin. Jedynym plusem tego pojedynku były wszelki próby Dodsona do używania jedynych słusznych reguł MMA – z przyjemnością można było podziwiać, jak Magik, spuszczony ze smyczy Unified Rules, używa kolan w parterze, jak posyła kolejne soccer kicki. Wydawał się być naturalnym fajterem z czasów PRIDE FC, a nie zawodnikiem z prawie dwudziestką walk dla amerykańskiego giganta. Użytek z superior rulesetu przyda się mu się bez dwóch zdań w pojedynku z Ougikubo.
36-letni fighter z Chiby znajduje się obecnie w najgorszym okresie swojej siedemnastoletniej już kariery. Nigdy wcześniej bowiem Ougikubo nie przegrał trzech pojedynków z rzędu. Tylko raz wcześniej przegrał dwa pojedynki tuż obok siebie i to oba z przyszłymi mistrzami dobrych organizacji. W 2009 uległ Kotetsu Okazakiemu, któremu później się zrewanżował się w walce o pas Shooto. Rok po porażce z Okazakim zmierzył się z przyłym mistrzem Bellatora, Eduardo Dantasem, ulegając “Dudu” przez poddanie w drugiej rundzie pojedynku. To zapoczątkowało nowy okres w karierze Ougikubo, który zaprowadził go w rezultacie do tytułu Shooto, The Ultimate Fightera, RIZIN oraz wygrania Grand Prix w 2021 roku. Hiromasa to jeden z najbardziej bitnych zawodników RIZIN, z niesamowicie twardą głową. W ostatnich latach zatrzymał go tylko Kai Asakura. Japończyk wytrzymywał naprawdę potężne bomby od takich zawodników jak Kyoji Horiguchi, Soo Chul Kim czy Shintaro Ishiwatari. I w każdej z tych walk wracał. Może nie miał możliwości przekonać sędziów o podarowaniu mu wygranej, ale nikt nie mógł odmówić mu zawziętości. Co jednak poza twardą głową wyróżnia 36 latka? Grappling. Bardzo dobry grappling. Ougikubo potrafił zdominować parterowego maestrę w osobie Naokiego Inoue. Nie dał sobie zrobić krzywdy z Yukim Motoyą. Jest więc jak najbardziej w stanie wypróbować zapasy niemal czterdziestoletniego rywala. A na ziemi? Może spokojnie kontrolować sytuację i bić. Może wciskać go na narożnik i posyłać kolana w parterze. A przede wszystkim może być piekielnie śliski w szukaniu pleców.
Pytanie jednak czy po tylu latach karier nie okaże się, że obu zawodzi wytrzymałość. Czy Dodson jeszcze zobacze zmyłkę przed wejściem zapaśniczym w miarę silnego fizycznie rywala? Czy szczęka Ougikubo jednak nie złamie się po tym dodatkowym ciosie? Tutaj wchodzimy już w perspektywę oceniania nie tylko umiejętności, ale też i zużycia zawodników. Co jest chyba jeszcze cięższe niż regularna analiza. Na chwilę obecną natomiast mogę powiedzieć jedno – to powinien być najbardziej wyrównany pojedynek na karcie. Kurs 1.32 na Johna Dodsona jest, na chwilę obecną, nie do końca dla mnie zrozumiały. Ougikubo stanowi, nawet w tym etapie kariery, kolosalną przepaść w umiejętnościach do ostatnich rywali Amerykanina. Jeśli ktoś lubi underdogów, to powinien zerknąć na to starcie.
61 kg: Yuki Motoya (34-11) vs. Vince Morales (13-7)
Daniel Dziubicki: Intrygujące zestawienie byłego mistrza DEEP z byłym fajterem UFC i Bellatora, który obecnie trenuje w Japonii, u braci Asakura w Japan Top Team (przemianowanym z Tri-Force). Motoya mimo tego, że jest jednym z najlepszych zawodników tej kategorii, często miał tę przypadłość, że po serii wygranych każdy poważniejszy test kończył się porażką. Tak również trochę to wyglądało przy niepowodzeniu w konfrontacji z Kaiem Asakurą, który zresztą trenuje z jego najbliższym rywalem. Morales próbował do UFC dostać się przez DWCS, ale po świetnej, ale przegranej walce z Domingo Pilarte nie dostał kontraktu. Osiągnął to dopiero zastępując na ostatnią chwilę Frankiego Saenza w walce z Song Yadongiem. Tam w 4 lata stoczył 8 pojedynków, po czym wylądował w regionalnych amerykańskich organizacjach.
