Koniec freakfightów? Nie zginą spektakularnie. Raczej zdechną zapomniane… [KOMENTARZ]
To „koniec freakfightów”! – wieszczy jeden z drugim, ale nadal robią to samo, czyli łamią kolejne zasady dobrego smaku. Było już w środowisku sporo skandali, które miały zmienić lub nawet zniszczyć całą branżę, ale nic takiego się nie dzieje. Teraz ma się pojawić kolejne nagranie, kolejna informacja o poczynaniach najbardziej znanych freakfighterów, która ma wywrócić stołek. A ja w to nie wierzę. Koniec freakfightów nadejdzie wtedy, gdy już nikogo nie będzie to obchodziło.
Mój stosunek do freakfightów
Aby być dobrze zrozumianym, zaznaczam, że ani nie kibicuję branży, ani jej nie hejtuję (choć jest za co). Staram się podejść do sprawy bez uprzedzeń i wytłumaczyć, dlaczego ewentualny „koniec freakfightów”(którego jedni się boją, a drudzy na niego liczą) wcale nie będzie tak spektakularny, jak niektórzy sądzą. Nie jest to więc ani pochwała freakfightów, ani atak na branżę. Po prostu obserwuję mechanizmy sterujące branżą oraz prawdziwy wydźwięk wydarzeń i przede wszystkim reakcji na te wydarzenia. Słowem – nie wszystko jest takie, jak niektórzy starają się przedstawić.
Koniec freakfightów już był? Tak jak koniec świata!
Pamiętam aferę Pandora Gate, która teoretycznie była tak znacząca, że odnosił się do niej nawet ówczesny premier. Powszechne i szerokie oburzenie mogło zwiastować, że faktycznie coś się zmieni. Zastanawiałem się wtedy, co dalej z freakfightami. Ale tak naprawdę niewiele się zmieniło. Wszystko rozeszło się po kościach. Nikt na stałe nie odciął się od bohaterów skandalu, niewiele zmieniło się w zachowaniu freakfighterów (a może nawet było jeszcze gorzej). Być może obudziło to część rodziców i nauczycieli, ale znacząco nie wpłynęło na oglądalność freakfightów wśród najmłodszych.
To miał być ten rzekomy koniec freakfightów, którym jedni straszyli, a drudzi się cieszyli? Niespełna rok później jedna z oragnizacji freakfightowych organizowała galę na stadionie narodowym. Nawet jeżeli nie sprzedała tyle biletów, ile chciała. I tak format wydarzenia był naprawdę wielki, oglądalność jeszcze większa niż przed tym rzekomym „końcem freakfightów”. Sytuacja przypomina kolejne „końce świata”, które co chwila pojawiają się w mediach. Już nikt w to nie klika.
Teraz mamy być świadkami prawdziwego „końca freakfightów”, który ma być spowodowany kolejną aferą. Dziwnym trafem poprzednia afera w dłuższej perspektywnie wcale nie zaszkodziła freakfightom. Dlaczego? Afery freakfightom… pomagają, ale to droga na skróty.
Dlaczego afery pomagają freakfightom?
I tutaj znów wracamy do tej prawdy, że we freakfightach wcale nie chodzi o sport i o sportowe wartości. Chodzi o emocje, przy czym wcale nie muszą to być dobre emocje. To mogą być KAŻDE emocje, które doprowadzą do zakupu PPV lub biletu, a przynajmniej zmotywują odbiorcę do kliknięcia, dodania reakcji, przeczytania tekstu lub obejrzenia nagrania. Esencją freakfightów jest kariera Marcina Najmana, który właśnie takie reakcje wywołuje, ma spory „elektorat negatywny”, który stale łapie się na tym, że nienawidzi, ale i tak ogląda.
Afery wywołują emocje, więc są kolejne kliki, lajki, udostępnienia niezależnie od opinii odbiorcy o aferach i ich uczestnikach. I tak, dzieje się to również wtedy, gdy sprawa dotyczy pedofilii. Ta powinna być ścigana, piętnowana, zwalczana na wszelkie możliwe osoby. Rodzice zatroskani o swoje pociechy na pewno nie będą oglądać freakfightów, być może zakażą oglądania swoim dzieciom, ale… i tak decydujący będzie fakt, jak zareaguje to nieświadome dziecko lub nastolatek. To oni są faktycznym odbiorcą treści, mimo że pieniądze na PPV często zarabiają rodzice. A zakazany owoc smakuje najlepiej, a jego wartość rośnie w oczach dziecka lub nastalotka, któremu rodzice wprowadzają kolejny zakaz.
