Joe Lauzon wyjaśnia, czemu zdecydował się sam przerwać walkę z Gomim: „Czułem, że życie z niego uchodzi”
Gdyby wszyscy fighterzy byli tak uważni, pewnie nie potrzebowalibyśmy sędziów ringowych.
J – Lau zdominował walkę z żywą legendą japońskiego MMA od pierwszej minuty. Po rozpłaszczeniu na macie Gomiego, który dosyć łatwo pozwolił sobie zajść za plecy i kilku mocnych ciosach, które dosięgły celu, Lauzon nie czekał na decyzję Herba Dean’a i wstał, celebrując zwycięstwo. Mogło to go kosztować wiele, bo sędzia dopiero po dokładnym obejrzeniu stanu, w jakim znajdował się Takanori Gomi zdecydował o przerwaniu pojedynku.
„Chyba się trochę pośpieszyłem. Trafiłem go mocno kilka razy i kiedy rozpłaszczyłem go na macie po zajściu za plecy poczułem, że naderwał coś w pachwinie. Wyrywał się mocno, a po kilku uderzeniach jęknął i dał się rozpłaszczyć kompletnie. Czułem, że życie z niego uciekło. Uderzyłem go jeszcze kolejne kilka razy, ale wydawało mi się, że już jest nieprzytomny. Herb (Dean) był blisko i wydawało mi się, że podnosi ręce do góry, aby zakończyć tą walkę. Wstałem i odszedłem, a wtedy on zaczął dopiero oglądać Takanoriego i sprawdzać, czy naprawdę coś mu się stało. Odwróciłem się gotowy do kontynuowania walki, ale na szczęście sędzia nie czekał już dłużej.”
– mówił Joe Lauzon na konferencji prasowej po UFC on Fox 16.
Joe pewnie zebrał nowych fanów pokazując sportowego ducha w tej sytuacji. Napewno potrzebował wygranej, po porażce z Alem Iaquinta w poprzedniej walce. Takanori Gomi zanotował drugą porażkę z rzędu. W UFC wiedzie mu się znacznie gorzej niż w rodzimym Pride.