MMA PLNajnowszeRIZIN FFPowrót do Wielkiego Jaja. Zapowiedź RIZIN.28!

Powrót do Wielkiego Jaja. Zapowiedź RIZIN.28!

Po osiemnastu latach MMA wraca do Tokyo Dome – legendarnego krytego stadionu, który był w przeszłości miejscem wielu historycznych wydarzeń ze świata sportów walki. Mnóstwo czasu minęło od finałowej gali GP PRIDE w 2003 roku. Od tamtego czasu zmieniło się prawie wszystko w krajobrazie japońskiego rynku MMA. RIZIN zdecydowało, że najbliższa gala odbędzie się w „Wielkim Jaju”, co jedocześnie będzie pierwszą imprezą tej organizacji w Tokio. W programie przede wszystkim część walk japońskiego GP w wadze koguciej, oraz walka o pas w kategorii lekkiej. Zapraszamy na tradycyjną zapowiedź autorstwa Daniela Dziubickiego i Jana Niwińskiego.

Galę można oglądać w niedzielę 13 czerwca od 8:30 polskiego czasu w PPV za pośrednictwem serwisu LiveNow. Istnieje opcja dużo niższej ceny w przypadku kupienia w pakiecie z RIZIN.29 (30 czerwca).

61 kg: Kai Asakura (16-3) vs. Shooto Watanabe (22-5-6) – runda otwierająca japońskiego GP

Kai Asakura podczas losowania miał prawo wyboru przeciwnika jako pierwszy. Jego wybór padł od razu na Shooto i trudno się temu dziwić, bowiem na papierze Watanabe jest jednym ze słabszych fajterów w obsadzie GP… co nie znaczy że jest słaby. Na pewno jednak syn pierwszego mistrza Shooto jest dość jednowymiarowym fajterem, którego styl polega na sprowadzeniu i jak najszybszemu wejściu za plecy. Udział w turnieju zapewnił sobie po poddaniu innego grapplera – Takumiego Tamaru za pomocą firmowego RNC. Wcześniej jednak spadł z wysokiego konia, w debiucie przegrywając w ten sam sposób z Naokim Inoue. Młodszy z braci Asakura wraca po druzgocącej porażce, jakiej doznał w sylwestra w rewanżowym pojedynku o pas z Kyojim Horiguchim, który pobił go w stójce, a napoczął lowkickami w łydkę. Tutaj jednak poprzeczka wydaje się zawieszona znacznie niżej.

W stójce nie ma żadnej podstawy, aby sądzić, że mistrz Fighting Nexus jest w stanie zagrozić jakkolwiek Kaiowi. Trudno wyobrażać sobie, że pójdzie z nim na wymiany, bo to skończy się dla niego bardzo źle. Przekonało się o tym wielu, a Ulka Sasaki opuścił halę ze złamaną szczęką. Tutaj rachunek jest prosty. Asakura będzie chciał utrzymać akcję w parterze, a Watanabe za wszelką cenę będzie ciągnął do parteru. Kai jednak już mierzył się z rywalami mającymi podobny plan, chociaż chyba nigdy z takim grapplerem-ortodoksem. Nie obalił go jednak ani Sasaki, ani Ogikubo. Jak więc może zrobić to Shooto? Najlepiej kontrując przestrzelony cios albo kopnięcie, bo uliczny sznyt wyniesiony z oraganizacji The Outsider temu sprzyja. Zwyczajowy single leg może w tym wypadku Watanabe nie wystarczyć. Przyznać jednak trzeba, że jak już zdobędzie plecy, to nie odpuszcza przeciwnikom. Tamaru poddał tak naprawdę naciskówką, a nie duszeniem. Ewentualne zrobienie tego z byłym mistrzem RIZIN będzie jednak ogromną sensacją.

61 kg: Shintaro Ishiwatari (26-8-4) vs. Naoki Inoue (15-2) – runda otwierająca japońskiego GP

Kolejny powrót na gali Rizin 28. Niewidziany w akcji od sylwestra 2019 roku, Shintaro Ishiwatari, ponownie zamelduje się w białym ringu największej japońskiej organizacji MMA. Jego rywalem będzie aktywny w ostatnim roku Naoki Inoue.

