Psychofani McGregora… Zaraza czy mali „Janusze” – maskotki środowiska?
Najlepszą walką 25 lat UFC zostało… drugie starcie McGregora z Diazem! Tak na oficjalnej stronie UFC zagłosowali kibice. Wszyscy kibice? Jestem pewien, że najbardziej aktywną grupą byli psychofani McGregora. Wiele wspaniałych walk poszło w odstawkę, bo jeden gość stał się idolem tłumów. Irytować się, śmiać, czy przejść obojętnie? Drugie i trzecie rozwiązanie wydają się najsensowniejsze.
„Janusze” życia…
W każdym środowisku jest ktoś, kto zachowuje się najgłośniej, jest najbardziej emocjonalny, chce najmocniej się pokazać i walczy o to, by zaznaczyć swoją obecność. Tak jest wszędzie, czy to u w najbliższej rodzinie, u cioci na imieninach, w klasie, na studiach, w pracy, w klubie, w lokalnym środowisku, czy też w całym społeczeństwie. Przeważnie irytują oni ludzi najbardziej wyważonych, spokojnych, nieemocjonujących się. Ktoś, kto ma wiedzę, władzę i doświadczenie, nie będzie jarał się byle czym, ogłaszał nowej ery, walczył z każdym, kto ma inne zdanie. Ale „McGregrorowcy” stali się zabawnym „internetowym gangiem”…
Są głośni i jest ich wielu
Psychofani McGregora powoli wyrastająna miano najbardziej aktywnej i najliczniejszej grupy (ich liczba ciągle wzrasta). Nie mówię tutaj o normalnych kibicach widzących wady i zalety jego osoby, ale o tych, którym jedna postać przysłoniła cały świat. Chcę zaznaczyć, że każdy bardziej znany zawodnik ma swoich psychofanów, jednak to właśnie emocjonalni zwolennicy Irlandczyka opanowują nowe obszary Internetu. Szkoda, że są tak zaślepieni, bo McGregor to bardzo ciekawa postać, w której można zauważyć wiele zalet, wad i wyciągnąć ciekawe wnioski. I waśnie tym różni się kibic McGregora od jego psychofana. Widzi wszystkie kolory, w tym odcienie szarości. Jego przeciwieństwo ogląda świat przez różowe okulary.
Zagłosuj na „mam to gdzieś”!
Nie ma co się irytować. Głosowanie na „najlepszą walkę w historii UFC” to tak naprawdę głosowanie na najpopularniejsze starcie (w wykonaniu najpopularniejszych zawodników). Nie ma czegoś takiego, jak „po prostu najlepsze”. Zawsze jest „najlepsze pod określonym względem”. A czym są jakiekolwiek głosowania jak nie wyborem czegoś najpopularniejszego? Do wyłonienia najlepszego pojedynku pod względem sportowym (tutaj i tak nie będzie jednomyślności) potrzeba ekspertów. I sam musiałbym się mocno zastanowić, by wyłonić starcie, które najbardziej mi się podobało. Jeżeli od razu masz swojego niekwestionowanego, stuprocentowego faworyta, to chyba mało pojedynków obejrzałeś. Warto zwrócić uwagę, że w najlepszej czwórce 25-lat walk UFC pojawiły się starcia z ostatnich 5 lat. Również to wiele nam mówi. Z jednej strony MMA ciągle idzie do przodu a wraz z nim poziom zawodników. Z drugiej strony chyba zbyt wielu wojowników poszło w zapomnienie…
Co mi to przypomina?
Psychofani McGregora to odrobinę mocniej rozwinięta forma „januszowania” (bez obrazy dla Januszy – znam kilku naprawdę fajnych gości o tym imieniu). I w gruncie rzeczy tak odbieram głośne zachowania „McGregorowców”. Nie chcę ich obrażać, jednak wiele ich zachowań jest bardzo dziecinnych. W sumie każdy przechodził ten okres, więc nie warto iść z nimi na wojnę. Dla mnie McGregor jest ciekawą postacią. Interesuje mnie jego marketingowy geniusz, nie można mu odmówić tego, że jest naprawdę dobrym zawodnikiem. Trzeba jednak zachować pewien umiar w jego ocenie.
Młodzi, wojowniczy, radykalni
Nie mają go psychofani. „McGregorowiec” nie tylko będzie opowiadał bzdury jak „Janusz”. Wielu z nich będzie robiło to głośniej i aktywniej. Nie tylko po pijaku, jak robi to niejeden niedzielny kibic-napinacz. Narkotykiem psychofanów są emocje. McGregorowiec będzie uważał, że to on jest ekspertem. „Janusza” zagniesz pierwszym lub drugim pytaniem, psychofan będzie miał odrobinę większą wiedzę i trudniej będzie mu przemówić do rozsądku. Trzeba jednak spojrzeć na drugą stronę medalu. Łaska kibiców na pstrym koniu jeździ. Prędzej czy później McGregor straci swoich „żołnierzy” – albo wybiorą sobie inny obiekt adoracji, albo zmądrzeją i zaczną dostrzegać piękno całego MMA. Jest więc pewna nadzieja na to, że wielu dzieciaków dojrzeje.
Śpieszmy się kochać „Januszy”…
Niech sobie wybierają McGregora nawet jako „króla wszechświata”… Niech walczą, niech się spinają i robią internetowe gównoburze… Mnie to bawi. Przeminie czas McGregora, przeminie czas jego psychofanów. Nie przeminie za to czas zdrowego rozsądku i obiektywnego spojrzenia, którego życzę wszystkim z nas. A „najlepszą walkę UFC” niech każdy wybierze sobie sam bez patrzenia na modę i liczbę kibiców.