Czy Kacper Muszyński podniesie polski Kickboxing?
Cztery pojedynki, cztery wygrane. Poczwórne zaskoczenie świata. Tak o ostatnich miesiącach może mówić Kacper Muszyński. Reprezentant Armii Polkowice nie przestaje zaskakiwać i, po intensywnych sześciu miesiącach startów, znajduje się na ustach kickboxerskiego świata po fenomenalnych walkach dla K-1. Polak sensacyjnie wdarł się do światowej czołówki znanych rankingów. Czy to wystarczy by postawić polski kickboxing na nogi?
Droga do tokijskiego finału
Nim przejdziemy do odpowiedzi na to pytanie, najpierw prześledźmy drogę, jaką przeszedł Kacper Muszyński by znaleźć się pośród finałowej ósemki turnieju K-1 World Max.
Na północy Italii, w liczącym nieco mniej niż 50 tysięcy mieszkańców Pordenone, zorganizowany został pod koniec lutego czteroosobowy turniej Iron Fight w wadze do -70 kilogramów. Zwycięzca miał gwarantowany udział w rundzie otwarcia reaktywowanego K-1 World Max, które miało odbyć się miesiąc później.
Skład turnieju to uznane nazwiska na europejskiej scenie. Mika Tahitu, który walczył dla SuperKombatu czy King of Kings; Jordy Beekwilder, walczący dla Enfusion; Călin Petrișor, faworyt do wygrania turnieju, młoda gwiazda rumuńskiego Dynamiate Fighting Show i obecny mistrz ISKA. Obok nich, młody i szerzej nieznany na świecie Kacper Muszyński walczący głównie w Polsce wydawał się nie mieć możliwości na przejście dalej. Pierwszym rywalem był główny faworyt, Petrișor. Rumun był dużo bardziej doświadczony, zwłaszcza na dużej scenie u siebie, gdzie Kickboxing jest głównym sportem walki.
Ostatecznie Kacper Muszyński zgarnął łatwą jednogłośną decyzję zarówno w starciu z Petrișorem jak i Beekwilderem, wraz z biletem do Japonii na K-1 World Max. Trzy i pół tygodnia – tyle czasu miał na przygotowanie się do rundy otwarcia. Z grona uznanych nazwisk jak Hiromi Wajima (były mistrz K-1), Feng Ouyang (obecny mistrz K-1), Thananchai (zwycięzca turnieju Rajadamnern World Series), Dengue Silva (mistrz Brazylijskiego STT) czy Stoyan Koprivlenski (były pretendent do pasa GLORY) to właśnie Bułgar został wybrany na rywala Muszyńskiego.
Polak przewalczył bardzo dobry i dynamiczny pojedynek, posyłając Stoyana na deski w końcówce trzeciej odsłony. Zapewnił tym sobie przychylność wszystkich sędziów punktowych, wygrywając punktacją 30-28 na wszystkich trzech kartach.
Muszyński tym samym nie tylko awansował do ćwierćfinałów turnieju. Pokonanie zawodnika takiej klasy zakwalifikowało go do światowego top 10. Zaowocowało to nawet wizytą w polskim konsulacie w Japonii.
Tylko trzy pojedynki dzieliły go od najściślejszej czołówki.
Słodko-gorzka niedziela
Pierwszym rywalem w drabince K-1 World Max był Zhora Akopyan, weteran rosyjskiej sceny. Przed Kacprem stało kolejne ciężkie wyzwanie. Ormianin z białoruskim paszportem to zawodnik dobrze się broniący i jeszcze lepiej kontrujący.
W międzyczasie doszło do przetasowań w turnieju. Feng Ouyang miał skrzyżować rękawice z legendarnym Buakawem. Ostatecznie jednak mistrz K-1 musiał wycofać się z turnieju. Jego miejsce zajął pokonany przez Muszyńskiego w marcu Koprivlenski. Panowie byli po przeciwnych stronach rozstawień i mogli potencjalnie spotkać się w finale.
7 lipca Polak był lepszy w każdym aspekcie od Akopyana. Celniejszy, uderzał większą i szybszą częstotliwością ciosów. Jego kreatywność ringowa mogła oczarować – mieliśmy wielopoziomowe kombinacje ciosów, zakończone widowiskowymi, latającymi kolanami. Defensywnie był nie do złapania, tańcząc między uderzeniami Ormianina. Sędziowie byli jednomyślni, podobnie komentatorzy.
