MMA PLNajnowszeRIZIN FFZapowiedź RIZIN.17 od MMA.pl

Zapowiedź RIZIN.17 od MMA.pl

28 lipca w hali Saitama Super Arena odbędzie się gala RIZIN Fighting Federation oznaczona numerem 17. W lipcu organizatorzy szykują mocną kartę walk z trzema oficjalnymi eliminatorami do październikowego GP wagi lekkiej. Poza tym parę nowych twarzy jak niedoszły nabytek UFC Iwan Sztyrkow, czy jedna z najlepszych zawodniczek wagi atmowej na świecie Seo Hee Ham. Potrójny main event w postaci konfrontacji czołowych japońskich zawodników.

Foto: Zapowiedź RIZIN.17

Zapowiedź autorstwa Daniela Dziubickiego i Jana Niwińskiego.

Gala do obejrzenia za pośrednictwem FITE.tv w cenie 19.99 USD. Start w niedzielę 28 lipca o godzinie 7.00 polskiego czasu.

67 kg kick: Daiki Watabe vs. HIDEKI

Daniel Dziubicki: Watabe to weteran mający na koncie trzynastoletnią zawodową karierę. „Daikick” to były mistrz RISE, mający na koncie także walki dla K-1, zanim obie organizacje wstąpiły na wojenną ścieżkę. W dorobku ma występy przeciwko takim zawodnikom jak Yasuhiro Kido czy Jordann Pikeur. Od jakiegoś czasu 32-letni zawodnik trenuje w Team Teppen pod okiem Hiroyukiego Nasukawy, a więc ojca Tenshina. Rywalizował o tytuły w RISE, Krush, czy też brał udział w turnieju K-1 do 67 kg. O tym chyba jednak wolałby szybko zapomnieć, bo porażka z Mohanem Dragonem, jednym z najdziwniejszych zawodników, którzy pojawili się w nowym K-1, chwały nie przynosi.

W dużej części Watabe rywalizował w wyższym limicie do 70 kg. W lipcu miał zmierzyć się z byłym mistrzem Bellator Kickboxing Kevinem Rossem, ale Amerykanin doznał kontuzji, w wyniku czego jego miejsce zajął Boliwijczyk-Japończyk HIDEKI. Jest on oczywiście powiązany z RISE, a więc jedną z głównych sił w Japonii, jeśli chodzi o kickboxing. Był też uczestnikiem turnieju S-Cup w 2016 roku pośród takich nazwisk, jak Andy Souwer, Zakaria Zouggary, czy Hiroaki Suzuki. Z tym ostatnim zresztą przegrał ćwierćfinał, po czym… awansował do półfinału, bo rywal doznał kontuzji. Jego koronną techniką jest „Bolivian hook”, czyli po prostu cios sierpowy. Gdy porównamy obu zawodników, trzeba zwrócić uwagę na radosną twórczość w defensywie. Obaj próbują wywrzeć presję i decydującym czynnikiem będzie, kto podyktuje swoje warunki i pierwszy zasypie ciosami. Hideki trzyma ręce nieco wyżej podchodząc do rywala, z kolei Watabe jest nieco bardziej wszechstronny i częściej używa kopnięć i kolan. Knockdown może być początkiem szybkiego końca. Takie wybuchowe zestawienie, przy którym nie zobaczymy raczej wielkiej finezji, to to świetny wstęp do dalszej części rozpiski.

63 kg: „King” Reina Miura (11-2) vs. Stephanie Egger (3-1)

Daniel Dziubicki: O Reinie nigdy nie można było powiedzieć, ze to drobna kobieta. Kiedyś wysokiej klasy judoczka, od jakiegoś czasu fighterka MMA jednym z najciekawszych wizerunków. Wchodząca do ringu z koroną, peleryną królewską, a także… pluszowym misiem i wielkim Chupa-chupsem imitującym berło. Początkowo RIZIN obsadzało ją do walk ze ZNACZNIE większymi rywalkami, bo w debiucie z Jazzy Gabert limitem było 90 kg, a z Seini Draughn (Lei’D Tapą) 88 kg. Sama zaś zwykła ważyć między 70 a 75 kg. Impulsem, który sprawił, że Japonka zdecydowała się na zejście do kategorii piórkowej, była przegrana z Cindy Dandois na przedsylwestrowej gali RIZIN w 2017 roku. W LW od tamtej pory zawalczyła raz, ale ambitne plany wyhamowała kompletna klapa, jaką było starcie z Kaitlin Young na RIZIN.12.

