Ronda Rousey w WWE? Nadal lepsza niż jej hejterzy!
Dostała oklep, skończyło się pajacowanie i się obsrała. Niech nie profanuje MMA! – napisał na Facebooku jeden z hejterów. Przy piwie, chipsach i w napinkowej koszulce na stopniowo rosnącym bebzonie bronił honoru sportu – MMA, w którym nie osiągnął nic. A Ronda zdobyła szczyt! I tak to jest, drodzy Państwo. Pozwólmy Rondzie Rousey robić swoje! Ronda Rousey w WWE!
Gdzie MMA a gdzie Wrestling?
Wrestling to aktorskie show, które niewiele ma wspólnego ze sportem. Oczywiście, zgodzę się. Nie ma co utożsamiać go z MMA i chyba każdy zdroworozsądkowy człowiek zauważy różnicę. Skąd więc strach przed „profanacją sportu”? Wszyscy wiemy, że jest to zwykła zabawa, aktorskie show przynoszące niezłą kasę. Idealne, by zarobić na sportowej emeryturze, jeżeli jesteś znany i rozpoznawalny. To dwa różne światy, a jeżeli ktoś się chce pobawić w groźne miny i efektownie wyglądające akcje, to po co mielibyśmy mu tego odmawiać? Większy niepokój budzi we mnie przenoszenie wrestlingowych zagrywek na obszar prawdziwego sportu. W przypadku Rousey mamy jasno postawioną granicę. Ronda to emerytowana zawodniczka MMA obecnie rozwijająca swoje umiejętności (aktorskie i akrobatyczne) w WWE. Macie jakieś wątpliwości?
Uszanuj jej dorobek
Warto zauważyć, że Rousey zdobyła szczyt szczytów, jakim jest mistrzostwo UFC. Co więcej, utrzymywała je naprawdę długo. Był czas, w którym po prostu zdominowała swoją kategorię. To był okres, w którym w całości poświęciła swoje życie treningowi. Większość hejterów nie ma pojęcia, jak wiele wyrzeczeń kosztuje przygotowywanie się do walki. Zawodowe MMA to nieustanny trening, zmęczenie, ból, często brak życia prywatnego i rodzinnego. Ile można tak żyć? Niektórzy potrafią naprawdę długo. Są wojownicy kończący karierę przed trzydziestką. „Obsrali zbroję”? Chyba tylko według hejterów, którzy nie mają pojęcia o tej mniej przyjemnej stronie sportu. Dobre walki, zwycięstwa, pasy, światła i muzyka to niewielka część życia wojownika. Reszta to wielki trud treningów i przygotowań. Ale co może wiedzieć hejter, który nigdy nie trenował. Dziwicie się, że Ronda powiedziała stop i poszła w innym kierunku? Wszystko kiedyś trzeba zakończyć. Mistrzostwo UFC to lata pracy Rondy. Niech więc robi z tym, co tylko chce. I niech nie ogranicza się tylko dlatego, że jakiś kretyn będzie pisał brednie w Internecie. Oczywiście, lepiej dla nas byłoby zobaczyć ją w UFC, ale szanujmy jej decyzje.
Człowiek sukcesu vs. zwykły przegryw
Bardzo cieszy mnie postępowanie Dany White. Zachował się normalnie. Życzył Rondzie powodzenia w nowej roli. Docenił jej zaangażowanie i podziękował. I tym różni się prawdziwy biznesmen od „Janusza biznesu”, który będzie ścigał i krytykował swoich dawnych pracowników. Dana White może być najmniej zadowolonym człowiekiem w zaistniałej sytuacji, bo swego czasu Ronda przynosiła ładne zyski. Mimo straty, White potrafi zdobyć się na normalny, kulturalny komentarz. Zrobił to po amerykańsku, w dobrym tego słowa znaczeniu. Zmieniła branżę? Niech jej się wiedzie! To zupełne odwrócenie tego, co robią niektórzy „kibice” MMA. Wielu z nich uważa, że za kibicowanie zawodnik jest zobowiązany do działania takiego, jakie wymyśli sobie rozkrzyczany tłum. Nic z tych rzeczy. Nie Ty zapracowałeś na ten sukces. Kibicuj, ale nie oczekuj nic w zamian. Opanuj się. Podziwiaj i poszukuj inspiracji. Rób swoje, tak jak robi to Ronda. Ostatecznie, gdy zamyka się klatka pozostaje tylko ona i jej przeciwniczka. Pretensjonalny kibicu, zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego to Dana White jest szefem UFC, a nie Ty? Powyżej możesz znaleźć odpowiedź.
Powodzenia!
Nie będę oglądał WWE, bo nie lubię tego typu rozrywki. Ale jeżeli zaangażowała się w to kobieta, która tak długo była mistrzynią UFC, również ja życzę jej jak najlepiej. Nie będę na niej wieszał psów, nie będę pisał, że „obsrała zbroję” (najczęściej piszą o tym ludzie, którzy nigdy nie walczyli). I chyba w ten sposób możemy najlepiej podziękować Rondzie za te piękne sportowe chwile.