Kiedyś to było…? Historia sportów walki odtrutką na współczesny syf?
„Jaką kupę miał dziś McGregor? Zdjęcia!”, „Dana White na wakacjach…”, „Nowa dziewczyna XXYY…”. Dobra, wystarczy tego gówna. Odpalam zapomniane stronki, trochę sobie poszukam i oddycham z ulgą! Poznawanie historii sportów walki to wartościowa podróż. Może ludzie zawsze mieli swoje wady, a media zawsze szukały sensacji, jednak historia daje pewien dystans. Co mnie w niej urzeka?
Fakty i prawdziwe historie bez pseudowydarzeń
Wielcy bokserzy, wspaniali zapaśnicy, antyczne legendy pankrationu i historyczni wojownicy… Mimo różnych źródeł nie mamy ich przesytu, a najczęściej są to najważniejsze fakty opracowane przez historyków, pisarzy lub prawdziwych dziennikarzy, a nie współczesnych łowców tanich sensacji. Czytając o Sugar Ray Robinsonie poznaję jego wielkie sukcesy i wspaniałą osobowość, poznając polskich legendarnych zapaśników (np. Zbyszko Cyganiewicza czy Teodora Sztekkera) widzę ich ducha walki, pracowitość i prawdziwą klasę nawet gdy zdobyli popularność. Ocalali bokserzy z Auschwitz to prawdziwy triumf sportu nad zbrodniczą ideologią, a wojownicy pankrationu to wzór męstwa, poświęcenia i wytrwałości. Co przeczytam dziś? Nowy samochód, nowa dziewczyna, występ w „Tańcu z gwiazdami”, kolejna spina na ważeniu lub kto ile zarobił. Sytuację ratują biografie i autobiografie, jednak nie oszukujmy się, że są one kroplą w morzu potrzeb. Nie piszę, że współczesny sport nie jest piękny. Klucz w tym, że współczesna medialna otoczka potrafi oburzyć, zniechęcić i obrzydzić nawet najpiękniejszy sport, jakim jest MMA.
Legendy i wartości a nie hajs i ruchanie
Głównymi tematami życiorysów dawnych wojowników są największe zwycięstwa, niezwykłe życiowe historie lub nakreślenie charakteru danej osoby. Czytając o legendarnych wyczynach sportowych i pozasportowych (znaczących wyczynach, nie o żałosnym wyzywaniu przeciwnika) mam wrażenie, że historia weryfikuje, co jest najważniejsze. Prawdziwą, trwałą sławę uzyskuje się wylewając krew, pot i łzy w walce. Przelotna popularność to ładne ciuchy, dobre samochody, głośne i puste hasełka oraz imprezy. Do momentu, w którym nie znajdzie się ktoś ładniej ubrany, z lepszym samochodem, jeszcze bardziej krzykliwym i bardziej imprezowym stylem życia. Nie jest łatwo trzy razy z rzędu zdobyć mistrzostwo olimpijskie. Bycie mistrzem marketingu, mimo że bardzo opłacalne, wcale nie zapewni miejsca na kartach historii. Milion artykułów na pudelku a duży tekst w encyklopedii sportów walki… Conor McGregor zginie w zalewie gównianych newsów, biedni olimpijczycy z Kuby nadal pozostaną wielokrotnymi mistrzami olimpijskimi.
Nauki, przestrogi i spojrzenie z dystansem
Wychodzę z założenia, że czasy się zmieniają, ale ludźmi nadal kierują te same popędy i instynkty. Nie twierdzę, że dawni wojownicy nie wywoływali sensacji, że media nie koloryzowały, a na trybunach nie było tłumów. Wiem jednak, co faktycznie się pamięta. Znajomość historii sportów walki sprawi, że nie będziesz uważał McGregora za najlepszego zawodnika wszech czasów. Jon Jones nie będzie jedynym zmarnowanym talentem. Będziesz śmiał się z kolejnych zapowiedzi zdominowania wagi ciężkiej w ciągu 2 lat. A ten, czy inny stójkowy geniusz w końcu znajdzie swojego pogromcę. Inni kibice będą piali z zachwytu, Ty będziesz wiedział swoje.
Historia jak wino
Wyobrażam sobie historię sportów walki jako lejek z filtrem, który usuwa bezsensowne, bezużyteczne informacje, a pokazuje nam istotę i najważniejsze fakty dotyczące dawnych wojowników. Współczesne, skomercjalizowane sporty walki są jak niewyklarowane wino pełne syfu. Co prawda da się poczuć pewien smak, ale zajeżdża drożdżami. Wspomnienia starych wojowników są jak wino z klasą, dojrzałe, pełne smaku i ducha. Które z nich bardziej Ci posmakuje?