MMA PLNajnowszePublicystykaTyson vs. Paul – czego (nie)zweryfikował pojedynek? [KOMENTARZ]

Tyson vs. Paul – czego (nie)zweryfikował pojedynek? [KOMENTARZ]

Emocje już opadły jak po wielkiej bitwie kurz… I z jednej strony trochę smutno było patrzeć na wypunktowanego Mike’a Tysona, ale z drugiej strony wynik pojedynku Tyson vs. Paul może mieć pewną wartość dla kibiców, o ile wyciągną oni odpowiednie wnioski. Wynik na pewno nie zaprzecza temu, że Mike był jednym z najmocniej dominujących bokserskich mistrzów wagi ciężkiej. Rezultat weryfikuje jednak mity, które narastają wokół mistrzów różnych sportów walki.

tyson vs. paul
Foto: Fox News

Tyson vs. Paul – o czym mówią zasady walki?

Warto zwrócić uwagę na zasady pojedynku, bo nie były one typowe dla topowej walki bokserskiej. To jasne, że różnie kontraktuje się pojedynki (w kwestii liczby rund), ale są pewne standardy, które w przypadku pojedynku Tyson vs. Paul nie obowiązywały.

Po pierwsze, rund było mniej i były one krótsze. Jest to ukłon w stronę Tysona (co zresztą było widać w pojedynku). Bardzo często decydujące są ostatnie rundy, a pojedynek można wygrać lepszą kondycją i sercem do walki. Co ciekawe, Jake Paul tylko raz zawalczył w zawodowej walce dziesięciorundowej (z Natem Diazem), podczas gdy standardowe starcie na szczycie to pełne 12 rund.

Skrócony czas rundy do 2 minut? To dobra opcja dla klubowych sparingów, by zdążyć powalczyć z każdym na sali. Trudno jest mi sobie wyobrazić, jak poradziłby sobie Tyson, gdyby każda odsłona trwała pełne 3 minuty, skoro już od 3 rundy widać było wyraźny spadek energii.

Pojedynek odbywał się w większych rękawicach 14-uncjowych. Po co? Po to, aby nie zrobili sobie większej krzywdy. To z jednej strony neutralizacja mocnego ciosu Tysona, a z drugiej mniej bolesne i wyniszczające punktowanie przez Jake’a Paula. 14 uncji to waga rękawic sparingowych.

Inne zasady pojedynku pokazują, że jeden zawodnik lub obydwaj nie są przygotowani lub po prostu nie chcą rywalizować na standardowych zasadach bokserskich. To widowisko, show – w większym stopniu niż pojedynek sportowy.

Mistrzostwo na wieki? I tak, i nie

Odnoszę wrażenie, że część kibiców zapomina o upływającym czasie. A ma on wielkie znaczenie. Nie tylko w sporcie. Słyszałem, że „Tyson rozniesie rywala”. I trudno mi w to uwierzyć, że ludzie nadal mają takie podejście. Tak, jakby umiejętności i forma fizyczna była dana raz na zawsze.

To prawda, że Tyson był nie do zatrzymania, ale głównie w latach 80 i 90, czyli ponad 24 lata temu. Sam Mike wraca do ringu po 19 latach od ostatniego zawodowego pojedynku (w międzyczasie był całkiem ładny pojedynek pokazowy z Royem Jonesem Juniorem). I walczy z gościem, który co prawda buduje sobie bokserski rekord na znacznie mniejszych, emerytowanych zawodnikach MMA (nie boksu), ale jednak walczy i trenuje regularnie.

Na pewno nic nie odbierze Tysonowi tych wspaniałych lat wielkiej kariery. Tych nokautów na znacznie większych rywalach. Tych pojedynków kończonych w pierwszych rundach i tych cudownych, szybkich kombinacji do dziś zachwycających kibiców na całym świecie.

Jednak obecnie Mike Tyson jest 58-latkiem. Tylko nieliczni zawodnicy mają to szczęście, że jeszcze są w stanie współzawodniczyć nawet w wieku 45 lat, ale nad każdym z nich wisi widmo zakończenia kariery. Po prostu w większości sportów na poziomie zawodowym jest tak, że w pewnym momencie ciało mówi „dość”. W sportach walki 58-latek to sportowy emeryt. I nawet jeżeli był kiedyś mistrzem, będzie ustępował zawodnikom młodszym, szybszym, sprawniejszym. Wieku nie oszukasz.

Czy Jake Paul to geniusz, bo pokonał Tysona?

