MMA PLNajnowszePublicystykaRozumienie walki. Czego nie pojmuje laik? [PUBLICYSTYKA]

Rozumienie walki. Czego nie pojmuje laik? [PUBLICYSTYKA]

Nawet go nie trafił, tam nie było nokautu, walka ustawiona – tak pojedynek Salahdine Parnasse vs. Valeriu Mircea oceniła część widzów na facebookowym profilu Viaplay Sport. Nokaut oczywiście był. Wewnętrzna część piszczeli trafiła idealnie w górną część głowy Mircei. Jest wiele rzeczy, które widać (lub nie widać) w walce, ale laik ich nie zrozumie. Rozumienie walki – o czym warto pamiętać?

Rozumienie walki

Rozumienie walki a niedoceniane uderzenia

Jest kilka takich punktów w ciele zawodnika (i nie wciskam tutaj żadnych bullshidowych głupot), których trafienie może dać zwycięstwo. Nawet lekkie uderzenie na szczękę potrafi odciąć prąd. Ucho jest ośrodkiem równowagi, dlatego wiele uderzeń jest kierowanych właśnie tam. Również w parterze warto celować właśnie w ucho, skroń, przestrzeń za uchem (ale część niekwalifikowaną jako tył głowy). O ile uderzenia na głowę zawsze mogą kojarzyć się z nokautem (przecież to głowa), nie każdy kibic zrozumie nokauty po ciosach na korpus lub nogi.

Kto nie przyjął mocnego ocinającego ciosu na wątrobę, nie zrozumie, dlaczego ten gość skręca się i od razu klepie po przyjęciu zwykłego ciosu na korpus. To pozornie niewinne uderzenie lub kopnięcie może być równie efektywne co bomba prosto na szczękę. Podobnie jest ze splotem słonecznym lub przeponą, szczególnie gdy wszedłeś na uderzenie. Momentalny brak tchu, ból nie do wytrzymania. A uderzenie wcale nie musi być mocne. Odpowiednio wymierzone, wyprowadzone w odpowiednim czasie – może wyglądać na lekkie, ale daje zwycięstwo. A dla laika wygląda to komicznie. Jak to jest, że ktoś przegrywa po pozornie lekkim kopnięciu w brzuch? Trudno to wyjaśnić. To trzeba poczuć. Laiku, idź na trening i odsłoń wątrobę.

Kopnięcia na przyczep mięśnia, dewastujące kopnięcia na piszczel – jeżeli punkt jest odpowiedni, a blok jest spóźniony, wystarczy kilka takich akcji, by wyłączyć nogę przeciwnika z dalszych akcji. Przecież to kilka lowkicków? Tak, ale jeżeli każdy z nich idzie idealnie w najbardziej wrażliwy punkt, nie ma co zbierać. To też trzeba poczuć, by wiedzieć, o czym mowa.

Niewidoczne uderzenia?

Bawią mnie specjaliści od „tam nie było uderzenia”. Są takie sytuacje jak w walce KSW Parnasse vs. Mircea lub dawniej w UFC Couture vs. Lesnar, w których ręka lub noga lekko zahaczyła rywala, a byliśmy świadkami nokautu. No i tak to właśnie jest. Punkt styku wcale nie musi być wielki. Uderzenie przenosi się po ciele. Jak dostaniesz w szczękę, to dzwoni w całej głowie. Wystarczy właśnie odpowiednie miejsce i siła uderzenia. Kopnięcia pod odpowiednim kontem lub uderzenia lekko skierowane w dół mają większą moc niż to może się wydawać.

Mocne uderzenie to nie tylko zamachowce, które lecą do celu pół godziny, ale również krótkie kontry. Liczy się też szybkość. Jeżeli dopiero na powtórce możemy zobaczyć, co tak faktycznie się stało, to bardzo dobrze świadczy o wyprowadzonej technice. Po pierwsze, nie była widoczna dla nikogo i zaskoczyła rywala, który nie zdążył przygotować się na uderzenie.; po drugie, była szybka, czyli również mocna; po trzecie, była idealnie w punkt, skoro efekt był tak wielki, a nie widać było wyraźnego trafienia. Tak jak nie widać zabójczej kuli z karabinu, podobnie zabójczy cios wcale nie musi być widoczny.

Kondycja

Mam duży szacunek do wojowników, którzy wskakują do walki za kontuzjowanego kolegę po fachu. Szczególnie gdy jest to zastępstwo w wadze ciężkiej. Ale nie zauważają tego kibice. Spompował się, niedomaga kondycyjnie? A jak miał przygotować swoje 120 kg żywej wagi, skoro wskoczył do rozpiski na tydzień przed walką? Według laików zawodnik nie ma prawa się zmęczyć. Oczywiście, można mieć kondycję gorszą lub lepszą, ale bezwzględna ocena widzów bywa niesprawiedliwa.

To wszystko zależy od tego, jakie tempo walki zostało narzucone. Są takie pojedynki, w których w ciągu kilku minut traci się większość sił do pojedynku. Laicy nie potrafią ogarnąć różnicy między kategoriami wagowymi. Oglądają pojedynek wagi koguciej, w której obydwaj wojownicy są niestrudzeni jak maszyny, a później tego samego oczekują w pojedynkach wagi ciężkiej. Od wielkich chłopów ważących 2 razy więcej niż zawodnicy wagi koguciej.