W międzyczasie Stoyan Koprivlenski pokonał w widowiskowym stylu legendarnego Buakawa. Fani w Polsce mogli już snuć wizję wielkiego, majestatycznego rewanżu w finale prestiżowego turnieju. Niestety, do niego nie doszło. Około 10:30 czasu polskiego Kacper przekazał wiadomość na swoich social mediach – z powodu kontuzji ręki nie był w stanie wyjść do półfinału.
Jest to tym bardziej przykre gdy trzy godziny później zobaczymy Koprivlenskiego z pucharem K-1 World Max. Świetny występ w Japonii ze strony Polaka sprawia, że przez długie tygodnie – jak nie lata – będziemy sobie zadawać pytanie “a co gdyby?”
Co by było gdyby?
Oczywiście będzie padało to pytanie – czy Kacper Muszyński wygrałby cały turniej? Nie jest to nieprawdopodobny scenariusz. Nie mniej, wygranie ćwierćfinałowego pojedynku tylko scementowało miejsce Polaka w światowej czołówce. Występy na tak medialnych galach skierowały na niego oczy całego kickbokserskiego świata.
Chciałoby się, aby tak poważny sukces dało radę przerodzić w machinę napędzająca kickboxing w Polsce. Krajowa scena od lat zmaga się z kryzysem – duże organizacje nie są w stanie zbudować marki, historii, często kończąc po dwóch-trzech edycjach z długami wobec zawodników i ekipy produkcyjnej. Jeśli jakieś podmioty utrzymują się na rynku, to często mają status lokalny, opierający się na bohaterach miejscowych publik, bez szans na większą ekspansję. A czasami nawet i po kilkunastu edycjach mogą podjąć złe decyzje i zwinąć się, pomimo posiadania w tle zaplecza telewizyjnego.
Jeśli jednak jest coś, co napędza w naszym kraju samoistnie dyscypliny sportowe, to są to poważne sukcesy, poparte ogólnodostępną transmisją. Gdy w 2021 roku Arkadiusz Wrzosek ubijał Badra Hariego, liczyliśmy że rozpocznie się renesans popularności kickboxingu nad Wisłą. O tym nokaucie pisały wszystkie serwisy, a popularność Wrzoska rosła z dnia na dzień. Niestety, brak transmisji a także późniejsze zachowanie GLORY położyło zrobienie z Arka maszyny pociągowej sportów uderzano-kopanych w naszym kraju.
Kuć żelazo póki gorące – potrzebna telewizja od zaraz!
Czy Kacper Muszyński, reprezentant Armii Polkowice, może stać się motorem napędowym renesansu zainteresowania dla kickboxingu w Polsce? Wierzę że tak… jakby. By być naszym tytanem Atlasem, Kacper musi mieć dwie rzeczy. Pasmo zwycięstw i mieć miejsce do pokazywania swoich umiejętności. Patrząc po rezultatach z tego roku, można być spokojnym o fenomenalne wygrane młodego Polaka.
Pobocznym wątkiem są finanse. Kickboxing w perspektywie światowej jest na trzecim miejscu podium jeśli idzie o wypłaty w porównaniu do boksu czy mieszanych sztuk walki. W 2022 roku Kacper miał drobną przygodę z tą drogą formułą. Pytanie czy, niczym w wypadku wspomnianego Arka Wrzoska, któraś organizacja w kraju nie skorzysta i nie złoży lukratywnej oferty dla utalentowanego zawodnika.
Na pewno nie pomoże chowanie dużego kickboxingu za paywallem. Zwłaszcza gdy mówimy o cenie 100 złotych za kartę. Walkami Kacpra musi zainteresować się jakiś ogólnopolski serwis głównego nurtu. Transmisja w Polsacie, Canal+ czy, co byłoby najlepsze dla jakości komentarza, TVP Sport pomogłaby Muszyńskiemu dźwignąć nasz polski kickboxing. I trzymajmy kciuki by kolejne walki Polaka mogły bezproblemowo dotrzeć do szerszej publiki. I zbudować tym samym nasz kickboxing od nowa.