MMA PLNajnowszePublicystykaPatokibice – wierni po zwycięstwie, wredni po porażce [PUBLICYSTYKA]

Patokibice – wierni po zwycięstwie, wredni po porażce [PUBLICYSTYKA]

Jeżeli wygrywasz, jesteś ich idolem, a jeżeli przegrywasz – wieszają na tobie psy… Mecz Polska – Holandia, mimo porażki, spodobał się wielu kibicom. I też należę do osób doceniających starania naszych, którzy zagrali ambitnie i z pomysłem. Są jednak kibice, a może raczej patokibice, dla których sportowcy są albo obiektem zachwytu albo kozłem ofiarnym. Nie ma nic pośrodku. Kochają ich lub biją zależnie od humoru. Jak w patologicznym związku. Tak jest i w piłce, i w sportach walki. Dlaczego patokibice to niebezpieczne zjawisko?

patokibice
Foto: Guardian

To wszystko dla kibiców?

Czasami zastanawiam się, ile prawdy jest w słowach zawodników, którzy pod niebiosa wychwalają swoich „wspaniałych” kibiców. Wszyscy wiemy, jacy oni potrafią być. To prawda, że bez widzów nie ma zarobku, a kibice raczej oglądają swoich ulubionych sportowców. Prawdą jest też to, że spora część fanów odwraca się od swoich idoli, gdy tylko przydarzy im się słabszy okres. Wiele osób sądzi, że to właśnie po tym poznaje się prawdziwego kibica, że nie zostawia on swojego idola/klubu w trudnych chwilach.

Jestem sceptyczny wobec tak wielkiego uwielbienia sportowców dla swoich kibiców. Wiem, na co ich stać. Wiem, że nie każdy może być określony „prawdziwym kibicem”. Wystarczy przeczytać komentarze w Internecie, które pojawiły się choćby po meczu Polska-Holandia. Cieszy natomiast fakt, że hejterzy nie akceptujący porażki to mniejszość, choć nadal to dość liczna grupa. Raczej spotkałem się ze zrozumieniem i całkiem realną oceną gry reprezentacji. A ta nie była zła. Mimo wszystko, łaska kibica na pstrym koniu jeździ. Pojawia się i znika. Równie jaskrawym przykładem była kariera Andrzeja Gołoty, który był bohaterem po pięknych pojedynkach, a pośmiewiskiem po nieudanych starciach. Mało kto rozumiał, co działo się w ringu.

Skąd biorą się patokibice?

W moim odczuciu są to osoby, które nie mają zbyt wielkiego pojęcia o sporcie. I tu nie chodzi tylko o samą wiedzę, bycie na bieżąco. Chodzi o to, by choć raz poczuć trud życia sportowca. Zmierzyć się z wymagającym rywalem, przegrać mecz lub pojedynek. Coś wygrać, coś przegrać. Pozytywnie wszystkich zaskoczyć, ale innym razem sromotnie przegrać. Zmierzyć się ze zwątpieniem. Poznać coś, czego nie widzą kibice na ekranach telewizorów. Po prostu poznać życie sportowca nie tylko z perspektywy teoretycznej, ale również poznać je w praktyce.

Osoba, która trenowała cokolwiek wyczynowo nie będzie skora do obraźliwych komentarzy, skazywania innych na porażkę i krytykowania po całkiem dobrym występie mimo niekorzystnego wyniku. Jeżeli współzawodniczysz, prostuje ci się pogląd na zwycięstwa i porażki. Wiesz, jak wiele zmiennych może zdecydować o powodzeniu lub o niepowodzeniu. Inni widzą różnicę jednej bramki, a Ty wiesz, że do zwycięstwa brakowało naprawdę niewiele i nie zadecydował jeden gol, ale pewien drobny szczegół, którego jesteś świadom tylko ty.

I nie chodzi mi o to, że tylko uprawianie sportu pozwala na racjonalne podejście do kibicowania. Dobrym kibicem może być również osoba niewysportowana, ale z pewną wiedzy o sporcie i zwykłą ludzką empatią. Chodzi mi o to, że najlepszym antidotum dla zatwardziałych patokibiców będzie zwykła sportowa rywalizacja.

Piękna porażka czy brzydka wygrana?

Krytycy reprezentacji pytają, czy wolimy piękne porażki czy brzydkie wygrane. I teoretycznie prawidłową odpowiedzią na to pytanie będzie „brzydka wygrana”, ale wszyscy wiedzą, że wynik nie bierze się z niczego. Oczywiście, czasami zdarzają się szczęśliwe zwycięstwa, ale zwycięstwo musi być przecież osiągnięte odpowiednią aktywnością, ambicją, chęcią gry – szczególnie, gdy przeciwnik wysoko postawi poprzeczkę.

Ten zespół, który pięknie przegrywa może już niedługo pięknie wygrać, a zespół wygrywający brzydko może równie brzydko przegrać. I chyba nie muszę tłumaczyć, że najlepszą drogą jest właśnie ta pierwsza, piękniejsza droga.