Mam przeczucie graniczące z pewnością, że akcja będzie się toczyć w bardzo dużej mierze w płaszczyźnie stójkowej. Poza tym, że obaj preferują ten element, to należy też zwrócić uwagę, że Amerykanin jest zapaśniczym mistrzem stanu Idaho i jego TDD stoi na bardzo wysokim poziomie, bo jego rywalom w UFC było go bardzo ciężko wywrócić, a co dopiero skontrolować. Morales jest fajterem, który ściśle dopasowuje się do stylu rywala, a więc im bardziej będzie naciskany, tym będzie walczył efektowniej. Przeciwstawnymi przykładami są: jego pojedynek z Louisem Smolką, gdzie poza KO walka naprawdę mogła się podobać, oraz konfrontacja z Milesem Johnsem – przeraźliwie nudna. Boksersko jest bardzo przyzwoity, czasami także dokłada midy i lowy. Mankamentem natomiast podatność na kontry.
Motoya natomiast nie daje nudnych walk. Do tego pamiętajmy, że początkowo Japończyk znany był przede wszystkim z parteru. Jeżeli będzie miał okazję np. wpiąć się za plecy, to zrobi to błyskawicznie. Dysponuje sporym arsenałem w stójce, bo poza boksem, lubi także używać nóg. Kolanem wyłączył światło Rogerio Bontorinowi, a intensywne kopanie może być dla Amerykanina źródłem problemów, bo lowkickami skończył go Chris Gutierrez, a Jonathan Martinez trzymał na dystans. Przewaga Motoyi to także ring – mniejszy od Oktagonu UFC, chociaż akurat Morales sporo walk stoczył w małej klatce w Apeksie. Ważniejsze w tym wypadku mogą być liny i ograniczone możliwości pracy jak przy siatce. Co natomiast ma były fajter UFC? Know-how od młodszego z braci Asakura, który YM ma już na rozkładzie.
Motoya z rozsądną niewielką przewagą w kursach bukmacherskich. Bardziej doświadczony, bardziej wszechstronny, ale nie zdziwię się bardzo, jeżeli Morales boksem i zapasami wyciągnie decyzję.
61 kg: Shinobu Ota (4-3) vs. Ryusei Ashizawa (0-0)
Jan Niwiński: W końcu po napisaniu <patrzy> sześciu stron tekstu mogę z czystym sumieniem napisać kilka zdań o jednym z najprostszych – na papierze – do wytypowania pojedynków. Klasyczna konfrontacja zawodnika lubującego się bić z zawodnikiem o bardzo mocnych aspektach grapplerskich. Były zawodnik K-1, znany z widowiskowego stylu, Ryusei Ashizawa zadebiutuje w mieszanych sztukach walki ze srebrnym medalistą olimpijskim w zapasach klasycznych, Shinobu Ocie.
Ten pojedynek nie będzie przesadnie skomplikowany. Ryusei Ashizawa spędził ostatnie jedenaście lat trenując wyłącznie sporty uderzane. Był widowiskowy, ale technicznie rzecz biorąc nigdy nie wspiął się na wyżyny poziomu mistrzowskiego. Jego największym sukcesem było dotarcie do półfinału turnieju mającego wyłonić mistrza wagi piórkowej K-1 w 2018 roku. Tam przegrał z mistrzem przybudówki K-1 Krush, Harumą Saikyo. Ashizawa do debiutu w MMA przygotowywał się rzekomo prawie rok, ale… w rok nie nadrobi się tysięcy godzin grapplingu. Zwłaszcza że, jeśli oczywiście nie jest to mocno kontrolowana narracja medialna i nie jesteśmy oszukiwani, to Ashizawa spędzał treningi głównie ze swoimi karateckimi i kickboxerskimi znajomymi. Nie wróży to dobrze jego potencjalnej obronie zapaśniczej. Ryusei musi postawić wszystko na jedną kartę i mocno wjechać w rywala.
