MMA PLNajnowszePublicystykaBrak rund i 15 minut nieustannej walki. Czy propozycja Mateusza Gamrota jest możliwa?

Brak rund i 15 minut nieustannej walki. Czy propozycja Mateusza Gamrota jest możliwa?

Brak rund, 15 minut nieustannej walki – takie rozwiązanie zaproponował Mateusz Gamrot nawiązując do kontrowersyjnego werdyktu sędziowskiego w walce Błachowicz vs. Pereira. Co prawda, na takie zasady UFC raczej nie ma co liczyć, ale zastanówmy się, jak taka zmiana odmieniłaby oblicze pojedynków.

Brak rund i 15 minut nieustannej walki
Foto: Mateusz Gamrot/ PRIDE FC logotyp

Zasady UFC kiedyś i dziś

Rundy, przerwy, zasady punktowania, kategorie wagowe a nawet rękawice – to, co oglądamy dziś w MMA, jest efektem wieloletniej ewolucji naszego sportu. Na pierwszej gali UFC z 12 listopada 1993 roku nie można było gryźć i wsadzać palców w oczy. Dostałeś w krocze? Dozwolone. Uderzenie głową? Walczymy dalej. Trafiłeś na gościa cięższego o kilkadziesiąt kilo? Jedziemy! Zawodnicy walczyli na gołe pięści (oprócz Arta Jimmersona, który w ćwierćfinale walczył z rękawicą bokserską na lewej dłoni).

Historia pojedynków z ograniczonymi zasadami wcale nie sięga pierwszych UFC, ale najprawdopodobniej lat 20 XX wieku i pierwszych zawodów vale tudo w Brazylii. Można też uznać, że najstarszym sportem tego typu był starożytny pankration. Od zawsze człowiekowi towarzyszyła pokusa, by sprawdzić, kto wygra w realnej walce. I taki właśnie był też cel pierwszych UFC. To były czasy, w których zawodnicy reprezentowali swoje dyscypliny, nie trenowali przekrojowo. Byli bokserzy, kickbokserzy, karatecy, zapaśnicy, grapplerzy, a nawet sumici. Każdy chciał pokazać, że jego dyscyplina jest najskuteczniejsza.

I właśnie te pierwsze gale MMA były najbardziej zbliżone do realnej walki wręcz. Propozycja Mateusza Gamrota jest więc propozycją powrotu do korzeni naszej dyscypliny. Nowe zasady były podyktowane różnymi motywami, ale głównie chodziło o „ucywilizowanie sportu” (w latach 90 taka forma walki nie była do przyjęcia dla każdego) i wypracowanie lepszego potencjału marketingowego. I również jedną z takich zmian był podział na rundy.

Zasady UFC – co zmieniłaby jedna runda bez przerw? Kondycja!

Jak jest ostra akcja, to zmęczysz się nawet w kilka minut. A co, jeżeli przed Tobą jest jeszcze kolejnych kilkanaście? Bez wątpienia brak podziału na rundy położyłby jeszcze większy nacisk na przygotowanie kondycyjne. Już teraz zawodnik UFC musi mieć żelazną kondycję, by być w czołówce swojej kategorii (lub być fenomenem poddań lub nokautów, co na tle tak mocnych rywali zdarza się rzadko). Nie bez przyczyny UFC przedłużyło walki mistrzowskie i walki wieczoru. Po pierwsze, co to za mistrz, który nie ma kondycji na 25 minut rywalizacji? Po drugie, ocena 5 rund walki daje pewniejszy werdykt sędziowski. I po trzecie i najprawdopodobniej decydujące, walka mistrzowska aż z trzema przerwami reklamowymi daje większy zarobek (do tematu reklam jeszcze wrócę).

Żelazna kondycja wymagana! Ale z drugiej strony… Zawsze walczysz na tyle, na ile pozwala przeciwnik. Wyobrażasz sobie sytuację, w której dwaj zawodnicy wagi ciężkiej idą na ostre wymiany lub siłowe zapasy przez pierwsze 5 minut, ale już po opadnięciu z sił do końca pojedynku człapią i rzucają byle jakie zamachowce z nadzieją, że w końcu trafią rywala? Ja tak! Publiczność gwiżdże i buczy, oglądający chcą zwrotu pieniędzy za bilety. Zasada walki bez przerw daje sygnał – nie masz tutaj czego szukać bez przygotowania kondycyjnego, ale i tak wszystko zmienia postawa rywala. Może skończyć się tak, że kibice będą mieli rozrywkę przez pierwszych kilka minut, a później zanudzą się na śmierć. Przerwy między rundami dają szanse na zrobienie lepszego show, szczególnie zawodnikom cięższych kategorii wagowych.

Zasady UFC – brak przerw a zachowawcza walka?

Zaryzykuj, przecież niedługo i tak będzie przerwa! Rywal przeważa, musisz wygrać tę rundę! A co, jeżeli nie ma przerwy? Istnieje ryzyko, że zawodnicy będą walczyć bardziej zachowawczo. Gdy obalasz, zawsze mierzysz się z ryzykiem utraty pozycji. Każda akcja wyzwala reakcję przeciwnika. Jeżeli rywal świetnie kontruje, nie będziesz chciał ryzykować, szczególnie gdy czeka Cię jeszcze kilkanaście minut walki. Jeżeli wylądujesz w parterze w złej pozycji, nie masz co liczyć na sygnał kończący rundę. W takiej sytuacji dobrze trzeba się zastanowić i dobrze przygotować akcję. A co, jeżeli przygotowanie akcji będzie trwało 10 minut i nikt nie będzie chciał mocniej zaatakować? Przecież i tak nie ma podziału na rundy. Co za różnica, kiedy zaatakuję? Przegrana runda (jedna z wielu) to motywacja do aktywności. Może nie warto rezygnować z takiego motywatora? Głupio by to wyglądało, gdyby w każdym pojedynku sędzia karał wojowników za unikanie walki.

