MIR VS ARLOWSKI – MISTRZOWIE DRUGIEJ SZANSY
OCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.0 Transitional//EN" "http://www.w3.org/TR/REC-html40/loose.dtd">
Fanom, którzy dowiedzieli się o istnieniu MMA przed pierwszą walką Pudziana w KSW, nie trzeba tłumaczyć, jak ciekawym zestawieniem jest walka byłych mistrzów kategorii ciężkiej. Być może to starcie wyłoni kolejnego pretendenta do tytułu „królewskiej kategorii” UFC. Niezależnie od wyniku – zarówno Mir, jak Arlovski, są zwycięzcami. Powracający po serii porażek i kłopotów zdrowotnych zawodnicy pokazują, że nie tylko trzeba walczyć do końca, ale można w końcu wygrywać.
W 2004 roku młody i utalentowany Frank Mir walczył o tytuł z Timem Silvia. Nikt nie dawał mu wielu szans w tym pojedynku. Silvia zdominował w poprzedniej walce Ricco Rodriqueza, który jak Mir, jest posiadaczem czarnego pasa BJJ i wydawało się, że nic nie może zatrzymać mierzącego 2 metry 10 centymetrów zawodnika Miletich Team. MMA jednak jest pełne niespodzianek. Kiedy tylko udało się sprowadzić walkę do parteru, Mir wkręcił się z niespotykaną jak na zawodnika wagi ciężkiej gracją do balachy na lewą rękę giganta. Tim wydawał się być blisko wyjścia z opresji, kiedy jego łokieć przesunął się wysoko ponad biodra przeciwnika. W następnej sekundzie widzowie mogli zobaczyć, jak przedramię olbrzyma wygina się w nienaturalny sposób i Herb Dean siłą rozdziela walczyących zawodników. Ręka Silvi złamała się jak suchy patyk.
W tym samym czasie Andriei Arlowski nokautował kolejnych rywali. Szybkością i techniką bokserską wyrastał o głowę ponad swoich przeciwników. Wydawało się, że nikt nie może go zatrzymać i nie zatrzymał nawet Ian Freeman, który wtedy był zawodnikiem odpowiedzialnym za jedyną porażkę Franka Mira. Kolejna odsłona pojedynku striker vs grappler nabierała realnego kształtu i fani z niecierpliwością czekali na pojedynek, który mógł się stać walką dekady.
Podobno najłatwiej rozśmieszyć Boga, kiedy opowiesz mu o swoich planach…
Frank Mir lubi jazdę motocyklem. To ryzykowne hobby, ale mistrz nie padł ofiarą swojej nierozwagi i brawury. Kierowca, który nieuważnie przejechał skrzyżowanie na czerwonym świetle zakończyłby karierę młodego zawodnika. Złamana kość udowa i seria poważnych obrażeń o mały włos nie posłały Franka Mira na sportową emeryturę. Konsekwencja, upór, praca i charakter, jaki musiał pokazać, by wrócić na należne mu miejsce, staną się pewnie kiedyś tematem jego bestselerowej biografii.
Arlovski natomiast łatwo wygrał z gigantycznym, ale poruszającym się w oktagonie jak Pinokio Timem Silvią i zdobył wymarzony pas mistrzowski UFC.
Czasem wielki sukces jest wstępem do porażki, a porażka, staje się pierwszym krokiem do osiągnięcia sukcesu.
Kolejne walki Białorusina pozostawiały wiele do życzenia jeżeli chodzi o klasę jego przeciwników, sędziowanie (vide vs Marcio Cruz) i formę samego Arlowskiego. Seria czterech porażek z rzędu sprawiła, że Pitbull, wyrobił sobie markę fightera o potężnym ciosie i kruchej psyche, którego znakiem rozpoznawczym jest „szklana szczęka”. Walka Arlovski vs Sylvia #3 stała się poważnym kandydatem do tytułu najnudniejszego pojedynku w historii UFC.
Wszystko zmieniło się na lepsze od kiedy Andrei dołączył do ekipy firmowanej nazwiskami Jackson – Winklejohn. Zwycięsto nad takimi zawodnikami jak Mike Kyle i Andreas Kraniotakes sprawiło, że fani przypomnieli sobie, co sprawiało, że Pitbull był kiedyś najlepszym zawodnikiem wagi ciężkiej na świecie. Udany rewanż w pojedynku z Antonio Silvą i epicka wojna jaką stoczył w oktagonie z Travisem Browne, katapultowały Andreia Arlovskiego niebezpiecznie blisko szczytu łańcucha pokarmowego kategorii ciężkiej.
Jedenaście lat temu zarówno Frank Mir jak i Arlovski wypowiadali się z dużym szacunkiem na temat swoich umiejętności. Na przykładzie tych zawodników widać wyraźnie ewolucję sportu. Zapasy / parter Pitbulla na początku jego kariery, opierały się wyłącznie na jego fizycznych atrybutach – szybkości i sile. Teraz łatwo dostrzec, że nie jest to zawodnik, który gubi się, kiedy pojedynek przenosi się na mate.
Mir należy do najbardziej utalentowanych grapplerów kategorii ciężkiej (i nie tylko), jacy walczyli w UFC. Wygrane przez KO z Todem Duffee i Antonio Silvą wyraźnie wskazują, że nie tylko BJJ definiuje jego grę w oktagonie. Wiedząc, że Mir pracuje nad swoimi technikami bokserskimi pod okiem Angelo Reyesa, trudno się dziwić takim wynikom. Reyes to uczeń Freddiego Roacha i trener m.in. Rondy Rousey.
Ci, którzy czekają na ostre wymiany zdań pomiędzy Mirem i Arlovskim będą rozczarowani. Natomiast fani MMA z pewnością nie roczarują się i zobaczą w tej walce prawdziwe fajerwerki.
Pozostaje jeszcze jedno pytanie, do którego wrócimy zapewne wkrótce – jaki wpływ na powrót z emerytury Fedora Emalianenko mają sukcesy obu tych niezwykle utalentowanych zawodników, którzy wydają się przechodzić drugą młodość u schyłku kariery.