Faworyzowani strikerzy? Grzech główny organizacji MMA [PUBLICYSTYKA]
Który sport walki jest najskuteczniejszy? Sprawdźmy to! Taka myśl przyświecała dawniej pionierom MMA. Mimo to, nadal w organizacjach MMA są faworyzowani strikerzy. To widać w kontraktowanych zawodnikach, w zestawieniach, w sympatiach widowni, w szybszych walkach o pas najlepszych strikerów, w końcu w zasadach pojedynków. Widzimy to zarówno w Polsce, jak też na świecie.
Skąd to się bierze? Kibice nie ogarniają parteru i wolą zrozumiałą rozrywkę
Rzadko kiedy zdarza się tak, że akcje parterowe zadowalają wszystkich kibiców. Odnoszę wrażenie, że większość widzów ma proste rozumienie walki. Jak lecą ciosy, to jest dobrze – walka jest piękna. Gdy dochodzi do akcji parterowych, nie każdy je rozumie. Nie chcę tutaj wywyższać się ponad przeciętnego kibica, ale odnoszę wrażenie, że jakiekolwiek pojęcie o parterze sprawia, że akcje parterowe potrafią być dla widza naprawdę interesujące. Jeżeli nie ogarniasz parteru, alergicznie reagujesz na parter, bo „znów się kleją”, „znów leży jeden na drugim”. Po prostu nie rozumiesz tego, co oglądasz.
Presji ulegają również zawodnicy, którzy (nie ma co się dziwić) chcą podobać się kibicom. Chodzi mi o sytuacje, w której grapplerzy tłumaczą się kibicom, dlaczego sprowadzali walkę do parteru. Zupełnie tak, jakby oznaczało to poczucie winy, słabość, niepełne zwycięstwo. To trochę zatracanie lub zakrzywianie podstawowego celu walki – by po prostu wygrać, niezależnie od sposobu. Wygląda na to, że aby w pełni spodobać się kibicom, trzeba wygrać przez nokaut i jak najmniej walczyć w parterze. Zawodnik nokautujący będzie miał znacznie więcej fanów niż zawodnik kończący walkę poddaniami.
Faworyzowani strikerzy? Wznawianie akcji w parterze to ukłon w ich stronę
„Rób aktywność, rób aktywność” – tak często słyszy się z narożnika zawodnika atakującego w parterze z dominującej pozycji. A co ze zdobywaniem pozycji, by przejść do poddania? A no to, że nie będzie zdobywania pozycji bez tego magicznego „robienia aktywności”. Zaniedbanie tego wymagania kibiców oznacza wznowienie walki w stójce. I cały wysiłek na nic. Strikerzy nie mają takiej presji. Co prawda w przypadku leniwego stylu walki sędzia nawołuje do większej aktywności, a w skrajnym przypadku może odjąć punkty, ale mimo wszystko nikt strikerom nie ustala płaszczyzny walki. Grapplerzy stoją na gorszej pozycji. Szczególnie ci, którzy konsekwentnie, powoli budują przewagę.
Parterowa gra to gra dla cierpliwych. Często wymaga mozolnego uzyskiwania pozycji. Nieskuteczna próba poddania bardzo często oznacza utratę pozycji, szczególnie gdy również rywal dobrze ogarnia parter. No i oczywiście dochodzi do tego ta presja „robienia aktywności”, presja ze strony sędziego, gwizdy widowni. Parterowcy nie mają w MMA łatwego życia, bo zasady walki w MMA działają na ich niekorzyść. W wielu przypadkach są traktowani jako „gorszy sort” zawodnika.
Faworyzowani strikerzy? Kto dostaje walki o pas?
Proponuję zabawę. Wybrać mistrza lub pretendenta, o którym możemy jednoznacznie powiedzieć: striker lub grappler i sprawdzić, po ilu walkach dostał starcie o pas. Ja rozumiem, że pojedynki mogą być lepsze niż gorsze, zawodnicy prezentują różne poziomy, ale da się zauważyć pewną prawidłowość – grapplerom jest znacznie trudniej dostać walkę o pas niż strikerom. A szczególnie tym strikerom, którzy przyszli z innych sportów uderzanych. Israel Adesanya i Alex Pereira wcale nie musieli długo czekać na pojedynki mistrzowskie. Conor McGregor, moim zdaniem, dostawał walki o pas niezasłużenie – było wielu innych wartościowych zawodników, którzy wypracowali sobie drogę do walki o pas. Efektywnie walczący stójkowicze po prostu mogą więcej.