Ostatni raz Ishiwatariego mogliśmy oglądać podczas gali z numerem 20. Urodzony w Osace 36-latek podejmował wtedy Hiromasę Ogikubo, dając nam kandydata do jednej z najlepszych walk 2019 roku. Występ w Tokyo Dome będzie dla niego 39. walką w długiej piętnastoletniej już karierze. Ishiwatari startował w Sengoku, zdobył mistrzostwo Pancrase w wadze koguciej. Ma na rozkładzie walki z takimi rywalami jak Chang Sung Jung, Kyoji Horiguchi czy Caol Uno. Można śmiało mówić o nim, że jest weteranem japońskiego MMA. A jak walczy? Ishiwatari lubi się bić. Nie rzuca się od razu na rywala, bije ciosy zarówno w kombinacji jak i pojedyncze, te drugie często na korpus rywala. Ustawiony jest z odwrotnej pozycji, przez co jego kopnięcia na korpus z tylnej nogi zadają potężne obrażenia. Ma też świetny zmysł do kontr. Ishiwatari czasami tylko czeka na ruch przeciwnika, by potraktować go soczystym sierpem.

Inoue wydaje się solidnym przeciwieństwem swojego rywala. Trenujący obecnie w klubie Sonic Squad pod okiem weterana WEC i UFC Takeyi Mizugakiego Japończyk jest o wiele lepszym zawodnikiem na ziemi niż w stójce. I nie jest to w żadnym stopniu ujma dla umiejętności kickboxerskich Inoue. Japończyk składa fajne, złożone kombinacje. Nie uświadczymy w jego grze żadnych szalonych technik, jak obrotówki czy latające techniki. Ciężko go ubić. Na ziemi to adept jiu-jitsu opartego na kontroli – Inoue nie skacze jak szalony. Warto zwrócić uwagę jak dobrze nauczył się łapać plecy rywali, by potem z tego od razu przejść do duszenia. Zarówno starcie z Yukim Motoyą jak i Shooto Watanabe skończyły się błyskawicznie właśnie dzięki tej technice.

Konfrontacja na papierze jest więc prosta. Stójkowo lepszy będzie Ishiwatari. Parterowo więcej zrobi Inoue. Pytanie czyje zapasy są lepsze. Zapowiada się dobry bój.

61 kg: Yuki Motoya (27-9) vs. Ryo Okada (17-4-3) – runda otwierająca japońskiego GP

Motoya to absolutnie jedno z najważniejszych nazwisk DEEP, reprezentujący organizację Shigeru Saekiego w RIZIN. Jego problemem jest jednak to, że mimo wielkich umiejętności przede wszystkim parterowych nie może przeskoczyć pewnego poziomu sportowego. Bo o ile porażki z Henrym czy Ogikubo przychodziły po naprawdę dobrych i zaciętych widowiskach, tak przegrywając z Miksem czy Inoue… szału nie stwierdzono. Zwłaszcza z tym drugim było widać pewną bezradność, czy to próbując agresywnie walczyć w stójce, czy podczas nieudanej próby sprowadzenia, która zakończyła się porażką przez duszenie zza pleców. Na zupełnie innym biegunie jest Okada, który w marcu zdobył mistrzostwo Shooto w wadze koguciej, pokonując znanego m.in. z DEEP i RIZIN Takafumiego Otsukę. Do tego jest niepokonany od 2017 roku, nie przegrywając od ośmiu walk (7W, 1D). To zawodnik o stylu bardzo charakterystycznym dla sieci klubów Paraestra.

