Facebookowy „ekspert-napinacz”! Szkodnik polskiego MMA?
On wie lepiej, to jego powinieneś słuchać i spełniać jego zachcianki. Ma za nic to, że znaczysz znacznie więcej niż on. Wychodzi z założenia, że nie musi nikogo szanować i nie hamuje się z najbardziej chamskimi komentarzami. Nie ma pojęcia, wypisuje bzdury, krytykuje bez podania argumentów. Oto facebookowy „ekspert-napinacz”! Nowy szkodnik polskiego MMA!
Skąd przybył „ekspert-napinacz”?
Był tutaj od dawna. Różnica jest taka, że kiedyś krył się ze swoimi ułomnościami i ograniczeniem. Dziś jest z nich dumny. Po prostu pewnego dnia wyszedł ze swojej nory i zauważył, że nagle stał się „kimś”, tak jak tysiące ludzi jemu podobnych. Media tak mocno zaczęły promować „zwykłych ludzi”, że poczuł się silny jak nigdy dotąd. Ale tak naprawdę nie są promowani „zwykli ludzie”. To zwykłe chamy sprzed telewizora, które zawsze wszystko wiedzą najlepiej. To, że właściwie nic w życiu nie osiągnęli, rzekomo jest efektem braku szczęścia lub siły ich wrogów.
Moda na programy typu Googlebox jest idealnym przykładem tego, że media zaczęły ukazywać jako atut coś, co dawniej było uważane za słabość. Nagle wspaniałą umiejętnością staje się komentowanie. I nie chodzi tutaj o rzetelną krytykę, ale o obrażanie bez podania argumentów lub nawet opieranie się na nieprawdzie lub niedopowiedzeniach. Im bardziej prostackie, tym lepiej…„Ekspert-napinacz” to człowiek zakompleksiony. To ktoś, kto widzi osoby publiczne tylko jako ujście swoich kompleksów. Albo z wielką przesadą ekscytuje się sukcesem innych, albo próbuje wyżyć się na nich, by choć trochę poczuć się lepiej. Świat MMA pełen jest upadków i wzlotów – to idealne miejsce dla „eksperta-napinacza”.
Facebookowy „ekspert-napinacz” – skąd czerpie siłę?
Omawiany szkodnik raczej boi się działać indywidualnie. To ktoś, kto przeważnie przyłącza się do grupy. Rzadko kiedy decyduje się na prostacki komentarz, ale gdy widzi, że zabawa ruszyła, dołącza się do niej, by razem z innym świnkami potaplać się w gnoju. A gdy na dobre się rozpocznie, będzie chciał zostać królem balu. Jak? Tworząc najbardziej chamski i najbardziej przesadny komentarz ukazując przy tym, jak bardzo jest „fajny”. Ale nie chodzi tutaj absolutnie o jakiekolwiek argumenty, a o najbardziej zabawną formę (oczywiście zabawną dla jemu podobnych).
Doskonałym przykładem są treningi i walka Wujka Samo Zło. Mam zdanie na ten temat i uważam, że potrzeba jeszcze wielu godzin na macie, by prezentować dobrą formę. Wszyscy widzą, jak jest – wiele prostych, szkolnych błędów (sposób trzymania i opuszczanie gardy, pchane uderzenia, słaba praca nóg, przymykanie oczu, gubienie się w defensywie itd.). Ale facebookowy „ekspert- napinacz” nadal będzie się emocjonował nad kolejnym tekstem o raperze. Zauważyliście jak kolejni komentatorzy przekrzykują się najbardziej wymyślnymi komentarzami? Nie wskazują, jakie błędy popełnia Wujek Samo Zło i nie potrafią do tego podejść racjonalnie.. Rzadko kiedy piszą wprost, o co im chodzi, prawdopodobnie po to, by nie ujawniać swojej niewiedzy. Nie widzą też, że trening sprawia mu radość (najpewniej walkę przegra, ale na pewno wygra satysfakcję z tego, że trenował walczył w klatce). Główna zabawa polega na tym, by w jak najbardziej chamski sposób określić, co zrobi z nim „Arab”. Hahaha… Ale zabawne. Takich mamy „ekspertów” na facebooku…
Olać lub skonfrontować – sposób na „eksperta-napinacza”!
Facebookowy „ekspert-napinacz” uwielbia najeżdżać na innych, ale komentarze nie do końca adresowane są do bohatera artykułu. Tutaj raczej chodzi o chęć autopromocji, sugerowania swojej wiedzy, ale bez jej ukazywania, oczywiście wszystko kosztem innego człowieka. Ze względów bezpieczeństwa rzadko opisują, o co im chodzi. Są mistrzami niedopowiedzeń. To ludzie, którzy również zatracają świadomość tego, że krytykowana osoba to realny byt. To ktoś, kto może się skonfrontować z „ekspertem”. Co się wtedy dzieje? Kupa w majtkach „eksperta”. Po sieci krążą nagrania, na których obiekt hejtu konfrontuje się z hejterem. Chyba nie muszę opisywać, jak żałośnie to wygląda. Gdy postanowisz porozmawiać z „ekspertem” i ujawniasz jego pomyłkę, nagle okazuje się, że to Ty go atakujesz, że on nie musi być taki dobry jak Ty, on właściwie nic nie musi… Ale może pisać bzdury i zgrywać wszechwiedzącego? Na to pytanie nie potrafi odpowiedzieć.
Zawsze można olać facebookowego „eksperta-napinacza”, szczególnie gdy jest jednym z wielu i po prostu nie masz czasu na taką zabawę. To też dobre wyjście. Ale trzeba też pogodzić się z faktem, że „ekspert-napinacz” będzie chciał łamać wszelkie kolejne granice. Będzie chciał być najmądrzejszym, najzabawniejszym i najbardziej błyskotliwym znawcą. Również Twoim kosztem. Jeżeli Ci to nie przeszkadza, faktycznie lepiej jest olać sprawę. Ale przyznam, że czasami fajnie jest pobawić się w konfrontację.
Kiedyś to było… „Ekspert-napinacz” siedział w swej norze…
Pamiętam czasy, gdy nie było Facebooka, a debata odbywała się na forach internetowych. Zawsze zdarzył się kretyn, jednak od razu został spacyfikowany przez merytoryczną część użytkowników i chyba jednak wstydził się swej głupoty, bo czuł się odosobniony. Była to kropla wody, dziś jesteśmy świadkami potopu „ekspertów-napinaczy”. Nie ma już poczucia wstydu, jest poczucie jedności w taplaniu się w błocie. Hulaj dusza, piekła nie ma!