Cejudo vs. Shevchenko jest równie absurdalne, jak i prawdopodobne
Temat ewentualnego pojedynku pomiędzy Henrym Cejudo, a Valentiną Shevchenko coraz śmielej przebija się w świecie MMA. Z jednej strony pomysł wydaje się absurdalny, gdyż walki kobiet z mężczyznami jawią się jako abstrakcja. Co jednak jeśli zainteresowani naprawdę chcą tego pojedynku?
Niewtajemniczonym warto przedstawić mały background. Niedawno Valentina Shevchenko obroniła swój tytuł najlepszej zawodniczki wagi muszej, na dystansie pięciu rund okazując się lepsza od Liz Carmouche. Zainteresowany tym zwycięstwem okazał się… Henry Cejudo, który na Twitterze oświadczył, że chce zawalczyć z „Bullet”. Zawodniczka również pokusiła się o komentarz w tej sprawie. Zapędy „Triple C” oraz postawa Shevchenko powoli sprowadzają fanów MMA do zastanawiania się, czy niebawem otrzymamy w klatce UFC pierwszy pojedynek pomiędzy kobietą a mężczyzną.
Czy taka walka ma sens?
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest to niemożliwe. Przyczyna takiej tezy jest prosta – różnica płci. Nie przypadkowo w różnych sportach oddziela się mężczyzn od kobiet, gdyż uwarunkowania gatunkowe sprawiają, iż panie, poza wyjątkami, nie są w stanie konkurować z facetami.
Z tego tytułu mamy rozdzielenie również w UFC. Obie płcie zapewniają nam wielkie emocje, jak i dobrą kołysankę do snu. Czy warto jednak mieszać te światy? Wydaje się to pomysłem dość absurdalnym. Dowodem na irracjonalność takiej koncepcji może być sytuacja, która miała miejsce w 2014 roku, kiedy to transseksualna kobieta rywalizowała w MMA, co dla jej rywalki skończyło się poważnymi obrażeniami.
A może jednak?
Gdy już przedstawiono główny powód nieorganizowania walki Cejudo – Shevchenko, to czas przejść do realiów codziennego świata. Obecnie UFC to biznes, co dobitnie potwierdził Conor McGregor, dając początek nieco innej działalności organizacji, ponieważ włodarze federacji dają czasem fanom to, co wykreowali sami zawodnicy, regularnie przepychając się w mediach społecznościowych, czy też wywiadach. Takie walki nakręcają oglądalność, przyciągając również tych nieco mniej zainteresowanych dyscypliną.
Tu pojawia się sytuacja utarczek słownych, czyli niejako pierwszy punkt jest odhaczony. Zarówno „Triple C”, jak i „Bulett” nakręcają popyt na walkę, a jeśli wyjdzie im to skutecznie, UFC może podejść do tego pomysłu z biznesowego punktu widzenia.
Czemu ta walka UFC się po prostu opłaca? Bo sam jej fakt oraz konsekwencje z niej płynące będą bardzo marketingowe. Henry Cejudo wyraźnie zmienił swój styl, stając się postacią bardziej medialną, która niesie za sobą kontrowersję. Valentina broni się z kolei umiejętnościami i nie musiałaby ona „podkręcać” swojego zachowania, gdyż samo podjęcie rękawicy z facetem dałoby jej szansę na duży rozgłos. Ponadto precedens w postaci „kobieta vs. mężczyzna” byłby szokujący i rozniósłby się wielkim echem.
Załóżmy, że do walki dochodzi. Wygrywa ją Cejudo i z jednej strony tworzy historię, a z drugiej staje się najpopularniejszym, ale i chyba najbardziej znienawidzonym mistrzem UFC. W każdej kolejnej walce część fanów chciałaby zobaczyć jego upadek, a im dłużej byłby on niepokonany, tym żądza kibiców na jego klęskę rosłaby, co być może przełożyłoby się na słupki oglądalności.
Z drugiej strony wyobraźmy sobie, że zwycięża „Bullet”. Precedens nabiera jeszcze większego znaczenia, środowiska feministyczne szaleją, ale i… UFC również. Kolejna walka Shevchenko zostaje reklamowana szyldem „ta, która pokonała mężczyznę” i historia pisze się sama. Wielu bowiem zwracałoby na sprawę szczególną uwagę.
Takie wydarzenie byłoby także swoistym znakiem czasów, w jakich żyjemy. Czyż wspomniane zestawienie nie byłoby bowiem szaleństwem? Z drugiej jednak czy obecnie nie potrzebujemy albo po prostu nie chcemy takich „dziwactw”, by otrzymać nowe bodźce? Odpowiedzcie przed sobą, czy chcielibyście taki pojedynek zobaczyć.
Wiele zależy od zawodników
Oczywiście finalnie Cejudo vs. Shevchenko nadal nie jawi się nawet jako melodia przyszłości. Dużo w tej sprawie zależy jednak od samych zainteresowanych. Jeżeli pomiędzy tą dwójką zrobiłoby się naprawdę gorąco, a nawet doszło do przepychanek lub innych incydentów, świat mieszanych sztuk walki uważniej skierowałby wzrok na potencjalny pojedynek, mimowolnie naciskając UFC do jego zorganizowania. Dla bardzo sceptycznych warto przypomnieć, że biznes to biznes, a pieniądz nie śmierdzi.