Błachowicz vs. Adamek? Tylko nie to…[KOMENTARZ]
Przegrywał nieznacznie na punkty, ale wygrał przez kontuzję rywala. Po pewnym czasie stwierdził, że starcie z Chalidowem to „łatwe pieniądze”. Tomasz Adamek się nie popisał. Oburzenie środowiska MMA wcale nie jest bezpodstawne, a jednym z oburzonych jest sam Jan Błachowicz. Skrytykował Adamka za brak szacunku wobec rywala. Internauci podchwycili temat i teraz chcą pojedynku Błachowicz vs. Adamek. Panowie i Panie, przecież to dwa różne światy… Czy nie za dużo tego biznesowego misz-maszu?
Błachowicz vs. Adamek – emocje rządzą biznesem?
Czy przydałby się ktoś, kto skarciłby Tomasza Adamka za te lekkomyślne słowa o pojedynku z Mamedem? Jeżeli jego wypowiedź robiła na tobie jakiekolwiek wrażenie, na pewno odpowiesz twierdząco. Przecież wszyscy wiemy, jak było. Do momentu kontuzji Chalidow był po prostu lepszy i gdyby nie głupie obalenie, miałby dużą przewagę punktową. Nie sugeruję, że wygrałby ten pojedynek, bo jeszcze wiele mogłoby się wydarzyć, ale słowa o „łatwym pieniądzach” są nadużyciem.
Po co jednak się denerwować, skoro wszyscy wiemy, jak było? Czy emocjonujemy się każda głośną, odważną i bezpodstawną zapowiedzią zawodnika lub celebryty? Czy robi na nas wrażenie każde kłamstwo polityka, celebryty lub sportowca? Ja wiem, że rolą mediów i specjalistów od promocji jest podgrzewanie tych emocji, ale to ostatecznie od kibiców zależy, czy będą ich obchodzić słowa Adamka. Mnie one nie obchodzą, ale kibice są reaktywni. Machina ruszyła. Krytycy Adamka będą chcieli oglądać jego porażkę w boksie z zawodnikiem MMA. A Adamek i jego potencjalny rywal… dzięki temu zarobią jeszcze więcej.
Błachowicz vs. Adamek – a może biznes rządzi emocjami?
Chyba jesteś świadkami wstępnej oferty dla polskich kibiców. I widać, że oferta jest przez nich rozważana. To może chwycić. Wszyscy podłączają się do akcji „skarcić Adamka”. Na pierwszym planie są emocje, ale na drugim pieniądze. W sportowo-biznesowym teatrze Adamek powoli staje się czarnym charakterem, który musi zostać pokonany, zapewne na swoim podwórku (prawdopodobnie to on przyciągnie większą liczbę widzów, więc to do niego będzie musiał przyjść śmiałek). Kibice MMA będą chcieli zemsty, kibice boksu będą chcieli zobaczyć triumfującego Adamka. W międzyczasie Adamek będzie walczyć we freakfightach.
To idealne podłoże pod to, aby jeszcze pocisnąć z tematem pojedynku. Do Adamka będą „zgłaszać się” kolejni zawodnicy. To „zgłaszanie się” będzie poprzedzone odpowiednimi wpisami w mediach społecznościowych. Kibice będą reagować i to od stopnia ich reakcji będzie zależało, który pojedynek będzie miał największe możliwości biznesowe. Na tę chwilę duży potencjał ma Jan Błachowicz. Pytanie, czy potencjalny pojedynek Błachowicz vs. Adamek nie jest dla pięściarza zbyt dużym wyzwaniem (pozostaje problem, w jakiej formule by się zmierzyli).
Adamek mówił coś o zgłaszaniu się do niego po możliwość walki. I wiecie co? Właśnie dzięki oburzeniu środowiska MMA te słowa okazują się prawdziwe. I nie chodzi tutaj o formalne zgłaszanie się do starcia i proponowanie walki pięściarzowi, ale na razie o te facebookowo/twitterowe zaczepki, które być może kiedyś znajdą swój finał w ringu lub w klatce. Biznes bazuje na dość szczerych emocjach. Nie jest to totalnie awanturka z d**y, bo sytuacja dotyczy prawdziwych zawodników, a nie celebrytów. Ale te emocje są perfekcyjnie przez biznes wykorzystywane.
W kilku słowach: każdy chciałby zarobić na walce z Adamkiem i różni ludzie się do tego przymierzają, a to od emocji kibiców zależy ich powodzenie. Każdy liczy na dobry zarobek. Adamek faktycznie umie liczyć „dutki”, ale moim zdaniem to wcale nie świadczy o nim źle.
A gdzie w tym wszystkim sport?
Sportowo pojedynek Błachowicz vs. Adamek nie miałby sensu. Po pierwsze, wojownicy reprezentują inne dyscypliny. Pojedynek bokserski w oktagonie (tak jak w starciu Adamek vs. Chalidow) nie pozwoli żadnemu zawodnikowi na zaprezentowanie pełni swoich możliwości. Wiem, że to mieszanie dwóch różnych bajek sprawdza się biznesowo, ale sportowo nie udowadnia nic.
