Awantura z udziałem McGregora. Celowy ruch UFC, czy może coś poszło nie tak?
Wybijanie szyb, ranni, zawieszeni, aresztowani… i te śmieszne filmiki, na których tak naprawdę nic dramatycznego się nie dzieje. Wybita szyba autobusu to szczyt „gangsterki” Conora. Internauci szaleją, wskaźniki wejść wystrzeliły w kosmos. Media co chwila informują o nowej akcji Irlandczyka, który z ekipą miał „najechać” Barclays Centre przed UFC 223, by skonfrontować się z Khabibem Nurmagomedovem. Czy ktoś zauważył, jak puste, sztuczne i żałosne jest to pseudowydarzenie?
Z buta wjeżdżam…
Mamy do czynienia z cyrkiem typu „wjazd na chatę”, jak w najgorszym pseudogangsterskim filmie klasy B. Zupełny brak sensu mało komu przeszkadza, bo dzieje się dużo, a tak naprawdę dzieje się „nie wiadomo co”. Nowe fakty, ploteczki, doniesienia, dementowanie wcześniejszych informacji. Rozpoczął się kilkugodzinny serial domysłów i samonakręcającej się atmosfery rzekomego zagrożenia dla gali. O kolejnych zawodnikach informuje się jak o rannych i ocalałych z najgorszego kataklizmu. Tak, jakby w Barclays Center miało dojść wielkiego zamachu. Zejdźmy na ziemię. Panie i Panowie, ochłońcie, bo ewidentnie ktoś próbuje nas wszystkich zrobić w konia. Ciekawy scenariusz, genialni aktorzy, medialna otoczka mają sprawić, by kolejne walki Conora McGregora w UFC jeszcze bardziej się opłaciły. Są emocje, tylko trochę sensu brak…
W otchłani bezsensu…
Dana White zapowiedział odebranie McGregorowi pasa wagi lekkiej. Pasa, który Irlandczyk może rzucić do zabawy swoim zwierzakom, bo wcale nie jest mu on potrzebny do szczęścia. Zarabia grube miliony jako celebryta, już coraz mniej jako sportowiec. Jedna walka z Mayweatherem ustawiła go w większym stopniu niż mistrzostwo wagi lekkiej UFC, na którym najzwyczajniej w świecie mu nie zależy, bo nie chciało mu się go bronić od półtora roku. Conor McGregor w sztucznym wpisie wyzywa organizację, po czym zbiera ekipę i rusza do Nowego Jorku. Tak, jakby zrobienie śmiesznej awantury ten pas by mu zwróciło. „Typowe zachowanie” gościa pragnącego zatrzymać mistrzostwo organizacji, którego nie bronił tak długi czas. W międzyczasie Khabib Nurmagomedov obraża Conora McGregora, dochodzi też do sprzeczki z Artemem Lobovem. Najzwyklejsza g**noburza przeradza się w „wielki wjazd na chatę”. McGregor szaleje, że nie może znaleźć Nurmagomedova (tak, jakby nie wiedział, gdzie go znajdzie), więc… wybija szyby autokaru z zawodnikami. Jakie to „logiczne”… W zamieszaniu ranny zostaje Michael Chiesa, a Artem Lobov zostaje zdjęty z rozpiski (kto wie, czy nie jesteśmy świadkami świetnie wykorzystanie kontuzji zawodników z innych powodów). Pogłoski o aresztowaniu Conora, dementowanie tych informacji. Media przekrzykują się w kolejnych doniesieniach. Cyrk nadal trwa, a liczba wyświetleń bije rekordy…
A jeżeli to prawda?
Wiele osób bezkrytycznie odbiera to, co się dzieje i najwyraźniej wierzy we wszystko. Ostatecznie odnoszę wrażenie, że nic nikomu się nie stanie, być może rzekome rozcięcie Michaela Chiesy tak naprawdę ukrywa inny powód wycofania się z walki. Wszystko jest możliwe, jeżeli wielu zawodników bierze udział w tym show. Wszystko da się przedstawić tak, jakby wydarzyło się to naprawdę, również rzekome rozcięcie. Nie mogę mieć pewności, że całość jest stu procentach ukartowana, tak jak trudno jest stwierdzić, że awantura i konsekwencje były prawdziwe. W 1938 roku w Stanach Zjednoczonych miliony Amerykanów uwierzyło w opowieść o ataku kosmitów na Ziemię. Jedna audycja radiowa wywołała panikę, a jej autor (Orson Welles) niedługo dostał lukratywną propozycję kolejnego projektu. Atak McGregora przypomina mi tę sytuację. W radiu sensację tworzył odpowiedni dobór słów, tutaj sensacja jest efektem niedopowiedzeń, sprzecznych doniesień i odgrywania ról. A na końcu zapewne i tak wszyscy będą zadowoleni…
Podaj popcorn! I bilety na kolejne gale!
Chce Ci się to oglądać? Dla mnie jest to zabawne. Zapewne mamy do czynienia z wyreżyserowanym reality show rozgrywającym się na naszych oczach. Wszystko po to, by przyciągnąć kolejne masy głodne najbardziej prymitywnych emocji. To show na miarę Wrestlingu. Conor McGregor z „wielkiego mistrza” staje się „bestią”, która w końcu będzie walczyć, jeżeli wywinduje ceny biletów. Dana White i jego irlandzki partner biznesowy już zacierają ręce.