Podopieczny Hiroshiego Tsuruyi to wszechstronny fajter ze wskazaniem na zapasy i przy okazji kolega klubowy wspomnianego Hiromasy Ogikubo, który zresztą był ostatnim mistrzem BW Shooto przed Okadą. Różnica w ich charakterystyce jest taka, że Ogikubo jest silniejszy fizycznie i nieco bardziej nakierowany na parter. Okada więcej uderza w trakcie swoich walk, a jego stójka dała mu chociażby zwycięstwo w pięciorundowym pojedynku z Otsuką. Motoya? Magiczny parter, coraz lepszy boks, ale niedobór siły fizycznej i umiejętności zapaśniczych sprawiały, że miewał problemy przy bardziej wymagających przeciwnikach. Okada jednak nie walczył, przynajmniej w ostatnich latach, z tego typu rywalem jak Motoya. Najczęściej byli to oponenci o podobnym profilu co on, albo preferujący stójkę. Patrząc na ostatnie dokonania obu, można spodziewać się, że obaj powymieniają się trochę uderzeniami i o ile Motoya wcześniej czy później i tak spróbuje firmowego single-lega, tak Okada zdecyduje się na obalenie dopiero przy zbieraniu dużej liczby ciosów, podobnie jak zrobił to Ogikubo, praktycznie ratując wtedy wynik walki. Okada to także mocny cios z obu rąk i wymienność pozycji. Tutaj Motoya nie może pozwolić sobie na przyjmowanie, bo sam nie ma możliwości, aby odpowiedzieć równie mocno. W przywoływanej już konfrontacji z Ogikubo trafił mnóstwo razy, ale nie był w stanie go choćby podłączyć.

61 kg: Hiromasa Ogikubo (21-5-2) vs. Takeshi Kasugai (26-7-1) – runda otwierająca japońskiego GP

Jednym z niewielu plusów sytuacji pandemicznej jest fakt, że RIZIN zaczęło sięgać głębiej po japońskich utalentowanych zawodników. „Kanten” co prawda ma kilka występów w Pancrase, ale renomę przyniosły mu boje dla organizacji HEAT z Nagoyi, prowadzonej przez klub Shimura Dojo. Jego członkiem jest właśnie Kasugai. To również dwukrotny zdobywca pasa HEAT (w dwóch wagach), który na koncie ma również bój o tytuł w ROAD FC. Teraz będzie mógł zadebiutować na dużej gali w Japonii, ale nie będzie miał łatwego zadania, bowiem naprzeciwko niego stanie były mistrz Shooto i pretendent do pasa RIZIN Hiromasa Ogikubo. Po KO od Kaia Asakury zawodnik z Paraestry pokonał Kentę Takizawę, co trzeba szczególnie podkreślić, dokonał tego w dużej mierze w stójce. Zdecydowało wówczas świetne wyczucie dystansu i umiejętność szybkiego doskoku do przeciwnika. Kontrolę w parterze również udało się zaprezentować, ale dopiero w trzeciej rundzie. Wcześniej Takizawa miał rozbity nos, co pokazało skuteczność prostych, ale skutecznych technik Ogikubo. Niezmiernie ciekawy jest fakt, że obaj mieli okazję ze sobą walczyć. Na VTJ 4 w 2014 roku większościową decyzją wygrał Ogikubo, który zagwarantował sobie wygraną przynajmniej w dwóch z trzech rund swoimi zapasami. Trzecią prawdopodobnie przegrałby, gdyby nie nielegalne kolano na głowę. Tym razem absolutnie nie ma o to obaw.

Kasugai, który przygotowywał się również u Hatsu Hiokiego w ALIVE, to zawodnik, który także bardzo ceni sobie utrzymywanie dystansu, atakując nagle długim ciosem prostym, kończąc sierpem. W odróżnieniu od Takizawy jest on jednak znacznie bardziej dynamiczny na nogach. Z tak statycznym rywalem jak Takizawa, Ogukubo mógł pozwolić sobie na punktowanie. Co również jest ważne, „Kanten” jest o 8 cm wyższy, więc także nie będzie ułatwiało to zadania faworyzowanemu zawodnikowi z Paraestry. Najprawdopodobniejszy plan na walkę byłego mistrza Shooto to powtórzyć w miarę możliwości taktykę sprzed siedmiu lat i postawić na parter. Czynnikiem decydującym będą więc defensywne zapasy Kantena. Może się jednak zrobić bardzo ciekawie, jeżeli jakimś cudem akcja trafi na dół, a w pozycji dominującej będzie Kasugai. Dysponuje on agresywnym gnp, w wyniku którego rywale oddają plecy, co oznacza możliwość wykorzystania jego ulubionej techniki kończącej, czyli RNC. Z drugiej strony lwia część poddań u Ogikubo to także duszenia zza pleców, a więc możemy mieć do czynienia z grą „do pierwszych pleców”, chociaż należy jeszcze raz głośno powiedzieć, że zdecydowany faworyt to Hiromasa Ogikubo i każde inne rozwiązanie trzeba traktować w kategorii bardzo dużej niespodzianki.

