Młodzi emeryci, walczący dziadkowie? „Wirus MMA”
Podczas gdy 33-letni Anthony Johnson jest już po zakończeniu kariery (póki co), 47-letni Chuck Liddell rozważa powrót do klatki. Nagłe sportowe emerytury i wielkie powroty po latach zdarzają się coraz częściej. Coś jest w tym MMA, że odpycha i przyciąga jednocześnie. Kasa kasą, ale coś jest na rzeczy.
Johnson tak naprawdę był w czasie rozkwitu swojej kariery. Zawsze czegoś brakowało do zdobycia mistrzostwa, jednak nie mam wątpliwości, że było ono w jego zasięgu i wojownik miał jeszcze czas, by je zdobyć. „Rumble” podczas walk o pas po prostu nie potrafił w pełni pokazać tego, co bez problemu robił w poprzednich starciach. Jeden z najmocniej bijących zawodników w UFC najprawdopodobniej spalał się psychicznie na ostatnim etapie osiągania mistrzostwa. Świat się jednak nie kończy po przegranym pojedynku o pas. „Rumble” to niesamowity wojownik, który mógł jeszcze wiele zarobić, a być może w końcu zostać mistrzem. Był przyzwyczajony do ciągłych treningów, miał zapewne jeszcze kilka ładnych lat kariery przed sobą… ale postanowił przejść na sportową emeryturę. Życie zawodnika to jedno wielkie pasmo poświęceń, utrapień i niepewności. I nie dziwię się, że w pewnym momencie pojawia się pytanie: „A może by to wszystko rzucić i…”.
No i nie zawsze da się dokończyć, bo nie zawsze są inne perspektywy. Najprawdopodobniej „Rumble” myślał nad tą decyzją. Być może ma jakiś plan, który da mu dostatnie, spokojne życie bez utrapień codziennego treningu, doprowadzania organizmu do skraju wytrzymałości. Rozsądny wojownik wie, że nie będzie walczył do końca życia, więc musi być plan „po”. Jest to do zrealizowania, czasami jest to bezpieczniejsze, przyjemniejsze i ogólnie bardziej atrakcyjne niż nieustanny reżim treningowy. Może nie zawsze da się zarobić tyle kasy, ale przynajmniej możesz korzystać z życia tak, jak chcesz. Georges St-Pierre odwiesił rękawice na kołek, bo był spełnionym sportowcem. I co? Wrócił do walki.
Kasa się skończyła? Być może. Poczuł głód walki? To też jest prawdopodobne. Nie ma wątpliwości, że kasa jest głównym motywatorem, ale nie można zaprzeczać, że liczy się też pewien prestiż i zadowolenie z siebie. Światła, muzyka, adrenalina, radość zwycięstwa i świadomość bycia w centrum uwagi na pewno sprawia, że występ na gali nadal ma w sobie to coś. Coś, co jednak się nie nudzi i do czego z chęcią się powraca. Emerytowanym wojownikom śnią się najpiękniejsze sportowe momenty w ich życiu i wracają wspomnienia zdobywania mistrzostwa, najlepszych starć, przygotowań itd. To nie tylko kasa, ale chęć powtórnego spróbowania walki, zrobienia czegoś ekscytującego. Emeryt MMA to bardzo często osoba, której trudno usiedzieć na jednym miejscu. Tak jak walka uczy myślenia, ciągłej aktywności i ciężkiej pracy, tak wpojonego bezwzględnego nakazu działania nie da się łatwo wyzbyć.
Nawet Chuck Liddell, który ostatnią walkę stoczył już prawie 7 lat temu, myśli o powrocie. Nie wiem, na ile to możliwe i kto miałby być przeciwnikiem „Icemana”, ale kibice z chęcią zobaczyliby swojego bohatera w akcji. Nie sądzę, by Chuck narzekał na brak kasy, bo widać, że potrafił o siebie zadbać po zakończeniu kariery zostając wiceprezydentem ds. rozwoju organizacji. Są różne drogi do bogactwa. Niektóre mogą być bardziej opłacalne niż występy w klatce. Tylko Chuck Liddell potrafi odpowiedzieć, co znów pcha go do walki, ale mam wrażenie, że może chodzić o coś więcej niż tysiące „zielonych”.
Anthony Johnson został zarażony „wirusem MMA”. Trudno będzie nie myśleć o powrocie i dokończeniu marszu do mistrzostwa wagi półciężkiej UFC. I nie chodzi tylko o kasę. Coś mi mówi, że jeżeli zdrowie pozwoli, Anthony Johnson kiedyś znów stanie się „Rumble” Johnsonem i w końcu zdobędzie pas.