Czy „dziś widza nie można oszukiwać”? Chciałbym, żeby tak było!
Za nami kolejna mocna gala FEN. Część komentatorów wątpiła w sukces organizacji, jednak krok po kroku Fight Exclusive Night zdobywa uznanie. Prezes Paweł Jóźwiak w jednym z wywiadów mówił o rosnącej świadomości kibiców sportów walki: „Dziś widza nie można oszukiwać…”. Wszystko zależy, jakiego widza. Z całą sympatią i szacunkiem, ale do pełnej świadomości kibiców jest jeszcze daleka droga.
Dziś widza nie można oszukiwać? To jak zdobyć uznanie mas?
Uwierzę w stwierdzenie, że Fight Exclusive Night raczej oglądają bardziej świadomi kibice. Federacja przez długi czas nie szła w kierunku walk celebrytów (pominę Wujka Samo Zło), więc nie było tego, na co czekają masy. Przez tyle edycji mogliśmy oglądać czysto sportowe pojedynki. Nawet jeżeli na FEN 24 muzyk zawalczył z innym muzykiem (choć Arab w pewnym sensie może być też uznany za zawodnika), jasny był przekaz o miejscu tej walki wśród innych pojedynków. O oszustwie nie może być tutaj mowy. Jeżeli jednak FEN chce zdobyć rozpoznawalność u masowego widza, musi przyciągnąć jego uwagę. Czym można to zrobić? Właśnie pojedynkami celebrytów, kreowaniem bohaterów, medialnymi awanturami i tworzeniem epickiej otoczki, która zawsze jest pewnego rodzaju oszustwem. Paradoksem jest to, że gala obfitowała w piękne pojedynki, jednak ludzie ostro krytykują pomysł zestawienia Araba z WSZ, ale gdyby nie raperzy, oglądalność byłaby znacznie niższa.
Kibic kibicowi nierówny. A zapłacą tyle samo…
Chciałbym poznać wyniki badań, w których osoby oglądające gale MMA odpowiedzą na kilka pytań związanych z wiedzą o naszej dyscyplinie. I obawiam się, że zdecydowana większość nie będzie miała o niej zbyt wielkiego pojęcia. Mam też wrażenie, że póki co FEN nie jest rozpoznawalny z nazwy w przypadku największego grona kibiców. Niezaangażowanych, znudzonych, szukających rozrywki. I posunę się do bardzo kontrowersyjnego stwierdzenia: Oni będą zainteresowani tylko wtedy, gdy ich się oszuka. Dlaczego?
Masowy kibic potrzebuje emocji. I nie chodzi tu tylko o emocje sportowe. Oni nie chcą oglądać sportowej walki dwóch zawodników. Oni chcą widzieć krwawą ringową wojnę na śmierć i życie dwóch mitycznych herosów. Nie będą skupiać się na umiejętnościach i sportowych aspektach rywalizacji. Jeden heros będzie dobry, inny heros będzie zły. Sympatia i antypatia. Wszyscy wiemy, że MMA wcale na tym nie polega. Że w gruncie rzeczy liczy się sport, a nie otoczka. Aby przyciągnąć masowego kibica, trzeba go oszukać, trzeba przedstawić mu MMA jako coś, czym do końca nasza dyscyplina nie jest.
Kibice MMA z prawdziwą wiedzą wcale nie są większością. Oni będą szukać czegoś innego i w sumie właśnie to im daje FEN – ciekawe gale na wysokim sportowym poziomie. Doceniam to. FEN może sobie pozwolić na „nieoszukiwanie widza”, ale mowa tu tylko o świadomych kibicach, którzy oglądają gale tej organizacji. Nie można zapomnieć, że są w zdecydowanej mniejszości.
Dziś widza nie można oszukiwać? Nie jest to trudne i daje spore zyski
Warto zadać sobie pytanie, co można nazwać oszustwem. Przedstawianie zwykłych pojedynków na średnim sportowym poziomie jako walki na szczycie? To zawsze pozostanie kwestią względną, kwestią oceny. W materiale promocyjnym pojedynku zawsze trzeba czymś zachęcić widzów. Najczęściej będzie to się wiązało z podwyższeniem rangi pojedynku, nawet jeżeli poziom sportowy będzie niski. Czy to jest oszustwo? Jeżeli tak, to każdy marketing będzie miał tę „łatkę”. „Pompowanie” rekordów wojowników? Organizacja zawsze będzie o to oskarżana. Znajdzie się dobry rywal, który jednak zostanie szybko pokonany. Na pewno część malkontentów będzie mówiła, że „był za słaby”. Inną sprawą pozostaje fakt, że nie zawsze da się zakontraktować najlepszego rywala. Oni też są związani swoimi kontraktami. Nie zawsze da się tego uniknąć.
Organizacje z sukcesem marketingowym większym niż FEN przymykają oko na te kwestie. Promują pojedynki na niższym poziomie sportowym i podgrzewają emocje. „Wykwintne danie”, jak Paweł Jóźwiak nazwał mocne zestawienia, nadal są dla garstki fanów. Dla całej reszty pozostaną właśnie te napompowane baloniki – awantury, złe emocje rozwiązywane w klatce i właśnie przeciwnicy z „Nibylandii”, których pokonują lokalni herosi. Takie są prawa rynku. Ludzie nie zawsze wybierają produkt o najwyższej jakości. Czasami liczy się niska cena lub mało wymagający „odbiór” produktu. Na tym się zarabia. Trzeba wykreować lokalnego bohatera zestawiając go z rywalami do pokonania. Tak bywa nawet na lokalnych galach. Promować, tworzyć otoczkę, kreować bohaterów, grać na emocjach…
Przyszłość FEN? Życzę jak najlepiej, ale czy faktycznie „widza nie można oszukiwać”?
Podziwiam ideały Pawła Jóźwiaka, a jego organizacji życzę dalszego rozwoju. Mam jednak wrażenie, że prędzej czy później będzie musiało nastąpić wiele rzeczy, które teraz są przez prezesa krytykowane. Dlaczego? Bo się opłacają i mogą przynieść solidne zabezpieczenie dla organizacji. Ale jeżeli uda się przyciągnąć masowego kibica bez „oszukiwania”, będzie to wielki ewenement.