Da się! Michał Oleksiejczuk i sukces normalności!
Spokojny, skupiony, rozsądny w tak młodym wieku. Nie zgrywa kozaka, nie wyzywa innych wojowników na siłę próbując zwrócić na siebie uwagę. Zawsze świetnie przygotowany do walki, realizujący plan. Michał Oleksiejczuk pokonał na punkty Khalila Rountree w swoim debiucie na UFC. Jego sukces bardzo mnie cieszy. Oleksiejczuk udowadnia, że „da się!” mimo pozornych przeciwności.
W kwietniu 2013 roku widziałem na żywo GPEE w Lublinie, gdy jako junior wygrał swoją walkę i zdobył złoty medal w swojej kategorii. Był jednym z wielu młodych, perspektywicznych chłopaków, z których większość pewnie ukierunkowało swoje życie na coś poza MMA. A on nadal się rozwijał i nie tracił czasu. Jego pierwsza zawodowa walka była już w styczniu 2014, gdy jeszcze nie miał skończonych 19 lat. Widziałem na żywo jego pojedynek na lubelskim TFL 6, kiedy w dobrym starciu pokonał swojego przeciwnika. Obserwowałem jego zwycięstwa, również z Wojciechem Januszem. Stronniczy komentatorzy bardzo wychwalali parterowy poziom wojownika i jego klubu, natomiast o Michale mówili jakby o „jakimś tam chłopaku ze wschodu”. Jakże cieszyłem się, gdy zmieniało się ich nastawienie podczas walki. Czasami trzeba umieć „zamknąć komuś gębę”. Po kolejnych mocnych wygranych dostał się do UFC. No i tym razem też nie zawiódł. Nie opowiadał wszędzie, jaki to on nie jest przygotowany, tylko po prosu to zrobił. Brawo!
Da się być underdogiem i wygrywać swoje walki, czy to walcząc z polskimi przeciwnikami czy może stając naprzeciw zawodników zza granicy. Pokonując choćby mocnego parterowego Wojciecha Janusza pokazał, że nie można skreślać na starcie mniej znanych wojowników z mniej znanych klubów z mniej rozwiniętych części Polski. Cieszyłem się, gdy nawet stronniczy komentatorzy zaczęli się wyrażać o nim z większym szacunkiem. Oleksiejczuk był underdogiem również w starciu z Khalilem Rountree. Wielki, przypakowany, silny, znacznie większy optycznie zawodnik został gładko pokonany. Bez żadnych wątpliwości. Jak widać, da się nie łamać psychicznie i odnosić zwycięstwa, nawet gdy mało kto w Ciebie wierzy.
Da się osiągnąć sukces pochodząc z małej wsi w województwie lubelskim. Sam pochodzę z dość podobnego miejsca, więc wiem, jakie trudności na początku może to sprawiać i jakie ograniczenia może to przynosić. Czasami po prostu trzeba wyjechać, czasami da się zostać, ale nie można zapomnieć o pochodzeniu. Gdy jednak pracuje się nie patrząc na przeciwności, rozsławia się te małe wsie (w Polsce i za granicą) i znów zamyka gęby tym, którzy mierzą wartość człowieka jego pochodzeniem. „Pochodzi z miejscowości, której nie ma na mapie…”? No to sobie Amerykanie muszą tę miejscowość zaznaczyć, bo na UFC 219 Barki (pow. łęczyński) pokonały Las Vegas.
Da się osiągać wielkie sukcesy będąc wiernym swojej małej ojczyźnie, swojemu klubowi. Wielu wojowników zmieniłoby miejsce treningów, na stałe przeniosło się do Warszawy lub nawet do Stanów, by tam rozwijać swoje umiejętności. Oleksiejczuk sparuje z najlepszymi wojownikami w innych miastach, ale dumnie reprezentuje Górnik Łęczna. Promuje swój klub, nieustannie wspiera swojego brata Cezarego (warto śledzić jego karierę) w kolejnych udanych startach. Nie boi się umieścić na swoim profilu zdjęcia z prac polowych przy zbiorze truskawek podczas gdy inni udają kogoś, kim nie są.
Da się wygrywać bez robienia wielkiego show poza klatką. Cutelaba cwaniakował, kozaczył i wpadł na dopingu. Oleksiejczuk nie robił dziwnych akcji, przeczekał, dostał kolejną walkę i pokonał jeszcze mocniejszego przeciwnika. Skromnie, w swoim stylu i bez niedomówień. Jak na swoją kategorię nie ma imponującej muskulatury i pokazuje, że wcale nie trzeba jej mieć, by pokonać największego koksa. Wygląd zostawmy kulturystom, w MMA nie trzeba wyglądać, trzeba robić swoje. Zwykły gość z zabójczą siłą i precyzją – to jest esencja MMA, a nie spompowany koks bez kondycji i z brakami technicznymi.
Michał Oleksiejczuk to współczesny zawodnik w starym stylu. Najwyższy poziom w klatce, poza klatką spokój, opanowanie i kultura. Czekam na kolejne sukcesy. Niejednemu odbiłaby sodówa. Jestem przekonany, że wojownik z Lubelszczyzny nadal będzie robił swoje. Marketing, napinkowe zdjęcia, cwaniackie odzywki, zagrania pod publikę? Da się być ponad to.