MMA PLNajnowszeBez kategoriiMiddle kick: życie fana kiedyś i dziś

Middle kick: życie fana kiedyś i dziś

Ruszam z nowym, (mam nadzieję) stałym cyklem na MMA.pl . Będę pisał w tym miejscu wszelkie swoje przemyślenia, wspomnienia i wnioski niekoniecznie związane z bieżącymi wydarzeniami ze świata sportów walki. A kim jestem? Starsi użytkownicy mogą kojarzyć mnie z działalności na serwisach MMAniacs.pl, MMAblog.pl i MMAction.pl. Moje losy jakoś tak się poukładały, że parę lat temu trafiłem do polskiego oddziału Eurosportu i tam do dzisiaj robię różne rzeczy. Począwszy od pisania na stronie Eurosport.onet.pl (przed połączeniem Eurosport.pl), przez montaż internetowego wideo po komentarz gal (głównie kickbokserskich). Może w kolejnych odsłonach tej rubryki napiszę coś więcej na temat moich teraźniejszych obowiązków. Pierwszy odcinek poświęcę natomiast przeszłości.

Fani MMA w naszym kraju pamiętają różne okresy z historii tego sportu. Jedni wspominają dosyć wczesne UFC, sporo osób Pride, a część czas po upadku tej legendarnej japońskiej organizacji. Największe grono pochodzi z tzw. „pokolenia KSW 12”. Galę tą można uznać za moment przełomowy, ponieważ media od tamtej pory zaczęły poważnie traktować mieszane sztuki walki i poświęcały coraz więcej miejsca tej dyscyplinie. Początkowo skupiały się na Pudzianie, a później coraz obszerniej pisały/mówiły o innych zawodnikach. Coraz większe grono zapragnęło być jak Mamed, czy Materla i tłumnie przychodziło na sale treningowe, nie mówiąc już o frekwencjach na galach. Wkrótce tematem zajęły się telewizje. Orange Sport na kilka lat wykupiło prawa do pokazywania UFC, Polsat poza Konfrontacją puszczał również MMA Attack, a TV4 emitowało Bellatora. Także Eurosport miał na swojej antenie świetny produkt, jakim było Strikeforce. Dzisiaj w Przeglądzie Sportowym zdarza się znaleźć po parę stron o MMA. Zarówno przed KSW, jak i występami naszych za oceanem. Gale (często z transmisją HD) mamy często co tydzień (niektóre w PPV), a dostęp do pojedynków coraz częściej w legalnej postaci w dobrej jakości (za odpowiednią opłatą). Serwisy branżowe i ogólnosportowe piszące o mieszanych sztukach walki są coraz profesjonalniejsze i oferują znacznie więcej, niż te sprzed dekady.

Teraz cofnijmy się o 8-10 lat. W sobotę jest gala w Japonii. Mamy dwa wyjścia: wstać przed dziewiątą aby zobaczyć relację na żywo, albo szukać wideo do walk w linkach. Bramka numer jeden oznacza poszukiwania bardzo średniej jakości streama z japońskiej TV (bądź PPV). Albo w takiej sytuacji ratował wujek Google, albo też trzeba było buszować po forach i liczyć, że jakaś dobra dusza podzieli się strumieniem z gali. Jak łącze było wystarczające, to nawet dało się oglądać. Jeżeli już natomiast przesył danych był nieco wolniejszy, to już należało się modlić o jak najmniej przycinek. Druga opcja oznaczała  konieczność znalezienia na forach najczęściej przeklejonych linków z zagranicznych źródeł. Trzeba było tą czynność wykonać do tego tak, aby nie nadziać się na spoiler, czyli wyniki pojedynków. Najpowszechniejsze wtedy Rapidshare było przekleństwem niejednego hardkorowego fana. Brak premium oznaczał powolne ściąganie, ograniczone później przez sam serwis limitami. Po jednym ściągniętym za darmo pliku z częścią eventu trzeba było czekać… nie pamiętam już ile, ale chyba 40 minut. Nierzadko po prostu wyłączało się monitor i wychodziło z domu, czekając na kompletny download. Gdy już mieliśmy wszystkie party na dysku, przystępowało się do rozpakowywania. Co musiał czuć człowiek, który po powiedzmy 2-3 godzinach czekania dowiadywał się, że jeden z plików jest uszkodzony (błąd CRC)? Nawiasem mówiąc, później co prawda przez jakiś czas interes z wielkim powodzeniem przejęło Megaupload, ale chyba wszyscy niestety wiedzą, jak to się skończyło.

Źródłem informacji była jedna strona (MMAniacs) plus zagraniczne i polskie fora (hajlajtów z Sherdoga ciągniętych przez modem jeszcze nie pamiętam). Media głównego nurtu, jeżeli już pisały o MMA, to w klimacie „walk bez zasad w klatce dla zwierząt na śmierć i życie”, w najlepszym wypadku kreując obraz ciekawostki przyrodniczej. Przypomnijcie sobie zresztą reakcje niektórych „osobistości” sportowych i dziennikarskich po podpisaniu kontraktu z Pride przez Pawła Nastulę („Paweł, dlaczego to zrobiłeś?!”). Sale treningowe, dużo skromniejsze niż dzisiaj, nie przyciągały również tak wielu ludzi, a gale organizowane często przez same kluby odbywały się w salach gimnastycznych, albo dyskotekach. Zresztą co tu dużo mówić (tak, wiem, druga walka to kickboxing, ale w tym przypadku sytuacja była bardzo podobna, no i zwróćcie uwagę, kto walczy!):

https://www.youtube.com/watch?v=3u4bogsq8Wo

Teoretycznie wypada się tylko cieszyć, ale w czasach masówki i produkowanych taśmowo gal, czasami tęskni mi się za całą polską, undergroundową otoczką. Mimowolną elitarnością tego sportu i ściąganiem kolejnych megabajtów na dysk, aby zobaczyć wyczekiwany pojedynek (ba, całą kartę!), powstrzymując się od wchodzenia na ulubione serwisy. Zresztą kolekcjonowanie gal na dysku zostało mi do dzisiaj i parę terabajtów danych się uzbierało przez te parę lat. Oczywiście, za tą całą nostalgią idą też zmiany w MMA, które do mnie nie przemawiają, ale to jest temat na inny odcinek.

A jakie wy macie wspomnienia z tych czasów?

 

Scrolluj dalej, albo kliknij tutaj,
by obejrzeć kolejny wpis