Rozmiar się nie liczył, czyli jak zapamiętamy Kida Yamamoto
Nie pamiętam, kiedy właściwie pierwszy raz usłyszałem o Kidzie. Strzelam, że albo trafiłem na zapis jego słynnej, błyskawicznej walki z Kazuyukim Miyatą, bądź też dzięki Eurosportowi, który pokazywał dawno temu gale Hero’s. MMA oglądałem dopiero od niedawna, więc niespecjalnie zwracałem uwagę na to, czy ktoś powinien walczyć w takiej a nie innej kategorii, czy też jeden jest mniejszy od drugiego. Bardziej widać było agresję, niesamowitą siłę ciosu, szybkość… Wszystko, co sprawiało, że Yamamoto był zawodnikiem wyjątkowym. W końcu pochodził ze słynnej zapaśniczej rodziny, a dodatkowe szlify zdobywał na uniwersytecie w Stanach Zjednoczonych w ramach wymiany studenckiej. Jego ojciec Ikuei wystąpił w igrzyskach olimpijskich, a siostry – Seiko i znana z RIZIN Miyuu były mistrzyniami świata.
DROGA NA SZCZYT
Pierwsze, co przychodzi mi do głowy w związku z Kidem, to to, że musiał walczyć z większymi od siebie. „Chwila, jak to musiał?”. Jeżeli nie chciał walczyć za drobne w Shooto przez całą karierę, jak parę innych legend (chociażby Rumina Sato), musiał się na to zdecydować. To były czasy, kiedy w żadnej z dużych organizacji nie było kategorii dla zawodników poniżej 70 kg. Mało tego, nie bił się nawet w swoim sporcie! Gdy podpisał kontrakt z FEG, został wrzucony na kartę na zasadach K-1. Widać było mnóstwo przyzwyczajeń ze startów w Shooto, ale ostatecznie Nori znokautował prowrestlera Takehiro Murahamę, który nigdy wybitnym fighterem nie był. Następne walki były już w MMA, tylko na galach K-1. Efekt – trzy zwycięstwa przed czasem. Popularność rosła w bardzo dużym tempie.
Ukoronowaniem był powrót do kickboxingu w sylwestra 2004, kiedy Yamamoto zmierzył się z Masato. Walka przeszła do historii jako druga najlepiej oglądana w historii gal sylwestrowych, wykręcając 31 grudnia rating na poziomie 31,6%. Dla porównania dzisiaj celem RIZIN jest zrobienie 10%, a po PRIDE oglądalność wahała w granicach 12-15%. Dzisiaj fani MMA często kręcą nosem, kiedy jakiś zawodnik zmienia piąstkówki na rękawice bokserskie i wchodzi do świata kickboxingu (wyjątkiem McGregor w boksie). Japonia to jedyne miejsce, gdzie fighterzy MMA nie boją się przegrywać z kickbokserami i tak samo było z Kidem, który nawet posłał Masato na deski. Ostatecznie przegrał przez decyzję, ale pokazało to, jaką wartością dla FEG jest Kid.
ROZMIAR SIĘ NIE LICZYŁ
2005 stał pod znakiem pobicia wszystkich rywali w GP świeżo utworzonej organizacji Hero’s. Najpierw KO na Roylerze Gracie, a potem skończenie w jeden wieczór (!) przez TKO dwóch legend JMMA: Caola Uno i Genkiego Sudo. Szczególnie dla tego drugiego konfrontacja z Norim była bolesna, bo to jedyna jego porażka przed czasem w karierze. Niedługo potem przyszła legendarna czterosekundowa mikrowalka z Miyatą.
Jeszcze raz to podkreślę. Wszystkie te zwycięstwa nad mniej lub bardziej znanymi zawodnikami miały jedną wspólną cechę – rywale byli zawsze więksi przynajmniej o jedną kategorię. O ile część przeciwników to rzeczywiście były meteoryty (Valente, Yasuhiro), tak pobicie Uno, czy Sudo przy różnicy warunków to były naprawdę spore wyczyny.
Wkrótce zaczęto dobierać Japończykowi nieco mniejszych oponentów i regulować nieco kwestię limitów wagowych. Mimo tego pokonanie mistrza świata BJJ Bibiano Fernandesa, czy Raniego Yahyi (chociaż tu powinno być DQ, gdyż soccerkicki nie były dozwolone), robiło jakieś wrażenie. Nadal jednak nikt nie zdecydował się na zorganizowanie GP choćby w wadze piórkowej. Nie doszło do tego, gdy Kid był u szczytu popularności i formy sportowej.
