Będąc na szczycie – kochają, gdy przegrywasz – nienawidzą. Jak to jest z fanami MMA?
Była niepokonana w 12 zawodowych walkach… Kobieta, która rozpromowała kobiece MMA na całym świecie. Z czasem przydarzyły się porażki i trudności z powrotem do formy. Jak u większości mistrzów. Teraz niejednokrotnie można zobaczyć żarty z Rondy Rousey i dziwną radość z jej porażek. Jak widać, część kibiców wspiera mistrzów a później ich atakuje, gdy tylko potknie im się noga.
Każdy wojownik ma własny charakter i specyficzne cechy. Można go lubić lub nie lubić. Jeden jest miły dla każdego, potrafi przyznać się do porażki (czapki z głów dla Joe Lauzona). Inny zawodnik będzie odzywał się nieproszony, skupiał uwagę mediów, atakował kolegów po fachu (jak Conor McGregor). Ronda Rousey nie raz jest agresywna, ale pokazuje też wiele pozytywnych zachowań. W stosunku do przeciwnika zawsze prowadzi walkę psychologiczną. Może więc uchodzić za osobę butną, zadufaną w sobie itd. Jest też gwiazdą odnoszącą finansowe sukcesy, a te nie mogą dawać o sobie zapomnieć. Powinniśmy więc wziąć poprawkę na to, jak dana osoba prezentuje się w mediach. W skrajnych i oczywistych przypadkach można kogoś skrytykować, jednak masowy hejt to gruba przesada i zwykły brak znajomości podstaw marketingu i działań mediów.
O sportowych osiągnięciach warto wypowiadać się z szacunkiem. Jaka zła by Ronda nie była, to dzięki swojej ciężkiej pracy zaszła na szczyt i utrzymywała się na nim naprawdę długo. Już wcześniej widzieliśmy, że jej stójka nie dorównuje jej zdolnościom parterowym. Mimo to, potrafiła znokautować całkiem niezłą Bethę Coreię. A najłatwiej przykryć swoje niedoskonałości pewnością siebie. Przy grze psychologicznej każdy wojownik stara się znaleźć słabe strony swojego rywala. Mike Tyson niszczył przeciwników i w walce, i przed walką. Również Ronda Rousey siała postrach. Oboje zostali pokonani, bo ktoś znalazł na nich sposób. Czy to powód, by hejtować, że zgrywali wojowników nie do pokonania, a mieli jakieś braki? Tak to już jest, że nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli, ale wierzyć w siebie trzeba zawsze.
Coraz mniej dziwię się zachowaniom części kibiców, bo po prostu widzę jacy potrafią być ludzie. Zbyt wieloma osobami kierują zazdrość, kompleksy i wszelkie inne „choroby ducha”. Gdy ludzie emocjonują się walkami, wyzwalają się też te gorsze emocje. Dziwi mnie jednak brak spójności. Ten bohater budzący podziw i uznanie może nagle stać się słabeuszem, oszustem i wszystkim co najgorsze, jeżeli tylko powinie mu się noga. Wpływ na to na pewno może mieć pewien „kibicowski instynkt stadny”, który sam w sobie buduje hierarchię – tworzy legendy, przewodników i pariasów środowiska. No i chyba część ludzi za bardzo bawi się w „rozstawianie po kątach” wygranych i przegranych, ale brakuje już sił, by wziąć się za siebie i pójść na trening.
Zastanawiam się też, czy obowiązuje coś takiego jak wdzięczność kibiców wobec zawodnika i zawodnika wobec kibiców. W obecnych czasach zapłatą są pieniądze i wewnętrzna satysfakcja, ale czy powinniśmy czuć jakieś zobowiązania? Dla niektórych oglądanie walki jest zwykłą rozrywką, dla innych wielką pasją. Każdy będzie więc widział to trochę inaczej. Nawet jeżeli spojrzymy na to z typowo ekonomicznej perspektywy (walka jako usługa), to i tak jest coś takiego jak pewna etyka, która nakazuje szacunek dla „usługodawcy”. Choćby dlatego, że co by o Rondzie nie mówić, dostarczyła nam mnóstwo widowiskowych i ciekawych akcji.
Wielu mistrzów poświęciło swoje całe życie sportom walki. I niemal u każdego przyjdą porażki, zawahania formy, w końcu zakończenie kariery. Nie ma co się zdawać na „łaskę” masowego kibica, bo jedna nieuchronna chwila potrafi zrzucić się z tronu sławy na bruk wyśmiewania i braku szacunku. Spasujmy więc z tą Rondą i doceńmy jej osiągnięcia.