Po drugie, obaj zawodnicy są na różnych etapach swojej kariery. Adamek wraca po kilku latach od ostatniego ringowego pojedynku, by zarabiać pieniądze i nie ma nic przeciwko udziałowi we freakfightach (zresztą, ma do tego prawo). Naturalne jest więc, że nie chodzi tutaj o żadne wielkie sportowe wyzwania, a po prostu chodzi o zarobek. Nie dziwię się. Trzeba kuć żelazo póki gorące. Błachowicz nadal jest zawodnikiem UFC i może jeszcze stoczyć kilka pięknych sportowych pojedynków. To jego wybór. Oczywiście wszystko zależy od formy i stanu zdrowia, bo wszyscy wiemy, że każdy z nas się starzeje. Na to pytanie odpowiedź zna tylko Jan Błachowicz. Sportowe pojedynki w UFC czy biznesowe walki na polskim runku? Uszanujmy każdą jego decyzję, bo (podobnie jak Adamek) dostarczył nam wiele sportowych wrażeń.
Jeżeli Błachowicz zdecyduje się na pojedynek z Adamkiem, będzie to raczej krok w stronę spieniężenia niż rozwoju swojej kariery. I wcale nie uważam tego kroku za naganny. Po prostu takie są realia życia zawodnika, że trzeba zarabiać póki są takie możliwości. Powątpiewam jednak w prowadzenie obydwu działalności – i typowo sportowej, i typowo biznesowej. UFC nie zgodziłoby się na takie występy, więc krok w kierunku biznesu raczej oznaczałby pożegnanie się z największą organizacją MMA na świecie. Polak raczej nie jest tak atrakcyjny biznesowo jak Conor McGregor, więc nie wróci sobie do UFC ot tak. I Błachowicz ma prawo, by wybrać drogę biznesową, bo sportowo osiągnął już swoje. Dumy z bycia mistrzem UFC nic mu nie zabierze. Nic nie wymaże z historii sportów walki w Polsce i na świecie jego mistrzostwa. Trzymam kciuki za niego, cokolwiek nie wybierze. Zegar tyka, a 41-letni sportowiec na pewno zdaje sobie z tego sprawę.
Moda na misz-masz?
Pojedynki z kombinowanymi zasadami mają dwie główne zalety. Po pierwsze, dają godziwie zarobić sportowcom na emeryturze. To finansowy bonus za lata poświęceń. Po drugie, przyciągają publiczność, co w krótkiej perspektywie jest z pewną korzyścią dla sportów walki. Niestety, każdy kij ma dwa końce. Misz-masz może tworzyć dziwne złudzenia, szczególnie gdy widz nie zna się na sportach walki. „Bili się i zawodnik MMA przegrał, czyli nie warto ćwiczyć MMA” – myślę, że niektórzy laicy mogliby dojść do takiego wniosku. Mamy też do czynienia z pewnego rodzaju rozrzedzeniem dyscypliny. Organizacja MMA nie skupia się na MMA na najwyższym poziomie, a pokazuje cokolwiek, co spodoba się widzom.
Może wręczymy Adamkowi ciupagę, Błachowiczowi damy dwa miecze i ogłosimy starcie Harnasia z Wiedźminem? Jak tak dalej pójdzie nie będzie sensu pokazywać pojedynków MMA. Tego typu walki w dłuższej perspektywie mogą mieć skutki uboczne. Pierwszy z nich już widzimy – finansowe sukcesy organizacji typowo freakfightowych, które kuszą profesjonalnych zawodników MMA. Na razie tych, którzy powoli kończą kariery. A w przyszłości? Wolę nie myśleć. Freakfighty to w pewnym sensie bękart profesjonalnych organizacji MMA, które sięgnęły po „łatwy zarobek”.
Może warto skupić się na promowaniu obecnych mistrzów i obiecujących zawodników oraz zestawień mocnych sportowo, by tworzyć realne podstawy popularności MMA? MMA nie powinno być dodatkiem do głównego dania, które z naszą dyscypliną ma niewiele wspólnego. Jak wypromujemy nowe polskie legendy MMA, skoro nadal prym będą wiodły pojedynki sportowych emerytów (z całym szacunkiem dla każdego wojownika)?
Legendy sportów walki? Tak! Kombinowane pojedynki? Nie!
Trzymam kciuki za Jana Błachowicza, a Tomaszowi Adamkowi życzę dobrze. Obydwaj zostawili sporo zdrowia i poświęcili naprawdę wiele, byśmy mogli oglądać MMA i boks na najwyższym światowym poziomie. A jeżeli chodzi o potencjalne starcie Błachowicz vs. Adamek, nie będę jego zwolennikiem. Oczywiście nie będę rozdzierał szat, jeżeli dojdzie do takiego pojedynku. Jeżeli tego chcą ludzie, niech to dostaną.
Czekam jednak na coś lepszego pod względem sportowym. Wiem, że będzie coraz trudniej, ale jeszcze z chęcią zobaczyłbym Błachowicza z pasem UFC. Pamiętam i dobrze wspominam czasy, gdy zamykał gęby niedowiarkom. Chciałbym, by te czasy wróciły. A Adamek? Cieszę się, że sobie zarabia, ale niech nie wygaduje bzdur.