MMA PLNajnowszeConor McGregorCzas atencyjnych kurwojowników? Zachowania z klasą, sportowe emocje a medialny syf

Czas atencyjnych kurwojowników? Zachowania z klasą, sportowe emocje a medialny syf

„Nieważne, co mówią. Ważne, by nie przekręcali nazwiska…” – oto stara zasada showbiznesu. MMA tak się rozwinęło, że nawet media branżowe mają ograniczone miejsce. Trzeba walczyć o uwagę wszelkimi, coraz gorszymi sposobami, by być popularniejszym od konkurenta. Środowisko samo się nakręca. „Attention whore” to kolejny trend w MMA?

Foto: thesun.co.uk

„Attention whore” w internetowym slangu to „osoba żądna uwagi i zainteresowania innych stosująca zazwyczaj w tym celu prowokację i nieetyczne metody”. Pełne sprzeczności połączenie wojownika z „atencyjną kur*ą” powstaje na naszych oczach. Z jednej strony etos pracy, wytrwałości, charakteru i szacunku do przeciwnika, a z drugiej próżność, napastliwość, brak umiaru i klasy. Tak rodzi się „atencyjny kurwojownik”, który osiągnie poziom sportowy ciężką pracą, ale żeby z tego mieć normalnie pieniądze, będzie przekraczał kolejne granice, byle tylko być rozpoznawalnym. Co z tego, jeżeli będą o nim pisać źle? Nic z tego!

Najgorsza wcale nie jest zła opinia w środowisku, które i tak jest pokłócone i jaki byś nie był dobry, będziesz miał hejterów. Czasy się zmieniły. Teraz najgorsza jest obojętność. Jeżeli media wolą pisać o tym, kogo tym razem obraził Conor McGregor niż o świeżo dodanych starciach w rozpisce kolejnego UFC to wiedz, że coś się dzieje. To jest właśnie atencyjność w czystym wydaniu. „Attention whoring” zaczyna się tam, gdzie kończy się granica sportowych emocji, a zaczyna sztuczny medialny syf. Każdy będzie widział to odrobinę inaczej. Potraktujcie więc przedstawiony podział jako coś bardzo subiektywnego.

Zachowania z klasą nie zniknęły. W klatce przeważnie nadal istnieje szacunek dla przeciwnika, wojownicy biorą udział w akcjach charytatywnych, pomagają chorym, biednym, opuszczonym.  Warto to nagłaśniać, ale chyba nie odkryję Ameryki, że media interesują się tym coraz mniej, bo lepiej sprzeda się kolejna facebookowa sztuczna spina między dwoma medialnymi zawodnikami. Zachowania fair play istnieją. Najczęściej po walce. Dlaczego? Bo po pojedynku jest już po wszystkim i nie zawsze chodzi o zakończenie gry psychologicznej. Właśnie teraz możesz mieć w d… cały marketing i otoczkę, bo zrobiłeś swoje i masz czas wytchnienia. Kilka chwil po walce to czas na esencję sportu, na chwilę normalności. Dlaczego dopiero wtedy jest przybijanie piątki i okazywanie szacunku? To smutne i jednocześnie radosne. Smutne, bo pokazuje, że zachowania z klasą są mniej atrakcyjne i „niezarobkowe” w porównaniu do sztucznej medialnej napinki. Radosne, bo pokazuje, że agresywnych buców wśród zawodników jest niewielu. Oczywiście pomijam faktyczną osobistą niechęć między ludźmi – najczęściej zbyt skomplikowaną, by zajmować konkretne stanowisko. Mimo wszystko, newsy o szacunku między zawodnikami to rzadkość, seria newsów o kolejnych fazach udawanego konfliktu to rzeczywistość.

Sportowe emocje (nie zawsze pozytywne), też w swojej istocie nie są niczym złym. Istniały od zawsze. Zarówno na amatorskich zawodach, jak i w walkach zawodowych.  Dotyczą realiów życia wojownika. Nie tego wyimaginowanego medialnego obrazu, ale tego, z czym zmaga się wielu z nas. Czym sportowe emocje różnią się od medialnego syfu? Są naturalne, spontaniczne, nie są prowokacją i nie są obliczone na zainteresowanie mediów. Po prostu istnieją, bo każdy wojownik ma swój charakter i swoje uczucia. Medialny syf zawsze jednak będzie je udawał. Najbardziej bawi mnie wyreżyserowana wrogość na konferencjach prasowych, zaczepki w stronę przeciwnika tylko po to, by media podchwyciły temat i rozdmuchały mało ważne wydarzenie do granic możliwości. Główna różnica? Sportowe emocje domagają się ich uwolnienia, a nie uwagi portali internetowych. Nie jest problemem gdy widać faktyczną niechęć między zawodnikami. Problemem jest, gdy skaczą sobie do gardeł, ale na nagraniach widać, że obaj mają z tego niezłą zabawę.

Medialny syf to temat rzeka. To większość newsów, które nie wnoszą absolutnie nic. Są jak kolejny odcinek „Mody na sukces” czy jakiegoś głupkowatego reality-show. Jak się wkręcisz, oglądasz jak głupi i tracisz czas. Medialny syf to clickbaity. Obrazki, krótkie filmiki, „zobacz jak” itp. Itd. Prosty przekaz dla prostego odbiorcy. Rzadko kiedy są to realne, niewyreżyserowane wydarzenia. Najczęściej są to właśnie prowokacje, działania pod publiczkę itp. News o kolejnej walce dodanej do rozpiski jest nudny. Informacja o nowym aucie sławnego zawodnika zaciekawi masy. Spece od wizerunku namawiają, by wojownik zachował się tak i tak, dadzą cynk dziennikarzom i na naszych oczach tworzy się pseudowydarzenie. Nic nie znaczące, ale bardzo emocjonalne, bo dopracowane właśnie w ten sposób, by takie emocje wywoływać. I raz na jakiś czas fajnie jest się pośmiać i wytropić sztuczność przekazu. Jeżeli jednak co drugi news jest tego typu, człowieka krew zalewa i ma dość. Medialny syf ma właściwości samonapędzające. Musisz przebić ostatnią głupią akcję, czyli zrobić coś jeszcze bardziej głupiego. Musisz wyprzedzić konkurencję, bo media mają ograniczony czas. To właśnie taka „walka” tworzy atencyjnych kurwojowników.

Kiedy minie ich czas? Obawiam się, że nieprędko. To dopiero początek.  Każdy chce zarabiać tyle co McGregor. Zabezpieczeniem przed „attention whoringiem” jest postawienie sobie granic. Musisz się jednak liczyć z tym, że nie każdy takie granice musi mieć, bo chce zarobić więcej kasy. I chyba tylko utopijne powszechne znudzenie medialnym syfem i zwrot w kierunku wartościowych treści może być receptą.

A co ja tam piszę… Pewnie już niedługo zobaczymy jak dwóch atencyjnych kurwojowników obrzuca się na konferencji najprawdziwszym gównem. To byłby hit clickbaitów! Do dzieła, panowie!!! Kto pierwszy, ten lepszy. Media już czekają, by o tym napisać.

Scrolluj dalej, albo kliknij tutaj,
by obejrzeć kolejny wpis