W kupie… smród! Hejterzy w polskim MMA
„Ja się biję, ale tylko w grupie” – powiedział pewnego razu chuligan do mojego kolegi. „Ja hejtuję, ale tylko w grupie i tylko anonimowo”, mogą powiedzieć polscy hejterzy, których jest tak wiele. Tam, gdzie pojawia się sukces, pojawia się nienawiść. Również w polskim MMA.
Mamed Chalidow, „Pudzian”, „Różal” , ostatnio Damian Janikowski, a nawet „Popek” – to tylko kilka osób w mniejszym lub w większym stopniu związanych z MMA, o których nieustannie widzę obraźliwe komentarze. W pewnym sensie ilość hejterów jest miarą popularności. Na początku może boleć, później irytować, w końcu człowiek musi się uodpornić i śmiać się w twarz ludziom od „kozojebców”, „cieniasów”, „idiotów”, „przegrywów” i innych epitetów. Trzeba mieć grubą skórę, twardy tyłek, bo przejmowanie się hejterami może przynieść skutki gorsze od kontuzji. Ładnych kilka lat temu siatkarka Dorota Świeniewicz pod wpływem krytyki zakończyła reprezentacyjną karierę. Mam nadzieję, że nigdy nic podobnego nie stanie się w MMA.
Obserwowałem internetowe komentarze niejednokrotnie. Wyciągnąłem pewne wnioski i zauważyłem kilka zasad obowiązujących w świecie hejtu:
- Najczęściej hejtują ludzie leniwi. Osoba, która wylała hektolitry potu na treningu i nie raz zdarzyło jej się dostać lanie na sparingu lub w walce nie będzie garnęła się do obrażania innego zawodnika. Prędzej będzie to krytyka takich, a nie innych działań. Powie, że inny wojownik ma takie, a takie braki w stójce, ale nie nazwie go „ciotą”. Osoby bez hejterów albo nie zdobyły odpowiedniej popularności, albo po prostu nic nie robią. Zamknij się w pokoju, siedź godzinami przed komputerem i odetnij się od rodziny i znajomych. Będziesz „doskonały”. Złudnie poczujesz, że masz prawo atakować innych.
- Anonimowość oznacza swobodę. Hejterzy zostają bohaterami. W swoim malutkim, zamkniętym świecie… W hejterowskim bagienku nie ma imion i nazwisk. Są za to nicki „kozak”, „fighter” lub inne, równie „budzące szacunek”. I może się okazać, że dojrzałego człowieka atakuje zwykły dzieciak, a koleś po dwóch treningach uważa, że dałby radę zawodowcowi. No ale w anonimowym świecie nikt się tego nie dowie, a Internet przyjmie wszystko.
- Hejterstwo jest zjawiskiem „stadnym”. Hejterów traktuję podobnie jak kiboli (nie mylić z kibicami) lub jak osiedlowych cwaniaczków, którzy są pewni siebie… ale tylko w grupie lub na swojej dzielni. W innym przypadku nienawiść uzewnętrznia się w jęczeniu pod nosem, złych spojrzeniach i paraliżującemu smutkowi. No i dopóki ktoś się nie odważy zacząć, nie ma szans na udany hejt. Hejterzy też potrzebują „przywódców”, bo odwagi jest w nich odwrotnie proporcjonalnie do ilości kompleksów. Liderzy nienawiści są odważniejsi, ale mają jeden wspólny mianownik – nie mają wiedzy, nie mają umiejętności, nie mają realnego znaczenia. Czasami zdobywają popularność, tak jak vloger, który nie osiągnął w Polsce choćby połowy tego, co Mamed Chalidow, ale czuje się jak gospodarz i ocenia, czy Muzułmanin jest „prawdziwym Polakiem” (cokolwiek to nie znaczy).
- Gdy spotkasz hejtera osobiście… nie poznasz, że to on. Przywita się, porozmawia, przybije piątkę, może nawet zrobi sobie z tobą zdjęcie jak jesteś popularny. On nie funkcjonuje w rzeczywistym świecie. Działa wirtualnie. Czy to przez sieć, czy to przez instynkt stadny, gdy znajdzie się w grupie znajomych hejterów. Zastanawiam się, co goście od wieszania polityków powiedzieliby, gdyby spotkali się z nimi w cztery oczy. Założę się, że większość nie wiedziałaby, co ze sobą zrobić. Tak jak ludzie wyzywający wojowników w Internecie.
- Te same osoby przyjazne w osobistym kontakcie mogą wypisywać najgorsze wyzwiska, jeżeli puszczą hamulce. Im więcej hejterów zbierze się w jednym miejscu, tym swobodniej komentują. Jak jedni atakują, to ja też mogę, nie będę gorszy. Przekrzykiwanie się w wyzwiskach przybiera formę karykaturalną. Hejterzy adorują hejterów. Najwięcej polubień to wielki sukces… w żałosnym spektaklu frajerstwa. Tłum kończy swoją zabawę i wszyscy idą dalej wieść swoje nijakie, hejtersko bezproduktywne życie.
Żałuję trochę, że w naszym pięknym kraju tak dużo jest zwykłej nienawiści, a tak mało krytyki. Bo zauważam tutaj wyraźną granicę. Gdyby choć połowa hejtów zamieniła się w konstruktywną krytykę… Uargumentuj, wskaż rozwiązanie, nie wyzywaj i zauważ, że ten „cienias” poskładałby cię w minutę. Porównuj umiejętności zawodników (są lepsi i słabsi), ale pamiętaj, że obaj mogą być kilka poziomów wyżej od ciebie. Napisz ten komentarz, ale nie po to, by komuś dowalić w trudnej chwili, ale po to, by miało to jakąkolwiek wartość.
Być może też będę atakowany za ten tekst, np. za używanie „niepolskich” wyrazów lub np. za to, że hejtuję hejterów. Na wyzwiska zawczasu odpowiem bardzo polskim „kij wam w oko”. I to samo polecam zawodnikom. Ośmieszyć, zapomnieć, dalej robić swoje. Polskie MMA potrzebuje krytyków, nie potrzebuje hejterów.