Marketing zawodnika MMA: „W drodze na szczyt”
W tym tekście chciałbym wytłumaczyć dlaczego zawodnik to nie tylko rekord i umiejętności, ale również marka, na każdym poziomie kariery.
Jak zaczynałem swoją przygodę z MMA usłyszałem bardzo ciekawą kwestię – zawodnik powinien najpierw pokazać swój poziom sportowy, dopiero potem może zacząć bawić się w „marketing”. W stu procentach się z tym zgadzam, bo pierwsza zasada marketingu brzmi: „jeżeli produkt jest do dupy, to najlepszy marketing mu nie pomoże”. Bardzo ważny jest więc moment przejścia, tak samo ze startów amatorskich do zawodowych, jak i z bycia cichym chłopakiem na macie do bycia marketingową gwiazdą. Pytanie, które wielu zawodników i managerów nurtuje to: kiedy tak naprawdę jest ten moment żeby zacząć budować markę zawodnika nie tylko umiejętnościami, ale i odpowiednią strategią marketingową? Jest wiele przykładów młodych, zdolnych, walczących na lokalnych galach zawodników z dodatnimi rekordami, którzy mogliby już rywalizować na większych imprezach, ale nie potrafią przeskoczyć na wyższy poziom. Nie brakuje im talentu, determinacji, siły, brakuje im marki.
Dlaczego Personal branding jest tak ważny w sportach walki ? Na wysokim poziomie nawet ważniejszy od umiejętności? Przypomnijcie sobie Sonnena, który „wygadał” sobie walkę z Silvą, a później z Jonsem. Oczywiście warto też wspomnieć o Conorze, któremu poświęcę osobny tekst.
Jeżeli już zawodnik osiągnął poziom sportowy, który daje mu prawo walczyć na wyższym poziomie, czy to w Polsce, czy zagranicą, to tylko i wyłącznie odpowiednio prowadzona strategia marketingowa jest w stanie wynieść go na najwyższy poziom. Umiejętność sprzedaży zawodnika w taki sposób, żeby On sam zaczął wierzyć w siebie jest kluczem do sukcesu. Wtedy oprócz tego, że jest rozpoznawalny, udziela dużej ilości wywiadów, ludzie chcą robić sobie z Nim zdjęcia, ma za sobą sponsorów na dobre i na złe, to jeszcze idzie do klatki z pewnością siebie, której najbardziej potrzebuje. Ma za sobą solidne przygotowania, dodatkowo ludzi, którzy najchętniej wskoczyliby do środka oktagonu, żeby pomóc w obijaniu przeciwnika – i nie jest to garstka ludzi, jak w przypadku Mariana Ziółkowskiego na ostatnim FEN, tylko cała trybuna jak w przypadku Romana Szymańskiego (a pamiętajcie, że to Marian jest z Warszawy, a Roman z Poznania, a to temu drugiemu udało się ściągnąć za sobą tłum wiwatujących na jego cześć ludzi).
Kiedy warto rozpocząć układanie takiej strategii? Wydaje mi się i jest to moje subiektywne zdanie, że warto ją rozpocząć po drugiej wygranej walce zawodowej. Wtedy, kiedy już nie startuje się na żadnych turniejach amatorskich. Zawodnik od samego początku musi dla każdej organizacji sprzedawać bilety, a sponsorowi pokazać, że logo na koszulce przynosi jakieś efekty. Czyli mówiąc w języku marketingowym jest rozliczany za efekt.
Jak to zrobić na samym początku? Trzeba skupić się na najbliższym otoczeniu – to jest klucz do sukcesu – a wielu początkujących zawodników o tym zapomina, zakłada hucznie Fan Page na FB i liczy na to że polubienia przełożą się na zarobki, prawdziwych fanów i darmowe ubrania. Niestety na lokalne gale bilety sprzedaje się lokalnie. Jeżeli od samego początku kariery zawodnik reprezentuje wysoki poziom sportowy (wiem, że się powtarzam, ale jeżeli ktoś nie ma poziomu sportowego, to niestety jego gwiazda zabłyśnie tylko na chwilę) to dokładając do tego stałe grono kibiców, którzy zawsze jeżdżą za zawodnikiem, będzie to znak dla organizatora, że warto w tego zawodnika inwestować. Bardzo wielu z nich zapomina, że walczą nie tylko dla siebie i wyniku, ale i dla kibiców i dla organizatorów. Tylko Ci, którzy to zrozumieją dojdą do poziomu, na którym można zarobić godziwe pieniądze na byciu sobą.
Pierwsza porada z tej serii: załóżmy, że zawodnik ma na swoim prywatnym koncie na Facebooku 300 znajomych. Niech napisze do wszystkich, że bardzo mu będzie miło, jeżeli ta dana osoba przyjdzie na galę i będzie mu kibicować. Niech jednak nie będzie to wiadomość kopiowana, taka sama do wszystkich, tylko do każdego z osobna. Niech doda do tego informacje o gali, cenę biletów (jeżeli można kupić bilety taniej u zawodnika to również trzeba o tym wspomnieć). Takim sposobem, jeżeli z tych 300 osób przyjdzie chociażby 50 z nich i przy założeniu, że to mała lokalna gala i bilety kosztują 50 zł, a hala pomieści 500 osób to zapełnił już jedną dziesiątą hali, a organizator na tą promocję nie wydał nic, oprócz tego, co zapłaci zawodnikowi. Trzeba dużo dawać od siebie, żeby móc potem prosić o cokolwiek.
Kolejne porady już wkrótce. Dajcie proszę znać czy taka forma się podoba.