Kliki, lajki i udostępnienia… MMA w pustym świecie Internetu
Ponad 5 milionów polubień na Facebooku, każdy post to nawet kilkadziesiąt tysięcy wyświetleń i setki udostępnień – to wyniki oficjalnego konta Conora McGregora. Mistrz promocji nastawia się na media społecznościowe, bo wojna o kliknięcia nie ominęła świata MMA. Nic nie poradzimy, ale warto zauważać, jaki wpływ może to mieć na nasze środowisko.
Albo się wyróżnisz, albo zginiesz w świecie, w którym każdy walczy o choć odrobinę uwagi i poświęcenia nawet kilku sekund swojego czasu. Wystarczy, że siądziesz przez chwilę przed komputerem, odpalisz Facebooka i kilka ulubionych stron, a już jesteś przeładowany olbrzymią dawką informacji. Każdy walczy o Twoją uwagę, bo wraz z kliknięciem rosną wpływy od reklamodawców, z każdym lajkiem lub udostępnieniem taki Conor McGregor może dotrzeć do grona Twoich znajomych. Internet, również media społecznościowe są jednym wielkim miejscem handlu, dlatego firmy już dawno nastawiły się na ten kanał komunikacji. Nie zrobisz dobrego biznesu, jeżeli tam nie zaistniejesz, a chcesz trafić do młodych konsumentów. Również jeżeli jesteś sportowcem, a większość Twoich kibiców codziennie wchodzi na Facebook.
Nie jest możliwe, byś wychwytywał każdą treść, której autor chce do Ciebie dotrzeć. Przeładowanie informacjami oznacza konieczność ich selekcji. A najłatwiej selekcjonować informacje uproszczone do granic możliwości. Jak najmniej treści, jak najwięcej emocji – to skrótowa zasada pozwalająca na dotarcie do jak najszerszego grona odbiorców. Pisanie odchodzi w niebyt, liczą się krótkie filmiki, zdjęcia i memy. Kolejne nagranie z treningów, awantur lub imprez Conora McGregora osiągnie większą liczbę wyświetleń i przyciągnie przed ekrany więcej ludzi niż informacja prasowa o zmianie zasad walki w UFC (co jest naprawdę istotnym wydarzeniem). Chyba nie muszę podpowiadać, co będzie miało większe znaczenie dla świata MMA, również wpływ na starcia Conora.
Obecnie to nie treść decyduje. Choćby dlatego, że nie zawsze jest czas na zapoznanie się z nią. Liczy się forma. Wszelkie zachowania są spłycone do granic możliwości. I niejako koniecznością staje się dla zawodnika bycie głośnym i obecnym wszędzie. Nie ma czasu na rozwinięte myśli, bo inaczej „TL:DR” (too long, didn’t read). Nie każdemu wojownikowi to pasuje, ale to właśnie Internet i media społecznościowe pokazują, jak bardzo ktoś jest popularny. Coraz częściej wyzwaniem dla młodych perspektywicznych zawodników staje się bycie atrakcyjnym marketingowo. Oficjalny profil to już niemal obowiązek, a większość woli trening niż robienie sobie napinkowych zdjęć oraz siedzenie przed komputerem, wrzucanie ich do sieci, śledzenie komentarzy oraz odpowiadanie na pochwały i zaczepki. Chcesz zarabiać? Masz być internetowym ekshibicjonistą, mimo że pewne rzeczy wolisz zachować dla siebie.
Robienie czegoś wbrew sobie ma też kilka minusów dla całego środowiska, nawet jeżeli finansowo się opłaca. Już teraz o faktycznych zarobkach decyduje popularność (czyli kliki, lajki i udostępnienia), a nie jakość sportowa. I największym zagrożeniem jest to, że ten stan może się pogłębić. Już teraz federacje są oskarżane o czysty marketing i olewanie poziomu sportowego, a może być jeszcze gorzej. Sytuacja przerostu formy nad treścią w mediach społecznościowych to konkretny obraz tego, co ogólnie dzieje się na całym świecie w różnych dziedzinach.
Media społecznościowe są zarazem przeładowane jak i puste w treści mimo bardzo rozwiniętej, atrakcyjnej formy. Mam nadzieję, że nie stanie się to samo z wojownikami i całym naszym środowiskiem. Nie zawsze zwierzak na macie idzie w parze ze zwierzakiem mediów społecznościowych. W pewnym punkcie to wszystko się wyklucza. Lepiej zakończę ten tekst, bo „TL:DR”.