Pojedynek Tyson vs. Paul był kolejną okazją dla Jake’a Paula do budowania swojej rozpoznawalności. Przecież każdy kojarzy Tysona. A Jake pokonał mistrza! Tak, ale ten mistrz ma 58 lat… Jake Paul w sprytny sposób buduje swój wizerunek. Sprowadza różnych zawodników sportów walki (np. emerytowanych wojowników MMA). Często są oni znacznie mniejsi, ze słabszym zasięgiem. W MMA byli świetni, jednak są zapraszani do walki bokserskiej, którą z różnych względów przegrywają.

Nie każdy pięściarz ma taki komfort, bo nie każdy zbudował sobie pozasportową popularność, tak jak Jake Paul, który dzięki swojej popularności daje zarobić swoim rywalom. Dla zawodników kończących kariery pojedynek z Paulem to fajny zastrzyk finansowy i możliwość dodatkowego zarobku. W Polsce takich zawodników kuszą freakfighty, w Stanach kusi ich Paul.

To, co widzimy w przypadku starcia Tyson vs. Paul, jest przykładem szerszego zjawiska budowania popularności, legendy na pojedynkach z emerytowanymi mistrzami. Nie jest to nic nagannego, bo obie strony zgadzają się na pojedynek i obie strony z tego korzystają. Przestrzegam jednak przed wyciąganiem mylnych wniosków z rekordu Jake’a Paula. Nie jest on światową czołówką bokserskiej wagi ciężkiej. Jest youtuberem, który trenuje, walczy i bardzo dobrze mu idzie, jednak do szczytu ma jeszcze do pokonania pewną drogę. I wejdzie na nią, jeżeli będzie chciał się mierzyć z dobrymi pięściarzami, a nie znanymi nazwiskami.

Nie ma co się dziwić – sporty walki to codzienna, wyniszczająca praca. Nie trenujesz? Wypadasz z gry

Nie dziwi mnie porażka Mike’a Tysona. Sporty walki to wyścig. Każdy buduje swoją formę. Ma lepsze lub gorsze dni (również w czasie walk), ale każdy chce się rozwijać i tego rozwoju szuka, gdzie tylko się da (choćby dzięki wyjazdom do innych klubów). Jeżeli wypadasz z tego wyścigu, bo masz przerwę w treningach lub już nie rywalizujesz na najwyższym poziomie lub po prostu organizm nie wytrzymuje obciążenia, masz mniejsze szanse na zwycięstwo z osobą trenującą, rozwijającą się, podejmującą nowe wyzwania. I tam, gdzie jest wielkie zaskoczenie, nie jest zaskoczony ten, kto widział formę i przygotowania poszczególnych zawodników. W dużym skrócie – jak długo nie trenujesz i wracasz do klubu, to przeważnie na powitanie dostaniesz oklep na sparingach.

Zawsze będą zawodnicy początkujący, wchodzący do gry, mistrzowie, czołówka, zawodnicy schodzący ze sceny. Linie kariery zawodników są zróżnicowane. Jedne są dłuższe, inne są krótsze. Okres najwyższej formy zawsze leży gdzieś indziej. I te linie spotykają się w czasie. Mimo że imię i nazwisko pozostaje to samo, to Mike Tyson z końca lat 80. będzie innym zawodnikiem niż Tyson z lat 90. lub z 2024 roku. Śledząc walki zawsze warto wziąć na to poprawkę.

Ale zawsze warto uważać na potencjał zawodnika, nawet jeżeli ma on już swoje lata. O tym przekonał się Adrian Bartosiński, który musiał odklepać balachę Mameda Chalidowa na KSW 100. Zdecydowanie był w stanie wygrać ten pojedynek, jednak chwila nieuwagi i zlekceważenie rywala przyniosły mu porażkę. Głowa do góry. Trzymam kciuki za powrót.

Tyson vs. Paul? Są lepsze pojedynki

Mimo że starcie dwóch zawodników przyciągnęło przed ekrany wielu widzów, sportowo ta walka nie porwała. Najlepszy Mike Tyson to Tyson z lat 80-90 w szczycie formy, rywalizujący z innymi legendami w szczycie formy. Pojedynek Tyson vs. Paul może być emocjonującym widowiskiem, ale nic nie udowadnia, nic nie weryfikuje i przy błędnej interpretacji tworzy alternatywną rzeczywistość.

Scrolluj dalej, albo kliknij tutaj,
by obejrzeć kolejny wpis