Tym razem przyjdzie jej zmierzyć się z koleżanką po fachu, bo Egger również wywodzi się z judo, w którym zdobywała mnóstwo medali, głównie na mistrzostwach Szwajcarii, ale również na pucharach Europy i niezliczonych turniejach młodzieżowych. Ze startów na macie wycofała się ze względu na kontuzję biodra, z którą zmagała się od dłuższego czasu. Jej ostatnim sukcesem jest wygranie europejskich trialsów ADCC w 2016 roku. Zresztą w podobnym czasie podpisała kontrakt z Invictą, w której stoczyła przegraną walkę z Aleksą Conners. Do Stanów z powodu urazu już nie wróciła, chociaż miała stoczyć tam drugi pojedynek. Ostatecznie przerwa w zawodowych startach potrwała półtora roku. Konfrontacja z Conners była pewnego rodzaju falstartem dla zawodniczki z St. Gallen. W stójce była nieskoordynowana (chociaż wyglądała lepiej od wspomnianej Dandois, która pod tym względem była naprawdę dramatyczna), a gdy Amerykanka ją przycisnęła, kompletnie nie mogła się odnaleźć w defensywie. Obalić się również nie udało, więc debiut w Invikcie nie należał do udanych.

Z Miurą Egger nie będzie faworytką, bo mimo że Japonka nie jest supertechniczną strikerką, to potrafi przebić się ze swoimi ciosami, jak w ostatnim jej pojedynku, gdzie brutalnie znokautowała Mao Uedę po 25 sekundach. Nigdy nie bała się wejść w wymianę, również z Gabert czy Draughn, więc jeżeli Szwajcarka nie poprawiła znacząco swoich umiejętności stójkowych, będzie pewnie chciała jak najszybciej skorzystać ze swojego judo i skontrolować sytuację w parterze. Dużym znakiem zapytania będzie też dyspozycja fizyczna Reiny, która w zawodowej karierze w tak niskim limicie jeszcze nie walczyła. Egger natomiast powinna mieć z tym problemów, bo w przeszłości obracała się w okolicach 61-65 kg.

49 kg: Seo Hee Ham (20-8) vs. Tomo Maesawa (12-9)

Daniel Dziubicki: Pojawienie się czołowej zawodniczki wagi atomowej, jaką bez wątpienia jest „Hamderlei”, to duże wydarzenie w świecie kobiecego MMA. Efekt współpracy ROAD FC, którego Koreanka jest mistrzem, z RIZIN prowadzi wyraźnie ku rewanżowi z Ayaką Hamasaki. Póki jednak do tego dojdzie, Ham musi przejść pierwszą przeszkodę u największego japońskiego promotora. Fighterka z Busan ma też przeszłość w UFC, ale tam rywalizowała w wyższej kategorii m.in. z Joanne Calderwood, czy Danielle Taylor. Po powrocie do Azji zdobyła pas ROAD z doświadczoną, znaną z RIZIN Miną Kurobe, po czym obroniła tytuł dwukrotnie (w tym raz z Jinh Yu Frey). W przeszłości była także mistrzynią DEEP JEWELS, a więc dzierżyła ten sam pas, co jej rywalka Tomo Maesawa.

Japonka tytuł zdobyła pokonując w grudniu 2018… Minę Kurobe. Tomo pokazała się z bardzo dobrej strony, demonstrując dużą ruchliwosć i szybkość na ringu. Chociaż sama także zanotowała bliski kontakt z matą po ciosie przeciwniczki, to jednak przede wszystkim stójka dała jej zwycięstwo w tamtej walce. Trzeba jednak przyznać, że podczas walki w ROAD z Ye Ji Lee Maesawa miała w tej płaszczyźnie duże problemy (zwłaszcza po lowkickach) i dopiero mocne zapasy oraz parter pozwoliły wygrać. Tam Japonka powinna szukać swojej szansy, bo przydomek „Hamderlei” nie wziął się też z niczego. Koreanka ma na koncie także starcia w muay thai w Tajlandii i na tym głównie bazuje, potrafiąc złożyć efektowną kombinację, a także świetnie zareagowąć na ruch rywalki jak z Frey, którą posłała na deski efektownym, kontrującym lewym sierpem.

