Najlepsze jednorundówki w MMA!
Długie 15- lub 20-minutowe boje? To nie tutaj. Dzisiaj przyjrzymy się kilku najlepszym walkom w historii MMA. Wszystkie łączy jedna cecha – nie trwały pełnych pięciu minut. Zapraszamy na najlepsze jednorundówki w MMA!
Don Frye vs Yoshihiro Takayama
Zaczynamy z wysokiego C! Jeden z chyba najbardziej charakterystycznych brawli w historii MMA. Po jednej stronie będący na fali trzech zwycięstw Amerykanin z doświadczeniem piętnastu pojedynków na koncie. Po drugiej Japończyk, który przegrał swoje jedyne dwa występy w MMA, na co dzień profesjonalny zapaśnik. Dzisiaj taki matchmaking nie miałby prawa bytu w największej lidze sportowej.
Przyznam się, że zabierając się za tę listę, nie wziąłem początkowo pod uwagę tego zestawienia. Głównie dlatego, że działo się tak dużo, iż mój mózg nie dawał wiary, że tyle akcji skumulowało się tylko w jednej rundzie. Panowie rozpoczęli od wymiany cios za cios, trzymając się nawzajem w klinczu. Potem przeszli na środek ringu, by dalej wymieniać się mocarnymi seriami. W jednej z takich wymian Frye stracił ochraniacz na zęby. Nie przejął się tym zbytnio. Ostatecznie walka zakończyła się przez ground and pound Amerykanina – Takayama źle wyprowadził obalenie, po którym Frye znalazł się od razu w dosiadzie, gdzie zakończył pojedynek w pół minuty.
Walka trwała wedle oficjalnego czasu 6 minut i 10 sekund. Będzie to najdluższy pojedynek, w dzisiejszym zestawieniu.
Donald Cerrone vs Melvin Guillard
A teraz płynnie przechodzimy od najdłuższej walki na naszej liście do najkrótszej – i prawdopodobnie najkrótszej walki w historii UFC, która dostała bonus za walkę wieczoru.
Naprzeciw siebie stanęli dwaj ulubieńcy fanów – Donald Cerrone i Melvin Guillard. Już w dziesiątej sekundzie Kowboj upadł na deski. Następne dwadzieścia sekund to ostra, bezpardonowa szarża Guillarda, próbującego zostać pierwszym zawodnikiem, który skończy Cerrone przed czasem. Pojedynek chwilowo się uspokoił. Obaj panowie wyprowadzali pojedyncze proste. Zmiana tempa nastąpiła w siedemdziesiątej sekundzie. Cerrone wyprowadził wysokie kopnięcie, które zachwiało Guillardem. Kowboj ruszył na rywala i dokończył dzieła zniszczenia.
Sędzia Josh Rosenthal przerwał ten pojedynek w siedemdziesiątej szóstej sekundzie pierwszej rundy. Rekordowo krótki pojedynek, jeśli spojrzymy, ile emocji dostarczył.
Nick Diaz vs Marius Zaromskis
Strikeforce dzisiaj po raz pierwszy! Kalifornijska organizacja przez lata dała nam wiele świetnych pojedynków. A przed państwem jeden z tych bardziej zapomnianych, które koniecznie trzeba nadrobić. W sześciokątnej klatce spotkało się dwóch topowym półśrednich niezwiązanych kontraktem z UFC. Do narożnika niebieskiego wychodził Litwin Marius Zaromskis, finalista Grand Prix Dream w wadze półśredniej oraz mistrz Japońskiej organizacji. W czerwonym zaś stał niepokorny mieszkaniec Stockton, Nick Diaz. Fajerwerki były gwarantowane.
Zaromskis rozpoczął pojedynek od latającego frontalnego kopnięcia, które chybiło Amerykanina. Litwin poprawił szybką serią dwóch ciosów. Diaz odpowiedział potężnym cepem. Panowie szybko zaczęli szaleńcze wymiany cios za cios na środku klatki. Akcja na chwile uspokoiła się w klinczu, gdzie Diaz poobijął nogę Litwina kolanami. Po powrocie do wymian na środku klatki Zaromskis posłał Diaza na deski, zmuszając Amerykanina do głębokiej defensywy. Po powrocie do stójki panowie poszli na otwarta wojnę, z twarzy Diaza zaczęła spływać krew. Początkiem końca podbrudkowy w pięćdziesiątej sekundzie. Zachwiał on Litwinem, a tak zranionej ofiary Diaz już nie wypuścił. Seria ataków – zwłaszcza na korpus – zakończyła pojedynek na dwadzieścia sekund przed końcem rundy.