FURIA
Te kilka powyższych akapitów poświęciłem, aby ukazać, jak bardzo znaczącą i wyjątkową postacią pod kątem sportowym był Japończyk. Nie brakło mu też osobowości. Wielka pewność siebie, charyzma, którą było widać zarówno na ringu, jak i poza nim. Wspomniałem już na początku o agresji. Apogeum nastąpiło, na początku kariery, podczas walki w Shooto z Tetsuo Katsutą. Jego rywal przed walką obrażał siostry Noriego, za co ten zrewanżował mu się w ringu, ale w sposób nieco wykraczający poza normy sportowej rywalizacji.
Szczególnie na początku kariery sporo nonszalancji towarzyszyło Kidowi podczas walki. Opuszczanie rąk, prowokacyjne drobne gesty zdarzały się, ale poza ringiem zazwyczaj zachowywał szacunek do rywala. To był ten pierwszy raz, gdy o niczym takim nie było mowy.
ZJAZD
Gdy wszystko wydawało się iść w jak najlepszym kierunku, Nori postanowił wrócić do korzeni i spróbować zdobyć medal olimpijski. Kontuzja podczas kwalifikacyjnej walki z brązowym medalistą z Aten Kenjim Inoue zakończyła sny o igrzyskach. Powrót storpedowała kontuzja kolana. Po utworzeniu DREAM Yamamoto parokrotnie był zapowiadany i tyle samo razy wypadał, ponieważ ciągle występowały problemy zdrowotne. W dodatku doszła afera z paleniem marihuany (w Japonii używanie jakichkolwiek narkotyków jest mocno stygmatyzowane społecznie) i rozwód z żoną. Ten okres okazał się niestety decydujący o przebiegu dalszej kariery. Nori już nigdy więcej nie wrócił do dawnej dyspozycji po tej dwuletniej przerwie. Najlepszym tego dowodem była porażka z Joe Warrenem, który co prawda był mistrzem świata w zapasach w stylu klasycznym… no ale złotego medalistę olimpijskiego Istvana Majorosa Kid 2,5 roku wcześniej pozamiatał w 1. rundzie. Co prawda Warren później okazał się megatalentem, zdobywając pasy Bellatora w dwóch różnych wagach, no ale…
Yamamoto od 2009 roku stoczył 7 pojedynków, wygrywając zaledwie jeden, z bardzo przeciętnym Federico Lopezem. Ostatnim przystankiem w karierze okazało się UFC. O ile jeszcze na początku Norifumi walczył dość regularnie, tak po występie na UFC 144 w Saitamie znowu zaczęły się problemy z urazami. Pomijając formę sportową, bo zmiana pracodawcy nie sprawiła, że Yamamoto wrócił do dawnej formy. Był jednak potrzebny, bo porozumiewał się po angielsku, miał wypracowaną renomę, a poza tym Zuffa szykowała azjatycką ekspansję. Kolejna przerwa trwała 3 lata. Do Oktagonu udało się wejść ponownie w 2015 roku, ale walka z Romanem Salazarem na UFC 184 zakończyła się na NC przez palec w oku.
KLUB MMA
Kid trochę odciął się od przeszłości, mówił, że trudna sytuacja japońskiego rynku MMA „to nie jego sprawa”. On sam odczuł to jednak na jego własnym biznesie, a więc klubie Krazy Bee, który wypuścił m.in. Kyojiego Horiguchiego, czy Kotetsu Boku. Nori musiał prowadzić bardzo dużo treningów, aby utrzymać gym, który jest jednym z największych w Tokyo, jeśli chodzi o powierzchnię. Kto zna realia budowlane w Japonii, ten wie, że tamtejsze kluby MMA np. nie mogą pozwolić sobie na wstawienie pełnowymiarowej klatki, bo… nie ma na to miejsca. Poza tym pojawił się niedawno w talent show K-1 jako jeden z jurorów. Nie do końca jasna była jego sytuacja kontraktowa z UFC, ale przypuszczano, że może pojawić się niedługo w RIZIN, kiedy nowy duży gracz pojawił się w Japonii po dłuższej przerwie.
Pod koniec sierpnia tego roku za pośrednictwem Instagrama zawodnik ogłosił, że walczy z rakiem. Niecały miesiąc później pojawiła się informacja, że zmarł. Dzięki niemu dziesiątki, o ile nie setki zawodników z niższych wag dostały szansę od większych promotorów i tym samym godziwego zarobku, co podkreśliła inna legenda JMMA Hideo Tokoro. Dla wielu lżejszych fighterów z całego świata był postacią wręcz kultową dzięki swojemu stylowi walki i przekonującym zwycięstwom z często większymi od siebie. Szkoda, że nie doszło do kilku walk, które mogłyby być hitami, jak np. ze wspomnianym Tokoro, Imanarim, czy także już nieżyjącym Morkeviciusem. Niestety tego się już nigdy nie dowiemy.
BONUS
grapplerski pojedynek Kida z 2001 roku:
Hajlajty z trzech pierwszych zawodowych walk w karierze: