„Kornik” Sowiński vs. polska mentalność, czyli jak się dobrze sprzedać?
„ (…) drugi raz da w pqape ci pizdu szanuj łódzkich figteruw” – oto oryginalna pisownia jednego z komentarzy pod wywiadem z Arturem „Kornikiem” Sowińskim. Śląski wojownik ma fanów, jednak ostatnio najaktywniejsi są jego hejterzy. Pewność siebie i świadomość własnej wartości spotyka się ze specyficzną mentalnością części kibiców.
W „Dniu Świra” doskonale pokazującym ludzkie wady szarzy, zwykli obywatele modlili się przed snem:
„(…)Modlitwę moją zanoszę
Bogu, ojcu, i synowi,
D**ierdolcie sąsiadowi
Dla siebie o nic nie proszę
Tylko mu do**ajcie proszę
Kto ja jestem? Polak mały
Mały, zawistny i podły (…)”
Nie da się zaprzeczyć, że „Kornik” osiągnął sportowy sukces i chce z niego czerpać jak najwięcej. Ma do tego pełne prawo. A owoce sukcesu zdobywa się nie tylko w klatce. Trzeba być medialną osobą, by te owoce zerwać. Jako mistrz udzielał wielu wywiadów, musiał wyrażać swoje zdanie na różne tematy. Otwarcie mówił o swoich planach, odważnie oceniał umiejętności swoje i przeciwników. Nic nowego, na Zachodzie jest to na porządku dziennym. Świadomość własnej wartości i odważne deklaracje z reguły są odbierane jako coś pozytywnego. M.in. to dzięki takim postawom Amerykanie wiodą prym w wielu, również pozasportowych obszarach.
Wśród wojowników UFC mamy mieszankę stylów walki, charakterów, sposobów wypowiedzi. Odważnie mówią o sobie Conor McGregor, Michael Bisping, swego czasu Chael Sonnen i wielu innych. Oczywiście, również oni mają hejterów (szczególnie uaktywniających się po ich porażkach), jednak ich odwaga najczęściej bywa doceniana. W Polsce przeraża mnie jednak skala hejtów, które powoli stają się najczęstszymi komentarzami pod wywiadami z „Kornikiem”. Zwyczajowo jest to pewien odsetek komentujących, tutaj negatywne wpisy zaczynają przeważać. Gdy zastanawiam się, skąd bierze się tego przyczyna, dochodzę do smutnych wniosków.
„Kornik” otwarcie mówi o swojej samoocenie. Akcentuje swoje mocne strony. Co ciekawe, chyba niewielu komentujących zauważa, że wojownik w gruncie rzeczy nikogo nie obraża a jeżeli dochodzi do ostrzejszej wymiany zdań, jest to raczej gra psychologiczna przed walką. Zachowuje granice przyzwoitości, nie rzuca mięsem, a w komentarzach pod jego wywiadami tych obraźliwych słów jest naprawdę dużo. To fakt, że często wyzywa do walki i uważa się za lepszego zawodnika, ale czy to jest coś złego? Wchodząc do starcia ma uważać się za tego słabszego? Co prawda bardzo dużo gdyba, ale ma do tego prawo, bo MMA jest nieprzewidywalne, szczególnie na tak wysokim poziomie. Opowiada o walkach z „Popkiem”, „Koksem” i „Pudzianem”? Potraktuj tę wypowiedź z odpowiednim dystansem proporcjonalnym do dystansu Sowińskiego. Po prostu „Kornik” czuje się pewnie i nie boi się o tym mówić.
I mam wrażenie, że to właśnie sportowy sukces połączony z pewnością siebie i zdolnością do samooceny tak bardzo irytuje część internautów. Niektórych doprowadza wręcz do chorobliwej, przesadzonej nienawiści, np. „Kornik jednostrzałowiec”, „ciota mocna tylko w gadce”. Cieszę się, że „Kornik” nic sobie z tego nie robi i nie ulega hejterom. Czasami w ramach rozrywki wchodzę na facebookowe profile słownych agresorów. Jest to bardzo zabawne, gdy wyobrażam sobie starcie „Kornik jednostrzałowiec” vs. hejter.
Kibicom MMA zależy, by środowisko było uważane za ludzi pewnych siebie, odważnych i inteligentnych. Paradoksalnie właśnie za to jest hejtowany „Kornik”. Polecam trochę wyluzować i zastanowić się, co by było, gdyby każdy były lub obecny mistrz KSW był zawodnikiem przygłupim, zakompleksionym, stroniącym od mediów i od kibiców. Doceniajmy skromność, ale szanujmy też pewność siebie i inteligencję.