Przewaga Shinobu Oty jest tak duża, że może być uznana wręcz przez niektórych obserwatorów za wadę, gdyż to na zapaśniku z chibijskiej Paraestry ciąży presja potężnego faworyta. Tylko że… to ciągle jest srebrny medalista olimpijski. To człowiek który wygrał mistrzostwa Azji oraz mistrzostwa świata. On żyje z presją praktycznie całe sportowe życie. Ota będzie mniejszy od swojego rywala, ale w momencie, gdy będzie szukał zapasów to nie jest wada a zaleta. Trzeba tylko uważać na potencjalne kolana w kontrze do prób sprowadzeń. Mógłbym tak napisać, gdyby japończyk wykazywał się Fight IQ zbliżonym do pewnego kudłacza z UFC. Ota jednak wywodzi się z klasyka więc najpierw poszuka klinczu, neutralizując zasięg Ashizawy a dopiero potem nóg.
Ota jest słusznie faworytem. Ashizawa ma tutaj co prawda mało do stracenia ale ciężko nie odnieść wrażenia, że został rzucony Shinobu Ocie na odbudowanie się. Nie mniej, jeśli by trafił albo, co byłoby ciekawsze, pokazałby się z wyśmienitej strony, uprawiając skuteczny sprawl and brawl, z miejsca wszedłby do czołówki kategorii i, ze swoim widowiskowym stylem, mógłby być ciekawym napędem marketingowym dla organizacji. Czekamy na efekty.
65 kg: Kota Miura (2-1) vs. Koji „Kouzi” Tanaka (0-0)
Daniel Dziubicki: Syn legendy japońskiej piłki nożnej powraca po dosyć bolesnej majowej pierwszej porażce z debiutującym w MMA YA-MAN-em. Miura, podopieczny olimpijczyka i legendy japońskiego MMA Kazuyukiego Miyaty tym razem zmierzy się z kolejnym początkującym w mieszanych sztukach walki kickbokserem – Kojim Tanaką, znanym także jako Kouzi.
Nietrudno zgadnąć, że głównym celem Koty będzie sprowadzenie tej walki do parteru najszybciej jak to możliwe, podobnie jak w jego ostatnim występie. Tylko że wówczas przeciwnik przygotował się pod kątem zapaśniczym wzorowo. Jest to znak zapytania, jakim TDD będzie dysponował Kouzi. Przygotowuje się on w Osace w swoim własnym klubie, do którego przyjeżdża m.in. Shinya Aoki, mistrz Pancracse Ryuichiro Sumimura czy zawodowy grappler Masaki Takeura. Sparingpartnerzy zacni, ale walka a treningi to trochę inna historia. Czy walka potrwa długo? Raczej nie. W zależności, gdzie trafi akcja, zobaczymy KO po lewym sierpie albo po kopnięciu, lub też poddanie po wejściu za plecy.
Miura jest wyraźnym faworytem u buków, czego absolutnie należało się spodziewać. Kouzi jest dużym znakiem zapytania, ale jeżeli to jakoś wygra, to młody będzie musiał mocno zastanowić się nad swoją karierą albo coś zmienić w treningu.
57 kg: Jo Arai (16-9-2) vs. Hiroya Kondo (8-12-1)
Daniel Dziubicki: Shooto w tym roku zdjęło zasadę, że nie można posiadać pasów w dwóch kategoriach wagowych. Z takiego prawa szybko skorzystał Jo Arai, który po pierwszej obronie tytułu w wadze słomkowej, poszedł do góry i po niecałych 4 miesiącach dołożył także mistrzostwo w muszej. Dlatego też szybko zwróciło na niego uwagę RIZIN, które od razu dało mu walkę w sylwestra, co jest dodatkową nobilitacją.
