Dlaczego Bob Sapp może okazać się dobry na freaki! Analiza „Bestii”’ [WIDEO]
Clout MMA ogłosiło, że przeciwnikiem Piotra Piechowiaka podczas drugiej edycji w Płocku będzie doświadczony Bob Sapp (12-20). Pojawiło się naprawdę dużo komentarzy, że jest to zły pomysł, bowiem „The Beast” przyjedzie tylko po pieniądze. Czy możemy mieć taką pewność biorąc pod uwagę, że wiekowy, kontuzjowany, ale też doświadczony i kiedyś mocny Amerykanin będzie za słaby na freak fighty? Wielu internautów nie bierze pod uwagę paru, ale jakże ważnych faktów, które można zauważyć śledzą karierę Boba i przygodę Piechowiaka.
Do wspomnianej walki dojdzie dwudziestego ósmego października na gali Clout MMA 2 w Płocku. Wysoko w karcie zobaczymy wyczekiwaną walkę pomiędzy Denisem ”Bad Boyem” Załęckim, a byłym zawodnikiem KSW i UFC – Danielem Omielańczukiem. Pojedynek odbędzie się na zasadach boksu w małych rękawicach. W przypadku faulów ”Bad Boya” formuła walki automatycznie zmienia się na MMA.
Początkowo skupiłbym się na Piotrze Piechowiaku, który po pierwsze wraca do freak fightów po dłuższej przerwie. Drugą sprawą jest, że warto przypomnieć o rywalach, z którymi mierzył się w dotychczasowej przygodzie w freak fightach – Marcin ”El Testosteron” Najman, Piotr ”Szeli” Szeliga który wtedy toczył drugą walkę w MMA oraz debiutujący i raczkujący w MMA – Krzysztof Radzikowski. Oczywiście były dwa efektowne zwycięstwa i jedno pewne zwycięstwo na punkty z wspomnianym Radzikowskim.
Ciężko jednak wnioskować po tych walkach czy ”Bestia” będzie w stanie szybko odprawić doświadczonego i kiedyś cenionego Sappa! Warto również zaznaczyć, że Piechowiak w ostatniej walce bazował na obaleniach i kontroli z góry. Czy będzie to tak łatwe w przypadku walki z Bobem, który mimo wszystko ma doświadczenie i należy do tych dużych gabarytowo zawodników?
Bob Sapp może okazać się dobrym wzmocnieniem freak fightów!
Teraz czas przejść do Boba Sappa, który oczywiście swoje najlepsze lata ma za sobą. Wielokrotnie w mediach pojawiały się informacje, że Amerykanin zmaga się z poważnymi kontuzjami, które wykluczają go z poważnego MMA.
Dalej jednak… trzeba pamiętać, że rozmawiamy o walce w freak fightach. Nie mówimy o walce na gali zawodowej z byłymi zawodnikami UFC, prospektami czy fighterami, którzy w zawodowym MMA sobie po prostu radzą.
Bob Sapp to przede wszystkim były futbolista, aktor, wrestler i kick-boxer (gdzie w najlepszych swoich latach przed czasem odprawiał legendarnego Ernesto Hoosta, warto zaznaczyć że zrobił to dwa razy). Już ten krótki wstęp powoduje, że nie powinno być zastanowienia czy jest to odpowiednia osoba do freak fightów. Czy głównym zamysłem gal freakowych czy też konferencji są sportowe umiejętności, a może show? Wydaje się, że jest to oczywiste i jakie było początkowe założenie. W tym odnajduje się znakomicie Sapp, który ma/miał mnóstwo kibiców w Japonii za sprawą swojej osoby/bycia.
”Bombardier”, który po 18 sekundach został ciężko znokautowany w starciu z Mariuszem Pudzianowskim był przez wielu internautów uważany za osobę ”przypadkową”, która nie prezentuje sobą zbyt wiele w klatce. Chwile póżniej mistrz senegalskich zapasów w łatwy sposób zastopował rywala i udanie zadebiutował w freakach. Zaraz ktoś może napisać, ale rywalem był ”Stifler”. Mimo wszystko było widać tą przepaść poziomów. Nie wiemy czy ”Bombardier” w wadze ciężkiej freaków nie okazałby się czołówką, a nawet mistrzem. Nie można tego wykluczyć.
Wracając do początków freak fightów w Polsce, które niewątpliwie kierowały się show. Czy wynik walki ma aż tak wielkie znaczenie? Tutaj też pojawiają się komentarze ”jaki to ma sens, jak Bob Sapp ma taki rekord”. Idąc taką logiką można od razu odpowiedzieć, to w jaki sposób po kolejnych przegranych dalej zainteresowanie swoimi pojedynkami budzi Jacek Murański, Paweł Bomba, Marcin Najman czy ”Daro Lew”. Oczywiście trzy wspomniane postacie również mają zwycięstwa na koncie, ale też szybkie przegrane. Mimo wszystko w freakach budowały dalej duże zainteresowanie. Powód jest prosty – w freak fightach w większości rekord nie jest najważniejszy.