Diaz był wyraźnym faworytem bukamcherów. Za jego wygraną płacili 1.38. Na wygraną Zaromskisa natomiast 3.23. Patrząc na przebieg tego pojedynku, trochę nie doceniono Litwina. Nie mniej, świetna walka w wykonaniu Diaza. I mały spoiler – ten pan jeszcze do nas wróci przed końcem artykułu.
Andriej Arłouski vs Travis Browne
Przyszła pora na kolejnego reprezentanta królewskiej kategorii w tym zestawieniu. I, jeśli mam być kompletnie szczery, to chyba drugi, najbardziej szalony bój w wadze ciężkiej, zaraz za pojedynkiem Frye vs Takayama. Był mistrz wagi ciężkiej, Arłouski, podchodził do tej walki na fali czterech zwycięstw z rzędu. W swoich ostatnich dwóch walkach był underdogiem. Również w pojedynku ze swoim byłym kolega z maty, Travisem Brownem, nie był faworytem. Sam „Hapa” miał bilans 1-1 w ostatnich walkach.
Początek pojedynku był nawet spokojny. Panowie wymieniali się pojedynczymi ciosami, mając sporo respektu do umiejętności bokserskich jakimi dysponowali. Spokój runął w około czterdziestej sekundzie walki. Browne ruszył na rywale i został skontrowany aż trzema prawymi sierpami z rzędu. Amerykanin zaczął się wycofywać co wykorzystał Białorusin, ruszając z serią ciosów. Arłouski nie ustępował w ataku, świetnie pracował na wielu płaszczyznach. W pewnym momencie wydawało się że Travis odzyskał pojedynek. Zaczęło się robić spokojnie, Amerykanin nawet trafił celnym lewym ciosem, który lekko zachwiał Białorusinem. Chwilę później Arłouski wyprowadził backfista, który zachwiał Brownem. Arłouski poprawił kombinacją trzech ciosów, z której prawy krzyżowy znowu zachwiał Amerykaninem.
Wydawało się, że Browne zaraz zostanie skończony, zwłaszcza gdy padł na deski na półtorej minuty przed końcem. Amerykanin jednak wrócił i potężnym sierpem położył Arłouskiego. Były mistrz przez moment był bliski kolejnej porażki przez nokaut. Musiał wiec wstać i postawić wszystko na jedną kartę. W stójce wdał się w bijatykę, z której wyszedł zwycięsko. na dziewiętnaście sekund przed końcem rundy zmusił sędziego Marka Smitha do przerwania tej walki.
Cheick Kongo vs Pat Barry
Travis Browne nie wrócił z dalekiej podróży, jaką zafundował mu Andriej Arłouski. Udało się jednak to innemu zawodnikowi kategorii ciężkiej. I prawdopodobnie jest to jeden z najlepszych, jak nie najlepszy powrót w historii MMA. Naprzeciwko siebie stanęło dwóch zawodników z przeszłością w kickboxingu – Checik Kongo oraz Pat Barry.
W zasadzie większość walki była bardzo spokojna. Pierwsza minuta zawierała bardzo mało ciosów. Tak naprawdę panowie ograniczyli się do wymiany uprzejmości przy pomocy niskich kopnięć. Sekwencja, która nadała tej walce status legendarnej, zaczęła się na początku trzeciej minuty walki. Potężny prawy Barry’ego powalił Kongo na deski. Amerykanin rzucił się by dobić niemal nieprzytomnego rywala. Francuz nie zdążył na dobre wrócić do stójki, a znowu już leżał na macie od kolejnego prawego. Gdy wydawało się, że Dan Miragliotta przerwie walkę, Kongo udało się wrócić do stójki. Tam skontrował Barry’ego dwoma sierpami, które kompletnie odcięły Amerykanina. Dobitka od Francuza w zasadzie nie była konieczna.