Hiroya znalazł się w organizacji częściowo z powodów pozasportowych. Po pierwsze to kolega klubowy braci Asakura z JTT/Tri-Force, a po drugie szerszej publiczności zaprezentował się walcząc dla bijącego rekordy popularności show Breaking Down. Czym to jest? To promocja Mikuru Asakury, który korzystając ze swojej sławy (zdobytej dzięki kanałowi na YT) założył organizację, będącą trochę odpowiednikiem naszych freak fightów, ale cechuje się pojedynkami, które… trwają jedną minutę. Stąd rozpiski są naprawdę długie, ale występy nie wymagają ponadprzeciętnego przygotowania od uczestników. Na kartach znajdziemy zarówno celebrytów, jutuberów, ale i weteranów sportów walki oraz normalnych sportowców jak właśnie Kondo czy Daichi Tomizawa (który także walczy na RIZIN.45 w pojedynku kickbokserskim). Stąd też można tłumaczyć obecność fajtera z ujemnym rekordem na takiej gali, ale nie tylko, bowiem kolega Kaia i Mikuru Asakury dał się poznać z efektownych walk.
Paradoksalnie jednak sam Hiroya nie ma jakiegoś porywającego stylu. Zarówno walki z Yukim Ito jak i Yusaku Nakamurą były naprawdę dobrymi widowiskami bo żaden z nich nie dawał się sprowadzić do parteru, a jak już to się udawało, to stawiali tam czynny opór. Patrząc na styl Arai jestem przekonany, że zawodnik Japan Top Team będzie chciał także sprowadzać, jakby w myśl zasady „do trzech razy sztuka”. Będzie to świetny kolejny test Arai, do którego pasuje miano oldskulowego fajtera sprawl n brawl. Mistrz Shooto idzie jak buldożer do przodu, nie biega po polu walki, ma dość wąską pozycję, ale TDD w poprzednich walkach pokazywał bardzo dobre. Walka z większym rywalem nie będzie też jakimś ogromnym wyzwaniem, bowiem w wadze muszej często się to mu zdarza. Kondo powinien mieć sporą przewagę rozmiaru, bowiem w przeszłości bił się nawet w kategorii koguciej. Jeżeli fizyczna przewaga i charakter poprowadzą go do licznych obaleń, może to być jego wieczór. Jeżeli jednak defensywne zapasy Arai będą skuteczniejsze, sylwestrowy wieczór może się dla Hiroyi skończyć dość boleśnie.
Arai mocno faworyzowany u buków i uważam, że powinien dać sobie radę. To będzie mimo wszystko fajna, żywa walka, ale prawdopodobnie ze zwycięstwem debiutanta.
Nie tylko TOP 10. Starcie kickbokserskich tytanów w MMA, rodzinne koneksje, ostatnia walka w karierze, debiut kickboxingu w małych rękawicach
Daniel Dziubicki: Na karcie mamy poza wymienionymi dziesięcioma pozycjami także 7 innych walk, którym nie poświęciliśmy tyle miejsca, ale i tak warto je obejrzeć.
61 kg: Yushi Sakura (3-1) vs. Jo Hiramoto (0-1) – Yushiego poznaliśmy przy okazji debiutu Koty Miury, ale jego styl walki i (szczególnie) prezencja sprawiły, że jeszcze parokrotnie otwierał gale RIZIN. Hiramoto znalazł się z powodu sławnego brata – Rena. Angażowanie krewnych znanych ludzi (szczególnie fajterów) to typowo japoński zabieg, stosowany w przeszłości wielokrotnie. Nawet w tym roku w czerwcu na RIZIN.43 mieliśmy dwóch braci Suzuki na karcie – bardziej znanego Chihiro i mniej znanego Hirokiego.
54 kg: Ryujin Nasukawa (0-0) vs. Jung Min Shin (0-0) – Nieco podobny przypadek do braci Hiramoto. Brat Tenshina po zwycięstwie na grudniowej gali RISE poprosił zasiadającego przy ringu Sakakibarę, aby ten dał mu walkę w sylwestra. Szef się zgodził, ale pod warunkiem, że będzie to pojedynek MMA. I słowo ciałem się stało, a warto dodać, że przygotowania do tego debiutu w tej formule trwały już od nieco dłuższego niż 2 tygodnie czasu. Przeciwnikiem młodszego Nasukawy będzie koreański kickbokser, dotychczas walczący głównie amatorsko.