To już nie te czasy, w których kibice szanowali sportowców walczących zachowawczo. Świetny grappler Ricardo Arona walczący w Pride idealnie, powoli, krok po kroku ustawiał sobie rywala w parterze. Robił aktywność wtedy, kiedy było to dla niego korzystne. Zanudzał, ale wygrywał. Teraz kibice są niecierpliwi. Nie wytrzymają kilkunastu minut powolnego budowania przewagi. Chcą widzieć akcje, które im się podobają i jednocześnie oznaczają dla zawodnika wygraną rundę.

Zasady UFC – aktywność i mądrość zawsze w cenie

Na pewno nie zmieni się to, że opłaca się walczyć mądrze. Aktywne obijanie w parterze (tego np. zabrakło w pojedynku Błachowicza) będzie jeszcze cenniejsze niż jest to do tej pory. Koniec rundy nie zaprzepaści wypracowanej wcześniej przewagi. Czysto parterowe akcje nie będą wchodziły w grę. Trzeba będzie uderzać i jeszcze mocniej zaznaczać aktywność!

Cenniejsza będzie również umiejętność wstawania, robienia pasywności i wszystko, co pozwoli zachować korzystną pozycję lub uciec z pozycji niekorzystnej. Jeżeli jej zabraknie, błyskotliwi stójkowicze nie będą mieli szans w starciu z grapplerami aktywnie dominującymi nad rywalem w parterze. Wystarczy jedno obalenie na całą walkę, a nie jedno na rundę.

Czy brak podziału na rundy rozwiąże problem puntowania? A może zrezygnować z punktacji i czekać na skończenie?

Nadal pozostaje pytanie, jak w takim razie oceniać pojedynek bez podziału na rundy. Problem punktowania nie zniknie. Co więcej, może ono być jeszcze trudniejsze i a werdykty mogą być jeszcze bardziej kontrowersyjne. Podział na rundy to ułatwienie pracy sędziom punktowym. Już teraz zdarzają się 5-minutowe odsłony, w których naprawdę trudno wyłonić zwycięzcę. Co będzie w przypadku jednego 15-minutowego starcia pełnego zwrotów akcji?

Na pewno rozwiązaniem może być rezygnacja z punktowania pojedynków. Ale będzie to wylanie dziecka z kąpielą. Co w przypadku wyrównanej walki, której poziom będzie spadał wraz ze spadkiem sił zawodników? Wyobraź sobie, że pojedynek trwa kilkadziesiąt minut (bo czekamy na skończenie) i nie kończy się poddaniem lub nokautem, a przerwaniem starcia przez narożnik i znoszeniem z klatki wycieńczonego zawodnika. Czy coś takiego chcieliby oglądać kibice? A co, jeżeli będzie kilka takich pojedynków? Kto będzie chciał transmitować galę bez określonego czasu trwania wydarzenia?

Dlaczego UFC nie zrezygnuje z podziału na rundy?

Powrót do korzeni? Raczej nie będzie to możliwe. UFC nie wymyśliło swoich zasad bezcelowo. Każda z nich ma służyć temu, by dobrze oglądało się pojedynki. UFC to produkt, który jest kupowany tylko wtedy, gdy zapewnia rozrywkę. Kontrowersje po decyzjach sędziowskich nie obniżą sprzedaży tak bardzo jak mogą obniżyć je nudne starcia: widok zmęczonych wojowników walczących zachowawczo lub aktywnych tylko pod koniec pojedynku, bo każdy boi się utraty pozycji.

Myślę, że decydujące pozostaną kwestie reklamowe. Najpopularniejszy sport w Stanach Zjednoczonych to futbol amerykański (piękny sport – polecam obejrzeć mecz z kimś, kto zna zasady i umie je wytłumaczyć). Reklama na superbowl kosztuje grube miliony. Futbol amerykański to akcja-przerwa-akcja-przerwa. Czyli duuużoooo miejsca na reklamę.

Brak przerw reklamowych w UFC byłby po prostu nieopłacalny. Sprawiłby, że MMA nie byłoby produktem opłacalnym marketingowo.

Zasady UFC – zawsze jest jakieś „ale…”

Temat zasad UFC jest bardzo złożony. Są różne punkty widzenia – zawodników, kibiców, właścicieli organizacji, reklamodawców. I wszystko ma drugie dno. Przy każdej zmianie pojawia się jakieś „ale…”. Tymczasem podział na rundy i przerwy oznacza lepsze widowisko oraz określony porządek wydarzenia. Taki produkt lepiej się sprzedaje.

A te stare klasyczne pojedynki z długimi rundami? Fajnie jest je sobie obejrzeć po wielu latach. Ale miejmy na uwadze to, że te czasy już nie wrócą.

Scrolluj dalej, albo kliknij tutaj,
by obejrzeć kolejny wpis