66 kg: Mikuru Asakura (14-2) vs. Kleber Koike Erbst (27-5-1)

Swego czasu robiący niemałą furorę w naszym rodzimym KSW Kleber Koike Erbst wraca do akcji. Widowiskowo walczący zawodnik Bonsai Jiu Jitsu stanie prawdopodobnie przed szansą eliminatora w walce o pas. W walce wieczoru niedzielnej gali stanie on bowiem do walki z byłym pretendentem do pasa, Mikuru Asakurą.

Starszy z duetu braci Asakura to bijok pełną parą. Dwie ostatnie wygrane to widowiskowe nokauty na Satoshim Yamasu oraz Danielu Salasie. W pojedynku z Yutaką Saito w pewnym momencie wdał się nawet w klasową, uliczną wręcz awanturę, wymieniając cios za cios z nadzwyczajną szybkością i wytrzymałością. Jego ulubioną techniką są obszerne sierpy, które raz po raz lądują w okolicy żuchw rywali. Japończyk od czasu do czasu puści prosty, jednak przy brawlerskich nawykach, wydają się one wręcz zbędne. Oddać należy jednak Mikuru, że w porównaniu do brata, o wiele więcej kopie. Zarówno nisko, na korpus, a ostatnio rozciąga się zakres jego ruchów do okolic głowy. W pojedynku z Saito zaimponował publice przede wszystkim świetnej obronie zapaśniczej – uważany za faworyta w tym aspekcie Saito miał spore problemy, mało tego, Asakura był bliski położenia rywala w jego własnej grze. Mikuru rozwija się więc w dobrą stronę jako zawodnik. Gdyby uspokoił swój boks i dodał do niego coś więcej niż obszerne sierpy, byłby maszyną nie do zatrzymania.

Erbst wystąpi na trzeciej gali Rizin pod rząd. Zadebiutował w sylwestra na RIZIN.26, gdzie sprawnie poddał nieskończonego nigdy przed czasem Kyle’a Aguona. Do białego ringu Rizin wrócił już w marcu, na gali 27, gdzie w pojedynku z Kazumasą Majimą udowodnił, że nawet taki mistrz kontroli jak Majima nie jest w stanie go powstrzymać. Brazylijczyk z japońskim rodowodem tylko dwa razy w ostatnich dziesięciu walkach potrzebował decyzji sędziowskiej. To maszyna do kończenia pojedynków przed czasem, groźny zarówno z pleców jak i z góry. Dodatkowo, posiada niecodzienną stójkę, opartą głównie na pracy jego długich ramion. Erbst cofa się w linii prostej, co dla jego rywala może być wodą na młyn. Reprezentant Bonsai Jiu Jitsu może mieć problem jednak z przeniesieniem walki do partu. Zapaśnikiem był co najwyżej porządnym, ale to może być za mało na Mikuru Asakurę.

Patrząc na style obu zawodników, ciężko wskazać tutaj jasnego faworyta. Pewne jest jedno – przy obecnych stylach, panowie mają szansę dać nam jeden z lepszych pojedynków tego roku.

71 kg: Tofiq Musaev (18-3) vs. Roberto “Satoshi” Souza (11-1) – o pas wagi lekkiej

Po półtorarocznej przerwie Tofiq Musaev powraca do białego ringu Rizin. Niepokonana od czternastu pojedynków gwiazda ostatniego Grand Prix wagi lekkiej skrzyżuje rękawice z wybornym grapplerem, Roberto „Satoshi” Souzą. Stawką pojedynku obu zawodników będzie pas wagi lekkiej.