93 kg: Jake Heun (13-9) vs. Vitaly Shemetov (23-9, 1 NC)

Jan Niwiński: Jake Heun to charakterny bitnik walczący lwią część kariery pod szyldem WSOF/PFL, osiągając w organizacjach Raya Sefo rekord 3 zwycięstwa i 4 porażki. W starciach z chociażby Vinym Maghalesem czy Smealinho Ramą wyglądał naprawdę przyzwoicie, zwłaszcza będąc stawianym w pozycji ogromnego underdoga. W białym ringu Rizin Heun prezentowal się dwukrotnie: Po intensywnej wymianie stójkowych argumentów padł od ciosów Jirego Prohazki by w czerwcu tego roku po niejednoglosnej decyzji wypunktować Rouqe Martineza. Vitaly Shemetov może być kojarzony przez polskich fanów – w 2011 na KSw 16 miał walczyć z Marcinem Różalskim. Z powodu kontuzji zastąpił go jego brat. Vitaly ostatnio raz przegrał w 2010 roku, jednak trzeba przyznać, że nie był zbyt aktywny. „The Dancing Bear” podchodzi do tego pojedynku z serią 9 zwycięstw z rzędu. Od ponad roku starał się, za pomocą mediów społecznościowych, uzyskać angaż w Rizin. Obaj panowie lubią kończyć swoje walki przed czasem – prosimy nie mrugać podczas ich walki.

71 kg: Roberto „Satoshi” de Souza (8-0) vs. Mizuto Hirota (18-10-2)

Jan Niwiński: Roberto De Souza po raz drugi wyjdzie do ringu Rizin. Weteran Quintet i Metamoris przywita w organizacji Nobuyukiego Sakakibary weterana DEEP oraz UFC, Mizuo Hirotę. Na gali z numerem 15 odprawił przed czasem Satoru Kitaokę, po raz drugi w karierze zaliczając wygraną przez TKO. Zwycięstwo mogło o tyle imponować, że oprócz mistrzowskiego poziomu grapplingu, Brazylijczyk pokazał wiele usprawnień w swojej stójce, nie bojąc się przy tym wdawać w wymiany z Kitaoką. A to może się przydać w starciu z Hirotą, który jest weteranem UFC, DEEP oraz Sengoku. W dwóch ostatnich Japończyk był nawet mistrzem kategorii lekkiej. Japończyk to naprawdę sprawny bokser, nie stroniącym od obaleń i ground and pound. W swojej karierze Hirota nie przegrał przez nokaut, choć w ostatniej walce Christos Giagos był tego bardzo bliski. Hirota może być jednak najbardziej znany ze swojej jedynej porażki przed czasem – podczas sylwestrowej gali Dynamite z 2009 roku Shinya Aoki brutalnie złamał mu rękę hammerlockiem.

71 kg: Tatsuya Kawajiri (36-13-2) vs. Ali Abdulkhalikov (7-0)

Jan Niwiński: Tatsuya Kawajiri jeszcze do niedawna był uważany za najlepszego zawodnika kategorii piórkowej niezwiązanego z kontraktem z Ultimate Fighting Championship. „Crusher” zawalczył pod banderą amerykańskiego giganta 5 razy, wygrywając z Denisem Siverem i Jasonem Knightem. Po rozstaniu z UFC związał się z RIZIN, gdzie w debiucie uległ Kronowi Gracie przez poddanie w drugiej rundzie. Japończyk to wszechstronny zawodnik, odnajdujący się dobrze w stójce, zapasach oraz parterze. Przez lata walk dla PRIDE, DREAM, Shooto czy ONE zdobył na rozkładzie naprawdę mocne nazwiska, jak Joachim Hansen, Yves Edwards, Luiz Firmino, Gesias Cavalcante czy Josh Thomson. Japończyk miał pierwotnie zmierzyć się z Johnny’m Case’em, ale odrzucił tą propozycję.