Gdy prześledzimy komentarze po ogłoszeniu walki Piechowiak-Sapp możemy również natrafić na takie jak ”Bob Sapp się podkłada, Najman posiada większy charakter”. To nie jest wpis, który ma uderzać w ”El Testosterona”, ale jeśli skupimy się na tych słowach i weźmiemy pod lupę to mamy…
Marcin Najman przegrywa w 15 sekund z Pawłem Jóźwiakiem
Bob Sapp przegrywa po 1 minucie i 18 sekundach z Aleksandrem Emelianenko
Marcin Najman przegrywa po 41 sekundach z Pawłem Trybałą,
Bob Sapp po 1 minucie 52 sekundach z Jamesem Thompsonem
Można tak wymieniać… Ale chodzi tutaj o kaliber rywali! Widzicie różnice? Jak już jesteśmy przy tym temacie to jest też dość humorystyczny fakt, który możemy wziąć pod lupę. Bob Sapp przegrywał z Pudzianem po 41 sekundach, a Najman po 43, więc w tym ”starciu” lepszy okazuje się ”El Testosteron”.
Często internauci szybko oceniają, bez większej analizy – nie patrzymy przez pryzmat całej kariery, a na ostatnie lata. Oczywiście to również jest ważne – można rzec, że kluczowe. Trzeba jednak powtórzyć to po raz trzeci! Tu nie ma mowy o walce z pro sportowym zawodnikiem MMA, tu nie ma mowy o walce w organizacji, w której na pierwszym miejscu jest sport. Piotr Piechowiak kończył przed czasem Marcina Najmana i Piotra Szeligę, ale bez wątpienia nigdy w klatce nie krzyżował rękawic z fighterem, który ma na swoim koncie takie doświadczenie.
50-latek oczywiście miał straszliwą serię porażek i wygląda to fatalnie, ale czy to jest kluczowe w freakach? Po drugie primo czy ktoś się zagłębiał z kim były te porażki? Aleksander Emelianenko czy choćby Soa Palelei czy jakkolwiek można sobie wyobrazić, że freak fighter miałby z nimi większe szanse i ustałby z nimi dłużej w klatce jak wtedy Sapp? Chodzi tutaj o zauważenie kalibru zawodników, z którymi się mierzył. To nie jest oczywiście żadne umniejszanie i obrażanie Piechowiaka, bo przecież on sam mówi w wywiadach, że jest freak fighterem.
Nie wszyscy pamiętają owe walki i śledzą to szczegółowo, a to jest również ważne. Dlaczego? W serii porażek pojawiła się choćby walka z Jamesem Thompsonem. Walka potrwała minutę i 52 sekundy. Widząc wynik i patrząc na rekord Sappa wydawać się może, że standardowo szybka przegrana – bez pokazania większego charakteru.
Nic z tych rzeczy…. Okazuje się, że James Thompson, który wcale do ułomków nie należał miał problemy w tym pojedynku.
„The Beast” większość kibiców pamięta jako zawodnika, który jeździ i szybko przegrywa. Ten obraz jest mocno przed oczami, ale wszyscy zapominają, że w swoim prime był naprawdę dobrym zawodnikiem. W formule K-1 dwukrotnie pokonywał murowanego faworyta i legendę – Ernesto Hoosta. W MMA zaś męczył się z nim Antonio Rodrigo Nogueira, który był wtedy uznawany za jednego z najlepszych zawodników wagi ciężkiej na świecie. Zaznaczam jednak, że nie jest to tak kluczowe w kontekście najbliższej walki z ”Bestią”, ale chodzi bardziej, aby uświadomić ludzi/kibiców, którzy mają tylko i wyłącznie obraz Boba jeżdżącego i szybko przegrywającego.
50-latek ostatni swój zawodowy pojedynek odnotował we wrześniu 2018 roku. Jak widać postać Boba Sappa dalej jest traktowana w Japonii z uznaniem. Ostatni pojedynek Boba na YouTubie wygenerował 33 miliony wyświetleń. Co ważne Bob w tej walce pokonał debiutującego sumitę Kintaro Osunaarashi. Sapp przewalczył z nim cały dystans i wygrał jednogłośną decyzją sędziów. Tak ten sam gość, który szybko kładł się po ciosach przewalczył cały dystans.
W tym momencie nie wiemy, gdzie jest sufit jeśli chodzi o umiejętności i poziom Piotra Piechowiaka w MMA. Nie ma żadnej pewności, że Piechowiak również wygrałby, lub zaprezentował się lepiej z debiutującym sumitą.
Podsumowując jest jednak zdziwienie, że tak szybko spisywany jest na straty Bob Sapp, gdy weźmiemy pod uwagę to wszystko co zostało napisane u góry. Oczywiście ogłoszenie Amerykanina w walce z profesjonalnym zawodnikiem MMA na gali sportowej mogłoby przyjąć taką narrację, ale walka w freak fightach?