60 kg: Tatsuki Shinotsuka vs. Daichi Tomizawa – kickboxing (rękawice MMA) – pierwsza w historii RIZIN walka kickbokserska w rękawicach do MMA (zwanymi także OFG – open finger gloves). Do tej pory matchmaker organizacji Shingo Kashiwagi zaprzeczał, że takie pojedynki pojawią się w rozpiskach. Listopadowa gala Fight Club, robiona przy współpracy RISE i telewizji Abema, która skupiała się właśnie na kickboxingu w 4OZ, odbiła się jednak tak szerokim echem, że zmieniono zdanie na ten temat. Shinotsuka to mistrz Krush – rozwojowej organizacji K-1 Japan Group, a jego obecność to kolejna odsłona współpracy między jeszcze stosunkowo niedawno zwaśnionymi promotorami. Tomizawa z kolei także bił się w Krush, ale jego obecność spowodowana jest walkami we wspomnianym już Breaking Down.
66 kg: Satoshi „Dominator” Yamasu (13-7) vs. Suguru Nii (16-12) – Yamasu to przeciętny, ale solidny zawodnik, który MMA zajmuje się na pół etatu, bowiem jest na co dzień wziętym pracownikiem korporacji, tzw. salarymanem. Nii z kolei jest niepokonany od prawie dwóch lat. W tym roku najpierw bardzo efektownie znokautował na RIZIN.43 Tateo Iidę, natomiast we wrześniu zdobył pas Pancrase, poddając przeciwnika duszeniem nożycowym. Teraz ma okazję przedłużyć passę i zakończyć ten kapitalny rok kolejną wygraną.
70 kg: Yuta Kubo (2-1) vs. Rukiya Anpo (0-0) – temu zestawieniu towarzyszyło bardzo dużo zamieszania, bowiem Anpo miał walczyć w kickboxingu z silnorękim Minoru Kimurą, ale że Brazylijczyk po raz kolejny wpadł na dopingu (co ciekawe samemu prosząc o kontrolę), byłemu mistrzowi K-1 trzeba było znaleźć odpowiednie zastępstwo. Znaleziono, ale na zasadach MMA. Kubo to także kickbokser, były fajter Glory, który pasy mistrzowskie zdobywał zarówno w starym i nowym K-1. Jeżeli nie będzie chciał testować na debiutancie swoich umiejętności parterowych, to czeka nas genialne widowisko! Żeby było śmieszniej, Anpo przed swoją pierwszą walką dla RIZIN dosyć niepochlebnie wypowiadał się na temat mieszanych sztuk walki. Jak to wiele może zmienić się w mniej niż rok!
77 kg: Igor Tanabe (4-0) vs. Shinsho Anzai (9-5) – Tanabe to niezwykle uzdolniony zawodnik BJJ, który kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa. Teraz zejdzie do wagi półśredniej, aby podjąć byłego fajtera UFC i Bellatora.
49 kg: Seika Izawa (11-0) vs. Miyuu Yamamoyo (6-7) – Zestawienie dosyć dyskusyjne, jak odejmiemy kontekst. Jedyna walka kobiet w sylwestra to starcie niepokonanej mistrzyni, która wyrasta na kolejną ikonę żeńskiego MMA z siostrą legendarnego Kida Yamamoto, która tym pojedynkiem zakończy swoją bogatą karierę sportową. Ta walka miała odbyć się już w maju, ale wtedy Yamamoto doznała kontuzji. Trzykrotna mistrzyni świata w zapasach była łącznikiem budującego swoją markę RIZIN z wielkim światem. To też typowo japoński zabieg, że walki pożegnalne zasłużonych zawodników zdecydowanie do pokazówek nie należą i dostają rywali bądź rywalki z najwyższej możliwej półki. W tym wypadku akurat nie dało znaleźć się trudniejszego wyzwania dla prawie 50-letniej Miyuu. Aha, stawką nie będzie pas kategorii superatomowej.