Piotr Pasieczny: MMA w kajdanach wieśniactwa…
Coraz mniej chce mi się oglądać przegięty cyrk McGregora i Mayweathera, nie chcę widzieć palonych lub rzucanych flag i prostackich zachowań sportowców, nie czytam komentarzy internautów, nie klikam na medialne brukowe sensacje … Cały Internet zalała wielka fala prostactwa. Do obecnych czasów dostosowują się: zawodnicy, media, komentatorzy. Kajdany wieśniactwa zaciskają się coraz mocniej.
Na początek małe rozróżnienie terminologiczne. Wieśniactwo to styl zachowania – prostactwo, płytkość, głupota. Nie ma żadnego związku z pochodzeniem. Określenie „wieśniak” dotyczy stylu zachowania, a nie miejsca zamieszkania… Jako człowiek ze wsi wiem, o czym piszę. I obserwuję ogólną tendencję. To nie tylko świat MMA zmaga się z tym problemem. Powszechne zdziczenie, skrajne uproszenie komunikacji, zainteresowanie się sprawami błahymi, często intymnymi – w dobie powszechnego Internetu to właśnie takie zjawiska wiodą prym. Pudelki, brukowce, tanie rozrywki – Internet jest zalany całym tym „crapem”. Nie ma czasu, nie ma miejsca na coś faktycznie ciekawego, czemu trzeba poświęcić trochę dłuższą chwilę i zaangażować trochę więcej szarych komórek. Jako że MMA jest nie tylko sportem, ale również showbiznesem, zaczynają obowiązywać tutaj takie same zasady.
Właśnie zerkam na Mayweathera chodzącego po ringu i nie odstępującego go na krok McGregora. To kolejny dzień szopki w stylu chamskiego, tępego Wrestlingu. Wyzwiska, pajacowanie, robienie z siebie zwierzaka (czy tylko mi McGregor przypomina małego, napuszonego kogucika?). Floyd giba się jak „p***dolony rezus”, za nim łazi Conor, przedrzeźnia go, wykonuje jakieś obsceniczne gesty. Flesze błyskają, tłum wiwatuje, promotorzy w głowie liczą kasę. Zachowania stadne, plemienne. Stado małp daje ujście swoim najprostszym instynktom. Bisping targa flagę Kuby – państwa, w którym żyje 11 milionów mieszkańców. Romero pali zdjęcie Bispinga z flagą brytyjską – symbolem 65-milionowego kraju. Odpowiedzialność za zachowania? Nie w obecnych czasach. To już nie te lata, w których Fiodor Jemielianienko był wzorem wojownika i zachowania poza ringiem lub klatką. Coraz częściej aby być popularnym, musisz zachowywać się jak zwykły cham.
Wszystkiemu wtórują media. Podgrzewają emocje. Zamiast informować, wyjaśniać i analizować zjawiska z bezpiecznego dystansu odgrywają rolę naczelnego wieśniaka najbardziej zaangażowanego w show. Świadomie zachowują się jak nachlany wieprz w przepoconej koszuli, który dorwał się do megafonu. Zamiast pilnować poziomu skupiają się na jak największej liczbie kliknięć. Szukają prostych, przygłupich czytelników dostosowując do nich swój przekaz. Faktycznie znacząca informacja ustępuje miejsca kolejnej konferencji prasowej objazdowego cyrku McGregora i Mayweathera. Dają przyzwolenie na bezwzględne, bezmyślne oceny, a często przewodzą stadu neandertalczyków rzucających kamieniami w co popadnie.
Internetowi komentatorzy… To temat-rzeka. Coraz częściej czytają nagłówek, oglądają zdjęcie, maksymalnie zaznajomią się z pierwszym akapitem, coraz rzadziej są w stanie go zrozumieć. Nie zapuszczają się dalej. Są zalani ilością informacji, której nie są w stanie ogarnąć. Ale to wystarczy by napisać komentarz. Jedno zdanie. Po co więcej? „Pi***dolenie”, „XXX to dz**ka”, „Prawda!”, „G**no prawda!” – jak podpity „Czesiek” przed telewizorem, który żywo komentuje „Dlaczego ja?” lub inny telewizyjny show na jego poziomie. Przeciętny komentujący już w coraz mniejszym stopniu faktycznie interesuje się sportem. Coraz częściej jest to zwykły pozer, który chce zgrywać kozaka w Internecie, bo w normalnym życiu mu nie zawsze wychodzi. Pod płaszczykiem eksperta toczy boje z innymi „specjalistami” kontynuując jałowy, żałosny spór.
Coraz częściej przychodzi ochota zdystansować się totalnie i przeczekać całe to zamieszanie. I założę się, że jest coraz więcej takich osób, które kiedyś żywo interesowały się MMA, jednak obecnie filtrują informacje i udzielają się coraz mniej. Walkę obejrzą, oleją otoczkę i medialne sensacje. Znajdą sobie swój własny sportowy kącik, tam będą działać i raczej tam pozostaną, by odciąć się od powszechnego zidiocenia.