Sto lat, Andrzej Gołota! Jedziesz po nim? Nie masz pojęcia!
„Jedna Gołota” czyli 53 sekundy? Po walce z Lamonem Brewsterem długi czas krążyły takie żarty. Kilka lat wcześniej Gołota był uważany za „ostatnią nadzieję białych”, a sam Mike Tyson czuł strach przed walką. W dobrych czasach bokserskiej wagi ciężkiej Polak był prawdziwą czołówką z realną szansą na mistrzostwo. Przypominajmy o tym, by ukrócić obiegową bzdurną opinię o Gołocie, również w jego 50 urodziny.
Byłem dzieciakiem, gdy z wypiekami na twarzy czekałem na kolejne walki „Andrew”. I nigdy nie zapomnę krwawej wojny z Coreyem Sandersem, w której pękały łuki brwiowe, a krew lała się strumieniami (to nie było dobre do oglądania dla dzieci, ale ja nie narzekałem). Nie zapomnę też, jak niezwykle łatwo Polak radził sobie z Riddickiem Bowem, ale skończyło się na jego dyskwalifikacji. Jeżeli nie pamiętasz naprawdę dobrych walk Gołoty, to albo byłeś na to zbyt młody, albo nie interesowałeś się boksem. Kto go widział w akcji i zdawał sobie sprawę, kim byli jego przeciwnicy, był pod wrażeniem.
Najlepsze lata kariery Gołoty to również jedne z najlepszych lat bokserskiej wagi ciężkiej na świecie. Technika, szybkość, sprawność, ringowe wojny, a nie zabawa w klinczowanie – jakże inaczej się wtedy walczyło. Byli zawodnicy ze świetnymi warunkami fizycznymi, jednak bazowanie na nich było nierozsądne. Lewy prosty do dystansowania i klinczowanie przy skracaniu dystansu nie wystarczały do zdobycia mistrzostwa. Malutki jak na wagę ciężką Mike Tyson „urywał głowę” nierozsądnym przeciwnikom swoimi hakami i sierpami. „Fizyczni” wojownicy jak Nikołaj Wałujew nie mieliby wielkich szans na zdobycie i utrzymywanie mistrzostwa. Była konkurencja, pasy największych federacji zmieniały właścicieli. Było na co popatrzeć.
Andrzej Gołota prezentował się naprawdę wyśmienicie. Jego dobre warunki fizyczne, niesamowita szybkość i świetny lewy prosty stanowiły zagrożenie dla najlepszych bokserów tamtych czasów. Gołota potrafił uderzyć naprawdę mocno. Może nie miał tylu nokautów, co Mike Tyson, jednak przeciwnicy czuli moc jego uderzenia. Gdy dobrze wszedł w walkę, pokazywał naprawdę dobry boks. Co nie grało? Brak kontroli, trudności z dobrym wejściem w walkę. Słaba psychika? Nie chcę tego tutaj rozsądzać. Faktem było, że Gołota nie zawsze umiał się opanować – zarówno w ringu, jak i poza nim. Mimo to, odnosił piękne zwycięstwa w świetnym stylu.
Warto pamiętać, że Gołota potrafił wrócić po trzyletniej przerwie, by w krótkim czasie przebić się do czołówki. Jego remisowe starcie z Chrisem Byrdem o pas IBF mogło być równie dobrze sędziowane na jego korzyść. Kontrowersyjny werdykt w pojedynku z Johnem Ruizem o mistrzostwo WBA nijak miał się do faktycznego obrazu walki. Gołota był wyraźnie lepszy, powinien zostać bokserskim mistrzem świata. Ale nie wszyscy będą o tym pamiętać. Z całym szacunkiem, ale ani Adamek, ani Szpilka nie byli tak blisko mistrzostwa jak był Gołota.
Niedzielni kibice najczęściej pamiętają tylko jego największe porażki. „Uciekał od Tysona”, „dostał od Lewisa”, „nie wytrzymał minuty z Brewsterem”. „Andrew” zasłużył na szacunek każdego kibica. Chcesz polemizować? Obejrzyj sobie jego inne walki i wtedy zabierz głos. To on pozostaje najlepszym polskim bokserem wagi ciężkiej w historii. Sto lat, Andrzej!