Wszystkie grzechy Conora McGregora
Wielu go kocha, ale jeszcze więcej nienawidzi. Irlandzki supergwiazdor podbił szturmem UFC, zostawiając za sobą masę znokautowanych rywali i jeszcze więcej kontrowersji. Mówi się już od dawna, że „Notorious” nie ma fanów, a wyznawców, nie widzących wad swojego idola. A tych jest sporo. Dlatego warto przypomnieć sobie, co robił McGregor – bez owijania w bawełnę ale też bez dyskredytowania jego umiejętności sportowych.
Trash Talk
Gdybym miał to poetycko ubrać, to Tito Ortiz byłby dziadkiem, Chael Sonnen ojcem a „Notorious” synem trash talku. Bo Conor lubi gadać. Dużo. Jeśli jednak odetniemy teksty McGregora z jego nazwiska, włożymy je w usta jakiegoś anonimowego zawodnika – kogoś w stylu Guana Wanga czy Michaela Trizano – to nagle nie są takie wybitne. Teksty Irlandczyka to głównie:
Fuck you
I’ll make you rich
Fuck them
I dont give a fuck
You are broke
Fuck <imię delikwenta>
I inne tego typu. Zdarzają mu się perełki, gdzie błyszczy inteligencją, ale przeważnie to rzucanie fuckiem oraz gadanie o forsie. Daleko temu do tekstów chociażby Muhammada Aliego („zbije go tak mocno że będzie nakładał kapelusz poprzez łyżkę do butów”). Conor uderzył w niskie instynkty. Budował tym osobę pewnego siebie. Ale jednocześnie skurwił MMA. Zmienił na niekorzystne definicje trash talku. Teraz każdy zawodnik, chcący zbudować historie, przeklina bez przekonania czy inteligentnych odzywek, bo to wyraźnie spodobało się Amerykańskim Jonhom Smithom. Bo wiecie zapewne, że trash talk ma budować historie. Można budować ją w stylu Patryka Vegi albo w stylu Christophera Nolana. Do kogo porównuję Conora tutaj? Na pewno nie do reżysera „Incepcji”.
Wstrzymywanie dywizji – I bezkrólewie
Jest 14 grudnia 2015. Conor McGregor błyskawicznie ubija Jose Aldo, stając się czwartym Europejskim mistrzem UFC. W wadze piórkowej czeka na niego Frankie Edgar oraz idący jak burza Max Holloway. Ba, błyskawiczny rewanż z Brazylijskim dominatorem również był do obronienia, zwłaszcza przy absurdach, w jakich rewanże były już zestawiane. Zamiast tego McGregor wyłożył środkowy palec w mieszane sztuki walki. Irlandczyk, zamiast spełniać mistrzowski obowiązek obrony pasa, poleciał do wagi lekkiej na pojedynek z ówczesnym mistrzem, Rafaelem Dos Anjosem.
Pojedynek z Brazylijskim potworem nie doszedł jednak do skutku, bo RDA złamał stopę na 11 dni przed walką. Irlandczyk miał wtedy wyboru dwóch zawodników – kompletnie roztrenowanego Nate’a Diaza albo wracającego świeżo co po mocnej wygranej Donalda Cerrone. McGregor, z sobie tylko znanych powodów, wybrał nieprzygotowanego Stocktończyka. Walka odbyła w limicie 170 funtów. Diaz okazał się za twardy dla Irlandzkiego gwiazdora, i poddał go w drugiej rundzie. Wiele osób myślało, że upokorzony wagę wyżej Irlandczyk wróci do „swojej” kategorii, by bronić pasa. I niestety – nie mieli racji.
McGregor dążył do rewanżu za wszelką cenę. Za nic miał mistrzowski pas, kategorię i sport. UFC, mając oczy przesłonięte dolarami, zestawiło zarówno drugi pojedynek z Diazem jak i walkę o tymczasowy pas wagi piórkowej, który prawie otwierał kartę główną gali UFC 200. Doszło więc do sytuacji bez precedensu, kiedy to aktualny mistrz był zdrowy, miał zestawioną walkę, ale i tak trzeba było urządzić walkę o pas tymczasowy. Wszystko z powodu Irlandzkiego celebryty. Niby był tam jako mistrz, ale go nie było, trwało bezkrólewie.
Wstrzymywanie dywizji – II bezkrólewie
Po udanym zrewanżowaniu się Diazowi w sierpniu 2016, McGregor nawet nie próbował udawać chęci obrony mistrzostwa. Ruszył na „podbój” wagi lekkiej, od razu dostając walkę o pas z Eddiem Alvarezem. Irlandczyk wygrał przez techniczny nokaut w drugiej rundzie, zostając pierwszym podwójnym mistrzem w historii UFC. Gdy 16 dni później odebrano mu tytuł wagi piórkowej, można było mieć nadzieję na pierwszą obronę McGregora. Conor wolał jednak znowu pokazać środkowy palec sportowym wartościom mistrzowskiego pasa. Po drobnych wakacjach zaczął dążyć do superwalki z Floydem Maywheatherem Juniorem. Irlandczyk przegrał w 10 rundzie przez techniczny nokaut, będąc pierwszym od 10 lat zawodnikiem, którego Floyd skończył.
