Jon Jones i jego dominacja! Czy faktycznie jest on poza zasięgiem?
Israel Adesanya wyzywa Jona Jonesa. Jon Jones mocno ripostuje. Część kibiców śmieje się z tymczasowego mistrza kategorii średniej. Co więcej, ci sami kibice potrafią wyśmiać wielu innych zawodników wyzywających Amerykanina. Czy słusznie? Zawsze jest ryzyko porażki, nawet takiego wojownika jak Jon Jones. Totalna, stuprocentowa wiara w zwycięstwo Jonesa nad każdym rywalem to zaprzeczanie istoty MMA.
Jon Jones tworzy historię! Każda piękna historia kiedyś się kończy
Takiej dominacji już dawno nie było. Jon Jones, gdy już potrafi sobie poradzić sam ze sobą, jest niesamowity. Już teraz jest jednym z najlepszych zawodników w historii MMA. Być może niedługo będzie bezsprzecznie największą legendą tego sportu. Jest przed nim jeszcze co najmniej kilka lat kariery, forma nadal wysoka mimo różnych pozasportowych perypetii. Jones jest świetny w każdej płaszczyźnie walki, mimo że przeważnie skupia się na stójce. Warto zauważyć, że atuty Amerykanina to nie tylko siła, szybkość i technika.
Jon Jones zawsze ma świetny gameplan, jest inteligentny i przebiegły w walce. Trudno znaleźć na niego sposób. Gdy pojedynek jest wyrównany, zawsze potrafi przeważyć szalę zwycięstwa (jak w starciu z Gustafssonem). Gdy jest w opałach (balacha Vitora Belforta, kontuzja palca w pojedynku z Sonnenem), potrafi uciec z groźnej sytuacji. Jest rywalem niewygodnym, opanowanym, wyniszczającym. Prawdziwy mistrz! Póki co nikt tak naprawdę go nie pokonał (nie liczę dyskwalifikacji z Mattem Hamillem). Ale wcale nie oznacza to, że tak już będzie do końca!
Jon Jones bohaterem, jego rywale zerem?
Wielu komentujących nie zdaje sobie sprawy, jak jedna pomyłka może przekreślić szansę na wygraną. Są stuprocentowo pewni wygranej Jonesa. Chcą podbudowywać swój wizerunek specjalisty. Podobno Israel Adesanya może pokonać Jonesa w bierki lub na Playstation. Hejterzy powinni zatrzymać tę karuzelę śmiechu! Tak naprawę to oni są śmieszni. Niektórym przydałoby się trochę więcej szacunku do zawodników. Prawda jest taka, że żaden ekspert nie będzie stuprocentowo pewny zwycięstwa mistrza. Pretendenci to z reguły zawodnicy, którzy potrafią zagrozić każdemu. Wszyscy znamy atuty Jonesa, ale czy przypadkiem nie zapominamy o atutach jego rywali? Każdy z nich może „urwać głowę” jednym celnym uderzeniem. Do tej pory się to nie stało? Dominator UFC parę razy był bardzo bliski porażki.
Gustafsson, Belfort, Sonnen – o krok od pokonania Jonesa
Około pół minuty brakowało, by Jon Jones nie wyszedł do drugiej rundy starcia z Chaelem Sonnenem. Drastyczna kontuzja palca u nogi na pewno nie pozwoliłaby na kontynuowanie pojedynku. Jones wygrał, znokautował „Złotoustego” Chaela mając złamany duży palec lewej stopy. To wiele świadczy o Jonesie, ale pokazuje też, jak jedna chwila może zagrozić zdrowiu zawodnika i jego zdolności do kontynuowania walki. Jones pokonał Sonnena ostatkiem wytrzymałości po bolesnej kontuzji.
Pojedynek z Vitorem Belfortem? Chyba tylko Jon Jones wie, jak wytrzymał bardzo mocno zapiętą balachę Brazylijczyka. Stawy trzeszczały, słuchać było chrupnięcie. Kto wie, czy odrobinę mocniejsze wypchnięcie bioder nie złamałoby Jonesowi ręki. To prawda, że po chwili to Amerykanin trzymał rękę w górze, ale niech nikt nie mówi, że Jones nigdy nie był zagrożony w oktagonie. Widok odklepującego mistrza? Kto wie, czy nie brakowało milimetrów do poddania.
Starcie z Alexandrem Gustafssonem przeszło do historii UFC. Wyrównany i piękny pojedynek na najwyższym poziomie! Mocne stójkowe wymiany z jednej i z drugiej strony. Rozcięcia, siniaki, opuchnięcia i momenty bliskie zakończenia pojedynku przez KO lub TKO. Dwóch sędziów typowało 48-47 dla Jonesa i naprawdę niewiele brakowało, by to Szwed został zwycięzcą pojedynku. Kibice Jonesa obawiali się o wynik, bezstronni eksperci byli zszokowani. Tak jest! Gustafsson umiał prowadzić wyrównany stójkowy pojedynek z mistrzem.
Było to „dawno i nieprawda”? Wspomniane pojedynki odbyły się około 5-6 lat temu, w czasach największych sukcesów Jonesa, najprawdopodobniej w okresie jego najlepszej formy. Nie jestem pewien, czy obecny Jones to lepszy zawodnik niż te 5-6 lat temu. Myślę, że wspominanie tych walk ma sens. Pojawiają się na horyzoncie nowi rywale, a w lipcu naprzeciwko Jonesa stanie Thiago Santos – gość z dynamitem w łapie. Warto obejrzeć jego walki. On potrafi zagrozić każdemu.
Adesanya też miałby szanse!
Wracając do tymczasowego mistrza wagi średniej, wcale nie powinien być on wyśmiewany. Niepokonany (w MMA) wojownik z dobrymi warunkami fizycznymi miałby potencjał, by namieszać kategorię wyżej. Czy pokonałby Jona Jonesa? Nie byłoby to łatwe. Gdyby kiedyś doszło do zestawienia, raczej nie będzie on faworytem, ale na pewno nie skreślałbym go na starcie. A może w lipcu to Thiago Santos upoluje Jonesa? W MMA nie ma stuprocentowych „pewniaków” – taka jest istota tego sportu. Nawet jeżeli walczy Jon Jones.