Oczywiście nie usprawiedliwiam tutaj zawodników ze słabą kondycją. Zawsze jest to niezwykle istotny element do przepracowania. Widać różnicę między zawodnikami KSW, a zawodnikami UFC. Jest to jednak żałosne, gdy laik atakuje zawodnika zmęczonego 2 rundami trudnego pojedynku, a sam potrafi się zmęczyć siedzeniem przed komputerem i pisaniem komentarza. On nie widzi, ile zdrowia kosztuje walka, ile godzin trzeba poświęcić na przygotowania kondycyjne, jak wiele sił może zeżreć trema lub walka w defensywie. Naprawdę polecam odrobinę więcej wyrozumiałości.

Gdyby nie kontuzja…

Kontuzja kontuzji nierówna. Ale każda powinna być odpowiednio zrozumiana. Oczywiście efekty kontuzji bywają podobne, łącznie z przegraną, ale podejście laików do kontuzji bywa irracjonalne. Pamiętam, jak niektórzy kibice umniejszali zwycięstwa Chrisa Weidmanna nad Andersonem Silvą. Po świetnym, perfekcyjnym bloku noga Andersona Silvy złamała się. Rozumienie walki zakłada przyjęcie każdego obszaru zmagań jako istotnego i potencjalnie decydującego o wyniku. Chris Weidmann wygrał zasłużenie. Kontuzja Silvy była efektem idealnego bloku.

Są też kontuzje niezależne od tego, jak zaprezentuje się rywal. I tutaj można pytać, co by się stało, gdyby nie kontuzja. Ale warto też pamiętać, że to pytanie bez odpowiedzi. Na takie pytanie najlepiej może odpowiedzieć rewanż. „Kontuzja” pewnego freaka to odrębny temat.

Zdarza się, że zawodnicy wychodzą do pojedynku będąc kontuzjowanym. I to jest temat rzeka, jak taką postawę oceniać. Są ludzie, którzy to chwalą, są tacy, którzy pukają się w czoło, a zdarzają się osoby, które będą mówić o tej postawie jak o oszustwie i skoku na kasę (tych ludzi nie rozumiem). Tak jak Mamed Chalidow zdecydował się zawalczyć z Tomaszem Adamkiem. Nie pozwoliło to na pełne zaprezentowanie umiejętności. Skończyło się, jak się skończyło. Niedosyt pozostał. Mimo to, nie oceniałbym go negatywnie. Nie każdy ma odwagę wyjść do walki z kontuzją.

Pamiętam jak ludzie wieszali psy na Andrzeju Gołocie, który po wypadku samochodowym i zerwaniu rotatorów w zasadzie walczył głównie prawą ręką, a i tak był o krok od zdobycia mistrzostwa świata. Wielu laików nawet o tym nie wiedziało. Gołota był dla nich przegrywem, ale dla ludzi obeznanych w temacie był prawdziwym kozakiem.

Sporty walki to walka z rywalem, ale nie tylko. Walczysz z samym sobą. Również z własnym organizmem. I często to właśnie organizm jest najtrudniejszym rywalem. Tej walki nie widzą kibice. I rzadko kiedy potrafią ją zrozumieć i docenić.

Rozumienie walki – warto tłumaczyć MMA!

Jaka jest recepta na ten problem? Nie ma jednej recepty. To zadanie dla całego środowiska MMA. Przede wszystkim komentatorzy powinni tłumaczyć to, co widzimy i czego nie widzimy na ekranie. Mniej emocji, więcej faktów. Nie odpowiadać na pytania: „co?”, „kto”, „gdzie?”, „kiedy?” (bo to wszystko widać), ale przede wszystkim na pytania „jak?” i „dlaczego?” (bo tego nie widać). Nie bez przyczyny obok dziennikarza w studiu jest też ekspert, który ogarnia tajniki i zawodnicze rzemiosło.

Rolą mediów też powinno być rzetelne informowanie o tym, co wydarzyło się podczas pojedynku. Mniej afer, więcej analiz tego, co zobaczyliśmy na ekranie. Oczywiście wszystko we względnie atrakcyjnej formie, by docierać do laików z prawdziwą wiedzą dotyczącą sportów walki.

No i jak zawsze dochodzi do tego aspekt indywidualny. Rozumienie walki może pojawić się dopiero wtedy, gdy laik pokusi się o poważniejsze podejście do sprawy. Nie tylko oglądanie walk i wydawanie osądów bez prawdziwej wiedzy, ale przede wszystkim zainteresowanie się tematem i „nauką MMA”. Gdy pojawi się chęć zrozumienia tego, co widzi się na ekranie, minie chęć do bezpodstawnych ocen.

Znak naszych czasów?

Nadal szokuje mnie to, że ktoś, kto obejrzał pojedynek Parnasse vs. Mircea, nadal może sądzić, że nie było nokautu. Ignorancja to znak naszych czasów. Nie warto się tym mocno przejmować, bo zawsze znajdzie się ktoś na tyle głupi, by iść w zaparte. Ale jeżeli można szybko zareagować i wyjaśnić ignoranta, dlaczego przechodzić wobec tego obojętnie?

Scrolluj dalej, albo kliknij tutaj,
by obejrzeć kolejny wpis