Musaev wróci do ringu po przerwie spowodowanej służbą wojskową w czasie konfliktu ormiańsko-azerskiego, jaki trwał do listopada 2020. 31-latek jest niepokonany od 2014 roku. Podczas Rizin 20 odniósł największe zwycięstwo w karierze – po długim pojedynku pokonał on jednogłośną decyzją sędziów dwukrotnego finalistę turniejów Bellatora, Patricky’ego „Pitbulla” Freirę. Azer pokazał w tamtym boju dwie niesamowicie niebezpieczne cechy. Po pierwsze dobrze kontrował szarżującego Brazylijczyka – wielu innych zawodników na miejscu „Pitbulla” leżałaby nieprzytomna. Jak o przytomności mowa, to Musaev zaskoczył też twardością szczęki. Przyjął soczyste sierpy oraz kolana od Brazylijczyka i kontynuował rozbijanie Freire. Zapaśniczo radził sobie też nie gorzej, ale powątpiewam, że chciałby przenieść walkę do parteru z Satoshim.

A to dlatego, że Souza to jeden z najlepszych grapplerów, jacy kiedykolwiek postawili nogę w białym ringu Rizin. Brazylijczyk mieszkający w Japonii podejdzie do tego pojedynku po szybkim zwycięstwie jakie odniósł nad Kazukim Tokudome w marcu tego roku. Japończyk sam w zasadzie sprowadził walkę na ziemię, czym przypieczętował swój los – został poddany ciasnym trójkątem nogami. Trener oraz reprezentant Bonsai Jiu-jitsu jeszcze ani razu nie potrzebował w swojej karierze decyzji sędziowskiej. Mało tego, aż 11 z 12 pojedynków zakończył on w pierwszej rundzie. Jego największą bolączką przed starciem z Musaevem są szarże bez gardy. Te zdarzają się Brazylijczykowi często.

Mając na uwadze style obu zawodników – wyrachowanie połączone z agresją Musaeva oraz ekwilibrystykę i dynamikę Souzy – ten pojedynek nie ma prawa trwać pełnego regulaminowego czasu walki.

66 kg: Yutaka Saito (19-4-2) vs. Vugar Keramov (15-3)

Rizin 28 to czas powrotów. Nie widziany w ringu od ponad roku Vugar Keramov znowu zamelduje się między linami. Nie dostanie jednak żadnej taryfy ulgowej – jego rywalem będzie obecny mistrz wagi piórkowej, Yutaka Saito. Starcie nie będzie jednak miało statusu mistrzowskiego.

Zacznijmy od Japończyka. Saito to były czempion najstarszej organizacji MMA na świecie – Shooto. 33-letni mistrz Rizin to zawodnik, który na tle niedawnej konkurencji wydawał się odnajdywać lepiej w walce na chwyty niż w wymianach na pieści. Dominacji w aspekcie zapaśniczym nie uświadczyliśmy jednak w pojedynku Japończyka o pas z Mikuru Asakurą. Reprezentant Paraestra Koiwa miał spore trudności z utrzymaniem w płaszczyźnie zapaśniczej swojego rywala. O werdykcie w oczach sędziów zadecydowały właśnie wymiany stójkowe. Proste ciosy, zwłaszcza zamiłowanie do tylnego w tułów, okazały się być kluczem do sukcesu. I to właśnie w pracy na szybkich, prostych ciosach musi opierać swój sukces Saito.

Bo Vugar Keramov to kawał agresywnego zapaśnika pełną gębą. Azer pokazał w swoim jedynym pojedynku dla Rizin spory arsenał rzutów, i wyhaczeń. W debiucie dla Rizin podjął bardzo trudnego Kyle’a Aguona. I kompletnie zdominował rywala. Co ciekawe, Keramov ma na swoim koncie występ nad Wisłą. W 2019 roku na przestrzeni trzech rund kompletnie zdominował Kacpra Formelę, który nawet zdołał go naruszyć w pierwszej rundzie. No dobrze, ale jak walczy Azer? Prosto, ale skutecznie. Jego podstawowy plan to położyć rywala i obijać go soczystym ground and pound. W stójce nie ma wiele do zaoferowania – bije głównie obszerne ciosy sierpowe, mocne jeśli dojdą celu. Na pewno nie można odmówić mu stalowej szczęki – wspominany wyżej Polak zbił go mocno, a mimo to Keramov ciągle był w pojedynku.