Afera mogłaby zaszkodzić freakfightom w przypadku faktycznej karnej odpowiedzialności konkretnych freakfighterów. Jeżeli jeden z drugim pójdzie siedzieć, nie będzie mógł wystąpić na gali, trudniej mu będzie utrzymywać swoją popularność (co wcale nie oznacza, że uniemożliwi mu powrót po odsiadce). Ale bądźmy realistami. Ilu freakfighterów poszło siedzieć? Który z nich faktycznie odpowiedział za swoje czyny?
Koniec freakfightów? A kogo to obchodzi?
Podobnie jak w przypadku Marcina Najmana, freakfightom może zaszkodzić zwykła obojętność. Nie klikać, nie czytać, nie lajkować, nie udostępniać, nawet jeżeli nagłówek będzie najbardziej szokujący. Powinno pomóc. Takie proste i takie trudne. Freakfighty zabije jedynie obojętność odbiorców. I niekupowanie ani PPV, ani biletów. Czy ludzi na to stać? Paradoksalnie im większa niechęć do danej osoby, tym z większą chęcią zobaczy się jej porażkę. Bo dostał po głowie… Za Twoje pieniądze! Do wesela się zagoi, a kasa zawsze się przyda. On dostaje, ale ma pieniądze od Ciebie i innym ludzi Tobie podobnych.
Niby jest to takie proste, ale pokusa jest zbyt wielka, by nie oglądać. Pytanie, jak wiele osób jest na pasku złych emocji.
Gdy balonik „koniec freakfightów” pęknie…
Zauważyłem, że ostatnimi czasy każda kolejna afera we freakfightach ma być jeszcze większa niż kolejne. Awanturki też są coraz większe. Dochodzi do sytuacji, w których to, co kiedyś szokowało, dziś jest na porządku dziennym. Faktycznie wszystko może wyglądać, jakby „spin doctorom” brakowało pomysłów, a na kibiców nie działał żaden nowy trick. Więc dalej brniemy w patologię. Pytanie, czy ta patologia kiedyś się nie znudzi.
Freakfighty faktycznie mogą się znudzić, bo od dawna nie proponują nic nowego. W grudnie rzeczy to chyba od początku nie proponują nic nowego. Tam nie ma nowych doznań, tam po prostu następuje ciągłe zwiększanie dawki. A trudno jest zwiększać dawkę, gdy brakuje potencjału do jej zwiększenia.
Ale i tak wszystko będzie zależało od tego, co faktycznie ujrzy światło dzienne i czy faktycznie będzie tak wstrząsające, jak się zapowiada. Sytuacja trochę przypomina parodię „House of Cards”, w których jeden polityk pragnie zniszczyć wizerunek drugiego i ujawnia kolejne „szokujące informacje”. Warto jednak zauważyć, że osoby mówiące o tych „szokujących informacjach” stają się coraz mniej wiarygodne. W sumie tak jak cała branża.
Koniec freakfightów narodzinami kolejnej formy rozrywki?
Chciałbym też zauważyć, że w obecnej rzeczywistości jedna forma rozrywki zastępuje kolejną formę rozrywki. Nie ma co się trzymać definicji „końca freakfightów”, bo to podaż zadecyduje o tym, co się skończy, a co zacznie. Widać, że ludzie są zainteresowani oglądaniem rozrywki niewygórowanej, trafiającej w ich gusta. Cały czas będzie więc potencjał na łamanie tabu, robienie rzeczy dziwnych, nieraz głupich. Warto spojrzeć na sytuację z dystansu – sukces i potencjalny koniec freakfightów widzieć jako jeden z wielu znaków naszych czasów.
Część freakfighterów faktycznie zniknie z przestrzeni publicznej? Zrobi się miejsce dla kolejnych, być może jeszcze gorszych „zawodników”. W naturze nic nie ginie. Będą na powierzchni długo, jak długo ktoś będzie chciał ich oglądać.
Koniec freakfightów? Wątpię!
Cała sytuacja wygląda tak, jakby mówienie o „końcu freakfightów” było kolejną aferką mającą na celu wspieranie tych freakfightów. Ja wiem, że tu chodzi o konkretne osoby, ale wygląda mi to na kolejną odsłonę telenoweli o konfliktach w środowisku.