Jak wiele musiał się natrudzić Khabib Nurmagomedov, by dostać pojedynek o pas? Co z dominującym parterowo Khamzatem Chimaevem, który nadal musi czekać na pojedynek mistrzowski? Widocznie efektywny (i efektowny) parter wcale nie jest doceniany tak samo jak efektowna stójka.
Sympatia widowni zdecydowanie po stronie strikerów
Jak dziś pamiętam sytuację z maja, gdy Adrian Bartosiński obalał i przytrzymywał Igora Michaliszyna w obronie pasa. Po wygranym przez niego pojedynku Bartosiński musiał mierzyć się z niesłusznymi głosami krytyki. Niedługo przez pojedynkiem złamał nos. Robił wszystko, by uniknąć mocnych wymian w stójce. Umiejętnie przenosił pojedynek do parteru i to ostatecznie w parterze ten pojedynek wygrał. Co usłyszał po wygranej? Że zrobił to w złym stylu, że walczył zachowawczo. Czyli co miał zrobić? Pójść w wymianę, ryzykować ponowne złamanie i porażkę? Wygrał tak, jak umiał. Wygrał w możliwie bezpieczny sposób ze świetnym pretendentem, który mógł mu zagrozić w każdej sytuacji.
Naprawdę trudno słucha się gwizdów widowni, gdy świetny grappler po prostu wykorzystuje swoje atuty i przenosi walkę do tej płaszczyzny, w której jest mocny. Można różne rzeczy mówić o stylu Phila De Friesa, ale to właśnie taki sposób walki (połączony z warunkami fizycznymi) sprawia, że przechodzi on do historii pod względem największej liczby obron pasa. Takie jest MMA. Liczy się skuteczność, a nie cuda na kiju. I naprawdę wolałbym, by gwiżdżący kibice zrezygnowali z oglądania MMA na korzyść sportów stójkowych. Tam parteru po prostu nie ma. Nie będą zawiedzeni, nie będą robić obory.
UFC: Pas BMF z myślą o stójkowiczach?
Trzeba przyznać, że sama koncepcja pasa BMF wymyślonego przez Danę White raczej jest skierowana w stronę zawodników efektownie walczących stójkowo. To niby osobny pas z raczej niejasnymi kryteriami walki o to trofeum, ale po zestawieniach od razu widać, dla kogo przewidziane jest ta nagroda. Musisz być świetny stójkowo, musisz walczyć efektownie i musisz zachowywać się jak gwiazda. Sądzę, że idealnym kandydatem na posiadacza pasa byłby w oczach Dany White Conor McGregor. To ewidentnie trofeum dla niego, gdyby okazał się za słaby na normalny pas. Po co? Po to, aby, broń Boże, nie dać mu do walki dobrego grapplera. Niech mit trwa…
Sam widzę wielu świetnych stójkowiczów w różnych organizacjach (szczególnie w jednej polskiej), którzy z jakichś względów nigdy nie zmierzyli się z rywalami z naprawdę solidnym grapplingiem. Moim zdaniem już czas na weryfikację dla kilku z nich. Mądre prowadzenie zawodnika to mądre prowadzenie zawodnika, ale robienie z niego świetnego wojownika MMA, podczas gdy on nigdy nie sprawdził się w parterze, to już duża przesada. Faworyzowani stójkowicze nie mogą być świętymi krowami.
I wchodzi Nurmagomedov lub Chimaev…
cały na biało! I sprawia, że jego rywal wygląda bardzo blado, a jego umiejętności stójkowe po prostu nie mają gdzie być zauważone. A później jeden czy drugi włodarz organizacji kręci nosem, bo ten mistrz „nie walczy efektownie”. Jeżeli ktoś nie potrafi docenić piękna parterowych akcji, to jego sprawa. Skoro robimy MMA, powinna decydować skuteczność i efektywność, a nie efektowność. Faworyzowani strikerzy! Grapplerzy idą po Was, stańcie do walki! I uczmy kibiców doceniać potęgę i piękno grapplingu.