MMA PLNajnowszeBez kategoriiGSP: wojownik o niezwykłym talencie – robi to, na co ma ochotę.

GSP: wojownik o niezwykłym talencie – robi to, na co ma ochotę.

OCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.0 Transitional//EN" "http://www.w3.org/TR/REC-html40/loose.dtd">

Podobno nie można uniknąć śmierci i płacenia podatków, do emerytury natomiast trudno jest w dzisiejszych czasach normalnemu Kowalskiemu dożyć. Inaczej jest w wypadku profesjonalnych fighterów, których emerytury przychodzą zawsze za wcześnie, zbyt późno, lub są niepokojąco krótkie i kończą się (mniej lub bardziej) udanymi powrotami.

Przykłady na potwierdzenie tej tezy możemy mnożyć bez kłopotu: Randy Couture, BJ Penn i jak słyszeliśmy ostatnio Fedor Emalianenko. Zaprzeczeniem w/w twierdzenia wydaje się być natomiast przedłużająca się nieobecność Georges’a St – Pierre. GSP nawet nie próbuje twierdzić, że jest na „emeryturze” i jego przedłużająca się nieobecność może się skończyć permanentnym odwieszeniem rękawic na kołek (bo wkrótce za późno będzie na podjęcie innej decyzji).

St – Pierre nie używa słowa na „e” i nie tłumaczy sie zbyt często z tego, czemu zrobił przerwę. Właściwie to wygląda na osobę zbyt zrównoważoną i rozsądną, by kiedykolwiek być zaangażowanym w szaloną rzeczywistość i biznes związany z mieszanymi sztukami walki.

„Zostałem mistrzem świata trenując dla zabawy. Potem zabawa zmieniła się z pracę, praca stawała się coraz bardziej stresująca, a potem nic już nie zostało z zabawy. Na końcu miałem tego wszystkiego dosyć. Robiłem to, bo musiałem. Powinienem to zostawić jeszcze wcześniej. Może jedną, może dwie walki zbyt późno zdecydowałem się na przerwę.”

– mówi GSP

Powodem, dla którego tak się nie stało, były kolejne wyzwania i kolejne czeki. Jednak St – Pierre nie martwi się już o swoją finansową przyszłość. Teraz pora przestać zarabiać i wydać co nieco gotówki odłożonej na walkach i bonusach UFC, zarobionej sponsorach, reklamach i rolach filmowych. Trudno się oprzeć zgadywankom, kto jeszcze powinien iść drogą wskazaną przez GSP?

Na UFC 190 mamy zakontraktowane pojedynki czterech fighterów, którzy w sumie mają 146 lat i ponad 130 pojedynków na koncie. Antonio Silva, Mauricio Rua, Antonia Rodrigo i Antonio Rogerio Nogueira – za wyjątkiem tego pierwszego, który w wieku 35 lat jest relatywnie świeżym nabytkiem kategorii ciężkiej w UFC, metryki pozostałych trzech wydają się przekraczać „termin ważności”. Czemu ciągle ich oglądamy? Bo mogą walczyć, są rozpoznawalni, przywołują nostalgię za czasami legendarnego już Pride i co za tym idzie – promotorzy im zapłacą. Jeżeli jest forsa, to znaczy, że zainteresowani ją podejmą, pytanie tylko, czy dlatego, że muszą, czy dlatego, że chcą utrzymać swój poziom życia i może nawet zapłącić podstawowe rachunki.

Co, jeżeli „Bigfoot” obudzi się jutro rano i okazaże się, że ktoś zamienił jego konto bankowe z kontem GSP? Pewnie były mistrz kategorii półśredniej oddzwoniłby szybko do Dany Whitea i zapytał co słychać, ale czy Antonio Silva dalej byłby tak chętny do przyjęcia kilku prostych ciosów na głowę w ten weekend? Może odkryłby, że interesuje się wieloma innymi rzeczami i właśnie przyszła pora, by poświęcić im więcej czasu?

To trudne pytanie, bo sporty walki to dziwny mix powołania i profesjonalizmu. Nikt (prawie) nie robiłby tego tak dobrze ani tak długo za darmo, ale również niewielu ludzi robi to tylko dla pieniędzy. Aby być w tym dobry, musisz myśleć o walce jak o pracy jeszcze zanim stała się pracą. To jest tak jak bycie na etacie – robisz to najlepiej jak potrafisz, nawet wtedy, kiedy nie masz na to ochoty.

Kiedy i jak masz się dowiedzieć, że nadeszła pora, aby zostawić ring i klatkę? Kiedy pieniądze nie są już warte poświęcenia i pasja zostaje stłumiona przez fizyczny ból pogłębiających się starych kontuzji i treningów?

Jeżeli ma się dużo kasy, znacznie łatwiej jest uczciwie odpowiedzieć sobie na powyższe pytania. Oczywiście historia profesjonalnego sportu (sportów walki szczególnie), jest usiana przykładami ludzi, którzy startowali nawet wtedy, kiedy już nie musieli. Jeszcze więcej zawodników zaczynało, bo kochali swój sport; kontynuowali karierę, bo to jedyny znany im sposób na życie i teraz przeciągają swoją sportową egzystancję ponad miarę, bo wydali wszystko, co zarobili i nie potrafią robić nic innego, co pozwoliłoby im utrzymać siebie i rodzinę.

GSP jest wyjątkiem we właściwie każdym znaczeniu tego słowa. Kanadyjczyk realizował swoją pasję i był najlepszym zawodnikiem w swojej (i nie tylko) kategorii na świecie. Zarobił wystarczająco dużo, by uczciwie zapytać samego siebie, czy ciągle go to cieszy. Odpowiedział sobie szczerze na pytanie i po prostu przestał. Życie toczy się dalej i niby nikt nie mówi „nigdy”, ale nie słyszymy o powrocie Georgesa z emerytury.

W wypadku profesjonalnego fightera decyzja o emeryturze jest bardzo ważna. Jeżeli nawet myśli, że ma wątpliwości, to znaczy, że pora na przerwę. Może nawet pora na koniec kariery. To zbyt niebezpieczny zawód, by wahać się przy podejmowaniu decyzji.

Niewielu zawodników może sobie zadać to pytanie uczciwie, ze świadomością, że będą żyli spokojnie dalej niezależnie od udzielonej odpowiedzi. Może gdyby poziom i komfort życia nie był tak mocno związany z aktywnością zawodową, widzielibyśmy o wiele mniej twarzy w oktagonie. Szczególnie tych twarzy, które przywołują nostalgiczne wspomnienia z przed wielu lat.

Scrolluj dalej, albo kliknij tutaj,
by obejrzeć kolejny wpis