W porównaniu do swojego rywala, Ali Abulkhalikov to świeży nabytek w MMA. Legitymujący się rekordem 7 zwycięstw bez porażki, Dagestańczyk walczył do tej pory na galach ProFC, M1 Challenge czy Fight Night Global oraz formule Sanda. W pojedynkach na rosyjskiej ziemi wykazywał się świetnym przygotowaniem zapaśniczym oraz umiłowaniem do ground and pound. Ali to również ostatni mistrz świata WMMAA.

Dla Abulkhalikova „Crusher” będzie najpoważniejszym wyzwaniem w karierze. To bardzo podobny fighter do „Crushera”, bazujący na świetnych zapasach i sile fizycznej, a także kontroli rywala w parterze. Nie skreślałbym zapaśnika z Dagestanu, jako że Tatsuya zbliża się do końca kariery. Nie oznacza to że ten uznany weteran będzie mięsem armatnim do pobijania rekordu młodym wilkom. Fanów czeka na pewno ciekawe starcie.

71 kg: Satoru Kitaoka (42-19-9) vs. Johnny Case (25-6-1)

Jan Niwiński: Johnny Case to kolejny weteran PFL i UFC, który zagościł w Rizin. „Hollywood” w największej organizacji MMA w USA stoczył 6 pojedynków, w których 4 razy skończył z podniesioną reką w górze. Amerykanin to sprawny bokser, nie stroniący od obaleń. Dla RIZIN zadebiutował na gali sylwestrowej z numerem 14, gdzie na przestrzeni dwóch rund pokazał się lepiej od uznanego weterana Japońskiej sceny MMA, Yusuke Yachiego. Na pewno słabszą stroną jest parter zawodnika jest strona parterowa, a tę lukę będzie się starał wykorzystać Satoru Kitaoka.

Po raz 71. do walki wyjdzie Japończyk podczas gali RIZIN.17. Przez 19 lat bogatej kariery urodzony w Nara zawodnik walczył dla Pancrase, DEEP, DREAM czy Sengoku. W swoim sportowym CV może się pochwalić tytułami mistrzowskimi właśnie Sengoku oraz Deep, a wśród pokonanych zawodników można wymienić takie nazwiska jak Carlos Condit, Paul Daley czy Kurt Pellegrino. W swoich kilkudziesięciu pojedynkach Kitaoka niejednokrotmoe pokazywał wybitny parter. Na 20 zwycięstw przez poddanie, 10 odbyło się przez dźwignie na nogi a 9 przez ciasne gilotyny.

Jestem niezmiernie ciekawy, jak zapasy Chase’a poradzą sobie ze szkołą reprezentowaną przez Kitaokę. Zapowiada się zaciekły pojedynek.

62 kg kick: TAIGA vs. Hikaru Machida

Daniel Dziubicki: TAIGA nie ma dobrej serii,. W czerwcu minęły dwa lata od jego ostatniego wygranego pojedynku. W ostatnim występie na otwarcie gali RIZIN.15 zmierzył się z Thalissonem Gomesem Ferreirą. Konfrontacja z walczącym agresywnie i nieco ulicznie Brazylijczykiem miała być dla niego przełamaniem i taką była… do końca pierwszej rundy. Kolano pod prawy łokieć posłało Ferreirę na deski i wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą, ale dwa ciosy sierpowe rywala sprawiły, że na kolejne „W” w rekordzie trzeba będzie poczekać. Zawodnik z Try Hard Gym, w odrożnieniu od wcześniejszych walk, poszedł tym razem na otwartą wymianę ale w starciu z Brazylijczykiem i to się nie opłaciło. Tym razem dostał rywala o jeszcze bardziej ekscentrycznym stylu walki.

Hikaru Machida to obecny mistrz WPMF, w przeszłości także posiadacz pasa REBELS. Ma za sobą także pojedynki w KNOCKOUT, Shoot Boxingu i RISE. Jego stylem bazowym jest muay thai, a firmową techniką „Iai punch”, czyli obszerny sierpowy, który wcześniej poprzedza ruch imitujący wyciąganie miecza.

Ciekawostką jest fakt, że Machida w 2014 roku na REBELS miał walczyć z zawodowym mistrzem świata MT i K-1 rules WKN Tomaszem Makowskim. „Maku” jednak nie pojawił się w Japonii ze względu na kontuzję, której doznał na gali FEN 3. U Machidy widać jedno podobieństwo, co u Ferreiry – ciosem kończącym jest mocny sierp, który wyraźnie zaskoczył ostatnim razem Taigę. Jednak widać większe poukładanie niż u fightera z Brazylii, ale również chęć do walki na przełamanie, czyli przyjmij i oddaj.