Szalone czterdzieści sekund MMA. I świetna praca sędziego. Nikt by nie kwestionował, gdyby Miragliotta przerwał to w okolicach drugiego nokdaunu. Jednak dzięki temu dostaliśmy wspaniały powrót Francuza.
Matt Hughes vs Frank Trigg 2
Prezydent UFC Dana White kilkukrotnie określał ten pojedynek jako jego ulubiony w historii. I trudno mu się dziwić. Jeden z kolejnych, wspaniałych powrotów, prawdopodobnie jedna z lepszych walk w historii wagi półśredniej. Dwóch zasłużonych dla dyscypliny zawodników. W skrócie – Matt Hughes i Frank Trigg, po raz drugi w klatce naprzeciwko siebie.
Walkę rozpoczął dobrze Hughes, atakując wysokim kopnięciem i dobrymi kombinacjami bokserskimi. Walka przeszła w klincz. Tam Trigg – świadomie lub nie, nie wiadomo – uderzył kolanem w krocze rywala. Gdy Matt odwrócił się by zakomunikować o tym sędziego, dostał potężną serią ciosów, która zwaliła go z nóg. Sędzia Mario Yamasaki nie dopatrzył się faulu i kazał kontynuować. Trigg zdobył dosiad i starał się wykorzystać sytuację, obijając rywala. Hughes oddał plecy w ramach obrony, a tam Trigg pokusił się po bardzo ciasne duszenie zza pleców.
Bogowie MMA tylko wiedzą jakim cudem Hughes nie tylko tego nie odklepał, ale znalazł w sobie tyle pokładów energii by odwrócić pozycję, podnieść rywala i przejść się z nim do przeciwnego narożnika z potężnym rzutem. Tam to Hughes zdobył dosiad i rozpoczął festiwal zniszczenia soczystym ground and pound. Trigg musiał zrobić to samo co Hughes – odwrócił się plecami do rywala. Mistrz nie zmarnował swojej okazji i szybko dopiął duszenie.
Walka była bliska jednocześnie sensacji i skandalu. Matt Hughes powinien dostać czas po nielegalnym kopnięciu w krocze. Jednak dzięki temu dostaliśmy jeden z najbardziej dramatycznych momentów w historii wagi półśredniej.
Nick Diaz vs Paul Daley
Pisałem, że niepokorny mieszkaniec Stockton jeszcze do nas wróci. Ale pokolei.
Niecały rok po zwolnieniu z UFC, Brytyjczyk Paul Daley miał szansę walczyć dla Strikeforce. Stawką pojedynku był tytuł w wadze półśredniej, który dzierżył wspominany już Diaz. Dla Amerykanina miała to być trzecia obrona tytułu.
Amerykanin zaczął walkę od swojego popisowego thrash-talku, rzucając uwagi w stronę Daleya. Brytyjczyk szybko mu się odpłacił, trafiając Diaza sierpem i posyłając na deski. Na ziemi poczęstował Amerykanina kopnięciem, które minęło głowę o milimetry. Diaz odpowiedział rywalowi w stójce serią kombinacji, którą kontynuował pod siatką. Daley musiał poszukać sprowadzenia. Amerykanin złapał szybko gilotynę, ale Brytyjczykowi udało się wytrwać. Po powrocie do stójki panowie powrócili do wymiany uprzejmości w wymianach cios za cios. Mocniej trafił Daley, chwiejąc Diazem. Ten odpowiedział łokciem. Panowie nie zwalniali i szli w jeszcze ostrzejsze wymiany. Podczas jednej z nich lewy sierpowy zwalił Amerykanina z nóg. Daley ruszył z soczystym ground and pound. John McCarthy był blisko by przerwać w każdej chwili. Brytyjczyk zwolnił jednak, pozwolił Diazowi wrócić do stójki, bo tam czuł się pewnie. Amerykanin trafił go jednak świetną serią ciosów, która zwaliła Daleya z nóg. Tam został skończony na trzy sekundy przed końcem rundy.
Wiele osób zarzucało McCarthy’iemu że przerwał walkę za wcześnie. Te same osoby nie rozumiały, że Daley był kompletnie odcięty. Te trzy sekundy, które zostały, mogły trwale uszkodzić jego zdrowie, gdyby pozwolono na przyjęcie dodatkowych ciosów.