Wielu krytyków nie zawsze pamięta o tym, że rywalizacja sportowa nie kończy się na najbliższym meczu/najbliższych mistrzostwach, ale jest to proces budowania zespołu. Jest wiele pięknie grających ekip, których początki były niezwykle trudne. Polecam spojrzeć na historię sir Alexa Fergusona i jego mozolne budowanie potęgi Manchesteru United. Polecam popatrzeć na historię reprezentacji Niemiec pod wodzą Joachima Loewa, który prowadził ekipę przez blisko 15 lat. Ja wiem, że w polskich warunkach wymiany trenerów po każdym niepowodzeniu lub po „brzydkim stylu gry” może się wydawać niepojęte, by ktoś dłużej prowadził reprezentację, ale naprawdę cieszyłbym się, gdyby w końcu pozwolono komuś popracować na stanowisku trochę dłużej. Najpierw brzydko się przegrywa, później przegrywa coraz piękniej, by w końcu pięknie wygrywać. To wymaga czasu.

Kibicowanie a kontrola emocji

Nie musisz kochać reprezentacji, możesz im po prostu dobrze życzyć. Nie musisz oglądać każdego meczu (choć w sumie wypadałoby, jeżeli wszem i wobec oświadczasz, że jesteś wielkim kibicem) – to zawsze twoja decyzja. Jeżeli nazywasz się prawdziwym kibicem, działasz na korzyść swojego idola, klubu, reprezentacji, wspierasz, jesteś cierpliwy i rozsądnie podchodzisz do sprawy. Jeżeli coś nie działa, nie wyzywasz, nie atakujesz. Nie zachowujesz się jak pijany patus, który bije swoją rodzinę. Gdy ktoś z Twoich najbliższych przegrywa mecz, nie opieprzasz go przy wszystkich. Jeżeli się znasz, udzielasz rad, podtrzymujesz go na duchu i robisz wszystko, by było lepiej. Po prostu wspierasz jak możesz i trzymasz kciuki.

Wielu kibiców musi się nauczyć, że nie są właścicielami sportowca. A patokibice traktują sportowców jak kozły ofiarne, na które przerzucają swoje kompleksy. To bardzo powszechne w dzisiejszych czasach, że część fanów czuje obowiązek mówić sportowcowi/zespołowi, co ma robić. Jeżeli źle mu pójdzie walka/mecz, od razu pojawiają się i doradcy, i krytycy. Mamy w Polsce 38 milionów specjalistów od piłki nożnej, tyle samo od tenisa, pewnie też co najmniej kilka milionów specjalistów od sportów walki. W dużym skrócie – nie każdy zna swoje miejsce, a przydałoby się. To trenerzy, zawodnicy i prawdziwi specjaliści są od pomysłów na grę i od samej gry. Z jakiegoś powodu to nie ten nachlany Janusz wydzierający się przed telewizorem jest trenerem, a ktoś zupełnie inny.

Niebezpieczni jak patokibice

Można się śmiać, można żartować, ale naprawdę patokibice stanowią pewne zagrożenie dla świata sportu, bo nie piszę tutaj o jakieś totalnie marginalnej grupie. Mam nadzieję, że to mniejszość, ale jednak dość głośna mniejszość.

Jak myślisz? Czy sportowiec, który wie, że w każdym momencie może zostać „zlinczowany”, będzie grał odważnie i swobodnie? Już niektórzy sportowcy kończyli kariery również ze względu na zwykły hejt w Internecie. No i przede wszystkim pytanie – czy piłkarzom naprawdę chce się grać dla tych milionów „eksperów” gotowych zrównać ich z błotem? Wszechobecna presja (tak, piłkarz też może czuć presję, Panie Borek) to również dzieło patokibiców.

Występom piłkarzy zawsze towarzyszy sporo emocji. Jeżeli przegrywają, atmosfera staje się nerwowa. Patokibice ją podkręcają. Tworzą pretekst do kolejnej zmiany trenera, kolejnych roszad w składzie. W końcu patokibice swoim hejtem zniechęcają wszystkich naokoło, również normalnych kibiców. Dlaczego z dystansem podchodzę do meczów polskiej reprezentacji? Dlatego, że wyobrażam sobie te wulkany prymitywnych emocji, przenoszenie swoich kompleksów na kolejnego kozła ofiarnego. Po prostu nie chcę być częścią tej narodowej karuzeli złych emocji. Patrzę z boku. Z odpowiedniego dystansu.

Trzymać dystans – najzdrowsze podejście

Nie uważam, że moje podejście do gry reprezentacji jest jakieś wzorcowe, ale sądzę, że niektórym kibicom trochę przydałoby się właśnie trochę tego dystansu. Ja staram się go trzymać. Zauważam, że jest wielu polskich sportowców zasługujących na równie dużą uwagę jak nasi piłkarze. Każdemu polskiemu sportowcowi życzę jak najlepiej, chyba że ewidentnie zrobił/powiedział coś, co mnie od niego odepchnęło. Nie hejtuję go. Po prostu staje się obojętny.

Jeżeli piłkarze przegrają, nic się nie stanie. Może kiedyś będzie lepiej. Trzymam kciuki. Po prostu nie mam wielkich oczekiwań w przypadku naszych piłkarzy, bo wiem, jak niefajne rzeczy dzieją się w polskiej piłce i jak wiele patologii rozwija się w środowisku piłkarskim na różnych szczeblach. Niczego nie oczekuję, ale trzymam kciuki, by zaprezentowali się dobrze. Z racji tego, że reprezentują Polskę. I na tym się skupmy. Na pozytywach i na szukaniu rozwiązań. I na zwykłej ludzkiej życzliwości.

Scrolluj dalej, albo kliknij tutaj,
by obejrzeć kolejny wpis