93 kg: Ivan Shtrykov (16-0-1) vs. Hoon Kim (10-12-2, 1 NC)

Jan Niwiński: Ivan Shtyrkov to zawodnik znany ostatnio głównie za sprawą nieudanego podejścia do UFC – dzień przed galą amerykańskiego giganta Rosjanin został zdjęty z rozpiski z powodu pozytywnych testów antydopingowych. Internetowa legenda niesie, że znaleziono u Shtyrkovowa dwie substancje tylko dlatego że komisja tyle tyle potrafiła zidentyfikować. Nie czekając długo, Ivan związał się z RIZIN, gdzie już w niedzielę zadebiutuje z Hoon Kimem. Shtyrkov to zawodnik bazujący przede wszystkim na swojej sile. Jego obalenia nie są techniczne, ale połączenie z jego masą i siłą pozwalają mu przewrócić niemal każdego. Stójkowo Ivan nie ma czym się popisać – niby rzuca kopnięcia I ciosy, ale brakuje w nich siły i prędkości. Dodatkowo Shtyrkovowi zdarza się nie trzymać gardy wysoko.

Hoon Kim do niedawna walczył w kategorii półśredniej. Po kilku przestrzelonych ważeniach, niczym Anthony Johnson, dotarł do limitu kategorii półciężkiej. Koreańczyk nie ma może imponującego rekordu(10 zwycięstw przy 12 porażkach i dwóch remisach), ale nadrabia to sercem do walki. Ma w swoim portfolio kilku naprawdę mocnych zawodników, jak Riki Fukuda czy… Mistrz UFC, Robert Whittaker. Jak na człowieka, który wszedł do MMA jako breakdancer, są to świetne skalpy.

Spodziewam się pojedynku, który skończy się przed końcem pierwszej rundy. Na papierze faworytem Shtyrkov, ale prywatnie trzymam kciuki za niespodziankę.

61 kg: Yuki Motoya (23-6,1 NC) vs. Hiromasa Ogikubo (18-4-2)

Daniel Dziubicki: Pierwsze z trzech głównych zestawień przynosi konfrontację byłego mistrza dwóch kategorii DEEP, świetnego parterowca z finalistą 24. edycji TUF i aktualnym mistrzem Shooto. Motoya wraca po stracie swojego pasa w marcu z Victorem Henrym po bardzo dobrym pojedynku. Fighter z Nagoyi przede wszystkim znany jest ze swoich umiejętności chwytanych, walki z pleców i wyciągania technik kończących z rękawa. Coraz śmielej poczyna sobie też w stójce, chociaż nadal najgroźniejszy jest na dole. Co do Ogikubo, to brał on udział w specyficznej edycji reality show UFC, gdzie każdy z uczestników był posiadaczem pasa regionalnej organizacji. W drodze do finału pokonał m.in. Alexandre Pantoję, a musiał uznać wyższość Tima Elliotta. Jego styl walki opisywaliśmy przy okazji jego debiutu w RIZIN:

 Ogikubo częściej korzysta z umiejętności parterowych i gnp, mimo że wywodzi się z kontaktowego kyokushinu. Jedną rzeczą, jaką przeniósł na ring, są rewelacyjne middlekicki, którymi ustawia sobie przeciwników. Często również wywiera presję na rywalu i pod siatką/linami wchodzi w nogi. Potrafi też jednak utrzymywać dystans, nie dając się zepchnąć, co pokazał w TUF-ie. Najczęściej oponentów kończy przez duszenie zza pleców.

Obu łączy fakt, że nie udało im się sprowadzić Horiguchiego, który okazał się poprzeczką nie do przeskoczenia. Na macie Motoya jest bardziej kreatywny z nastawieniem na różne techniki kończące i ich płynną zmianę, z kolei Ogikubo preferuje prostsze rozwiązania i sprawia wrażenie silniejszego. Ciekawe, czy włączy wspomniane middlekicki, których w starciu z Kyojim zabrakło. Niewykluczone też, że, jak to czasami w MMA bywa, jak mawiał słynny cytat, „będą decydowały pięści, będą decydowały nogi”.

