Kołecki o walkach klubowych kolegach we freakach: Dobrze, niech biją lesz…
Szymon Kołecki, mimo że fanem freak-fightów nie jest, to rozumie swoich klubowych kolegów, którzy w ten sposób zarabiają na życie. W najnowszym wywiadzie złoty medalista olimpijski z Pekinu wypowiedział się na temat zawodników Akademii Sportów Walki Wilanów biorących udział w galach freakowych.
Sztangista, który w 2017 roku postanowił przebranżowić się na zawodnika MMA, w dalszym stopniu leczy rany po ciężkiej kontuzji, co aktualnie uniemożliwia mu występ w klatce. Kołeckiego nie widzieliśmy od gali KSW 62, na której zdemolował Akopa Szostaka w zaledwie 45 sekund. Absencja podopiecznego Mirosława Oknińskiego trwa już 755 dni.
Kołecki szczery do bólu…
Choć Kołecki sam nie bierze czynnego udziału w walkach tak chętnie komentuje bieżące wydarzenia ze świata MMA. W rozmowie z FightsportPL olimpijczyk wyraził opinię o starciach zawodowców – w tym przypadku z bandy trenera Oknińskiego – z freakami.
ZOBACZ TAKŻE: “Jest skalą talentu na miarę Mameda!” – mocne słowa menadżera o wschodzącej gwieździe KSW!
Chodzi głównie o Michała Pasternaka i Kamila Mindę, którzy mają mocną sportową przeszłość. Popularny „Wampir” pokonał ostatnio Piotra Szeligą i Pawła Tyburskiego. Z kolei Minda spacyfikował „Aptekę”. Szymon przyznał, że nie ogląda wszystkich walk swoich towarzyszy z maty, jednak trzyma za nich kciuki.
Cieszę się, że Michałowi się dobrze wiedzie. Cieszę się, że daje sobie radę. Cieszę się, że Kamil Minda wygrał. Ja im życzę jak najlepiej. Natomiast ich walki będę oglądał, jak będą walczyć w Oktagonie albo innych (sportowych) federacjach.
Po chwili dodał jeszcze:
Jak nie ma dla nich angażu w polskich czy europejskich federacjach, dobrze, niech biją leszczy i krzykaczy, którym się wydaje, że cokolwiek potrafią, a w konfrontacji z dobrymi zawodnikami MMA okazuje się, że nie potrafią niczego poza krzyczeniem. Dają im nauczki w wolnym czasie od prawdziwego sportu. Ja to tak traktuję.