Zapaśniczo faworytem jest Azer. Jeżeli Mikuru Asakura był w stanie zagrozić zapaśniczo Saito, to Keramov nie powinien mieć tutaj problemów. Japończyk musi szukać szczęścia w stójce – tam nadgoni przewagą techniki. Zapowiada się ciekawy, wyrównany pojedynek.

73 kg: Satoshi “Dominator” Yamasu (11-6) vs. Noah “Black Panther” Bey (0-0)

Starcie japońskiego „salarymana” (pracownika biurowego, menedżera) z kickbokserem, prowrestlerem i komikiem w jednym. Nikt Ameryki tutaj nie odkryje, jak stwierdzimy, że wszystko będzie zależało od tego, czy Noah zdoła utrzymać się na nogach. Urodzony w Stanach Zjednoczonych, (ale nie mówiący zbyt dobrze po Angielsku) Bey jako kickbokser jest bardzo efektownym, ofiarnym, dającym widowiskowe walki zawodnikiem. Jest on zresztą mistrzem RISE do 67 kg, ale ostatnie boje toczył głównie do 70 kg. „Black Panther” będzie znacznie większy od swojego rywala, chociaż niekoniecznie wiele wyższy (różnica 2 cm). Jest on jednak absolutnym debiutantem. Nie wiadomo do końca gdzie i jak przygotowywał się do swojego pierwszego występu, więc nie wiadomo czego do końca się po nim spodziewać. Z kolei „Dominator” to fajter na pół etatu, który miał okazję zaprezentować się przed dużą publicznością w sylwestra, ale Mikuru Asakura okazał się dla niego za dużą przeszkodą. Były mistrz FW DEEP w ostatnich pojedynkach co prawda preferował wymiany ciosów, ale połowę walk wygrywał przez poddania a na rozkładzie dwukrotnie ma m.in. świetnego zapaśnika Takahiro Ashidę. Do tego często używa stompów i soccerkicków, co w połączeniu z parterowymi umiejętnościami może oznaczać dla Noaha jedynie kłopoty. Jeżeli czarny pas karate kyokushin nie upoluje jednym ciosem albo kopnięciem Yamasu, może być ciężko ze sprawieniem sensacji.

120 kg: Shoma Shibisai (6-2) vs. Sudario Tsuyoshi (3-0)

Minęły trzy walki, a my nadal nie znamy prawdziwej bojowej wartości Takanofujiego. Były sumoka stłukł na razie trzech prowrestlerów i w kolejnej walce miał dostać „legitnego” zawodnika MMA o swoich rozmiarach. Co więcej, po zadymie w ringu po ostatnim pojedynku, gdy Sudario zanotował najszybsze KO w historii RIZIN, szef RIZIN Nobuyuki Sakakibara dyplomatycznie mówiąc, nie był zachwycony. Mówiło się wręcz, że jest zamiar, aby sprowadzić kogoś ze Stanów Zjednoczonych, żeby utemperować Kamiyamę. Ostatecznie, również z powodów problemów migracyjnych spowodowanych pandemią, stanęło na Shomie Shibisai. Rosły jak na Japończyka (190 cm) fajter na razie stoczył dwa pojedynki w RIZIN. Z Unurjargalem Boldpurevem został zdominowany siłowo, a z opasłym Chang Hee Kimem po ponad minucie wygrał przez kimurę ze stójki po ponad minucie walki. Trudno jest powiedzieć, na co stać w płaszczyźnie stójkowej Shibisai, ale można spodziewać się, że będzie chciał wykorzystać swoje umiejętności grapplerskie i judockie. Sudario z kolei do parteru trafił tylko z Dylanem Jamesem a stało się to po sprawlu. Fizycznie powinien górować nad Shibisai, ale możliwy jest scenariusz, ze po raz pierwszy trafi na plecy. Wtedy może to oznaczać dla niego kłopoty i to prawdopodobnie będzie jeden z pomysłów Shomy. Drugim jest po prostu bitka w stójce. Wejście w półdystans i rywalizacja do pierwszego trafienia. Tutaj jednak Shibisai musi być uważny, bo podopieczny Ensona Inoue jak trafia, to prawie zabija (jak z Kazushim Miyamoto).

Scrolluj dalej, albo kliknij tutaj,
by obejrzeć kolejny wpis