61 kg: Shintaro Ishiwatari (25-7-4) vs. Yuta „Ulka” Sasaki (22-6-2)

Daniel Dziubicki: Ze względu na kontuzję Ishiwatari nie walczył półtora roku po GP wagi koguciej, w którym doszedł do finału, przegrywając dopiero z Kyojim Horiguchim. W międzyczasie zwakował swój pas Pancrase ze względu na ścisłą współpracę jednej z najstarszych organizacji w Japonii z ONE. Celem na teraz jest walka w RIZIN i rewanż z Horiguchim. „Ulka” z kolei po udanym powrocie do Japonii w sylwestra i pokonaniu Manela Kape, miał zmierzyć się wiosną z Kaiem Asakurą, ale plany pokrzyżowało zapalenie otrzewnej. Przez tą dolegliwość Japończyk mieszkający w Nowym Jorku musiał wycofać się z pojedynku. Trenujący m.in. z Aljamainem Sterlingiem zawodnik zdecydowanie preferuje parter, specjalizując się w duszeniu zza pleców, wszystkie swoje wygrane przez poddania odnosząc właśnie po tej technice. Z Kape zaprezentował z kolei bardzo dobre zapasy, nie dając Angolczykowi rozwinąć się w stójce. Ishiwatari to jednak trochę bardziej zbalansowany fighter. Może nie tak eksplozywny, ale za to lepszy zapaśniczo od Manela. Zawodnik z gymu CAVE preferuje płaszczyznę stójkową, a jego ciężki nokaut na Kevinie Petshim był jednym z najlepszych w historii RIZIN. Nie będzie tu więc jakiejś wielkiej filozofii. Mającemu na koncie występy w UFC Sasakiemu zdarzały się walki, w których zaraz po rozpoczęciu rundy szedł po nogi przeciwnika. Można się więc spodziewać, że plan na Ishiwatariego będzie podobny jak na Kape. Jak jednak już udało się wspomnieć, „Ulka” będzie miał nieco trudniejsze niż w ostatniego sylwestra.

70 kg: Yusuke Yachi (20-8) vs. Mikuru Asakura (10-1)

Daniel Dziubicki: Walka, która raczej nie skończy się decyzją. Obaj lubią mocne wymiany, ale z drugiej strony bardzo dużo ich dzieli. Yachi od czasu porażki przez KO z Luizem Gustavo przegrał jeszcze przez TKO po rozcięciu z Johnnym Case’em. Trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że z Amerykaninem fajter z Krazy Bee nie wyglądał najlepiej. Większy z braci Asakura, były mistrz The Outsider w dwóch wagach (a ostatnio wzięty… youtuber!) jest niepokonany prawie od dwóch lat, nokautując m.in. legendy JMMA: Hatsu Hiokiego i Liona Takeshiego. Ostatnia walka to… Luiz Gustavo, którego pokonał po bardzo dobrym widowisku. Z tego powodu Asakura ma więc dużą przewagę psychologiczną na starcie.

Obaj mają zupełnie różne charatkery. Yachi jest dużo bardziej ekscentryczny, natomiast Mikuru cechuje chłodna głowa i rzadkie okazywanie emocji. Z wyżej wymienionych powodów będzie także faworytem walki wieczoru RIZIN.17. Starszy z braci bardzo dużo widzi w trakcie walki, widać duże skupienie i szybką analizę, oraz znalezienie rozwiązania. Przykładowo z Lionem widział, że w reakcji na każde kolano rywal pochyla sylwetkę, w związku z czym na finiszujące kolano, czekał do połowy drugiej rundy. Z Gustavo natomiast wprowadził zmianę tempa, w odpowiedzi na jednostajny styl Brazylijczyka. Yachi to natomiast dużo szaleństwa i agresja, połączona z mocnymi ciosami sierpowymi, często w kontrze. Tak m.in. wyłączył światło Daronowi Cruickshankowi. Możliwe, że właśnie plan będzie taki, aby wciągnąć do ataku oponenta i spróbować trafić jednym z mocnych ciosów. Siła uderzenia zresztą będzie kolejnym atutem Yachiego, ale z kolei maszyna, jaką jest Mikuru będzie jednym z jego najpoważniejszych wyzwań w karierze.

Scrolluj dalej, albo kliknij tutaj,
by obejrzeć kolejny wpis