W międzyczasie w kategorii lekkiej trwało tak naprawdę bezkrólewie, jak w każdej dywizji w której Conor tylko udawał, że panuje. O faktyczny pas – mimo że oficjalnie tymczasowy – zawalczyć mieli Kevin Lee i Tony Ferguson. „El Cucuy” poddał „MoTown Phenoma” w trzeciej rundzie. Z racji że Irlandczyk ciągle wolał bawić się na imprezach zamiast bronić pasa, ustalono, że Ferguson zawalczy z Chabibem Nurmagomiedowem o faktyczny pas.
Między grudniem 2015 a kwietniem 2018 odbyły się dwa bezkrólewia. Wszystko za sprawą jednego człowieka, który pokazywał, że jest tylko zdobywcą a nie królem. Gdy Germaine de Randamie próbowała panować bez panowania, UFC szybko zabrało jej pas. Szkoda, że nie byli tacy szybcy w wypadku Irlandczyka.
Zero konsekwencji
Gdy w 2014 Jason High popchnął sędziego, Dana White nie mógł się naprzeklinać, jak bardzo ohydne jest podnoszenie ręki na sędziego. Mówił coś w stylu, że nie ważne co się przed chwilą stało, w klatce sędzia jest nietykalny. No, przynajmniej w klatce UFC i tylko, jeśli nie walczy McGregor. Notorious gościł w Dublinie na gali Bellator 187, gdzie walczył jego klubowy kolega. Po wygranej Charlie Warda, Conor wbiegł do klatki. Nie spodobało to się sędziemu Marcowi Goddarddowi, który nakazał McGregorowi opuścić arenę walki. Irlandczyk, wyraźnie obrażony uwaga, podbiegł by pchnąć sędziego. Notorious zrobiłby prawdopodobnie więcej, gdyby ochrona w porę ich nie rozdzieliła. Gdy Conor ponownie próbował dostać się do klatki, uderzył przedstawiciela Bellatora.
Ze strony UFC próżno było szukać jakiegoś stanowiska wobec niecodziennego wybryku Irlandczyka. Fanboye Conora oczywiście piali z zachwytu, że ich idol robi co chce. Ten brak konsekwencji doprowadził do utworzenia się w Conorze poczucia bezkarności. I to poczucie tylko rosło.
Atak na autobus
Jeżeli mam wskazać najbardziej absurdalny moment roku 2018, byłby to fight week dla UFC 223. McGregor miał w tym swój udział, powiedział bym że nawet kluczowy dla wielu aspektów, ale po kolei.
We wtorek Chabib Nurmagomiedow skonfrontował się w hotelu z przyjacielem Conora, Artemem Lobovem. Do niczego wielkiego nie doszło, ot Rosyjski Młot tylko się wystraszył. Irlandczyk nie mógł jednak zostawić czegoś takiego i wsiadł w samolot. W środę podbił ze swoją ekipą do Barclays Center, gdzie odbywał się media trening. Gdy zawodnicy wsiedli do autobusów, Notorious wkroczył na parking i zaczął z ziomkami wywoływać Chabiba. Gdy to nie poskutkowało, rzucił wózkiem w okno autobusu. Rozbite szkło trafiło do oka Raya Borga i w czoło Michaela Chiesy, zmuszając komisję do odwołania ich walk. Samo UFC zdjeło z rozpiski jeszcze Lobova za współudział w ataku.
McGregor zrobił rzecz godną potępienia – zaatakował zawodników poza klatką, narażając ich zdrowie na poważny uszczerbek. Fanboye oczywiście nie odpuszczały. Na mediach społecznościowych fani Conora piali z zachwytu, jaki jest zajebisty. Bo wiecie, świetne jest bycie zwykłym bandytą, a sytuacja gdy ktoś mógł stracić oko to po prostu majstersztyk.
Dana White oczywiście w pustych słowach bez pokrycia potępił McGregora. Ale nie przeszkodziło mu to w użyciu materiałów z ataku do promocji kolejnej walki Irlandczyka.
UFC 229
Gwiazdor UFC widząc swoją bezkarność, postanowił pójść niemal na całość w promocji swojego pojedynku z Dagestańczykiem. Spóźniał się na konferencje, atakował medialnie jego ojca i kraj pochodzenia, robiąc czasami podchody do pociśnięcia w stronę religii Chabiba. To samo co wcześniej, bo nikt z Brazylii nie rzucił w niego bumerangiem ani nie stała się tragedia. Możliwe, że gdyby wcześniej ktoś go opamiętał, nie doszłoby do incydentu z gali UFC 229.
McGregor przegrał wtedy pojedynek po niemal całkowitej dominacji Nurmagomiedowa. Jego trener od Jiu-Jitsu – Dillon Danis – rzucił kilka obelg w kierunku Dagestańczyka. „Orzeł” nie wytrzymał i ruszył bić się z całym narożnikiem Conora. Rozpętała się awantura. Pomimo wielu nagrań, zarówno od UFC jak i widzów, ciężko ustalić dokładny ciąg wydarzeń. W obawie o bezpieczeństwo, kazano wyprowadzić mistrza i pretendenta. Fani zaczęli się bić między sobą poza areną. Zatrzymano 30 osób.
Fani McGregora bili na alarm, że Chabiba należy ukarać, wykazując typową dla lachociągów hipokryzje (od autora – przez lachociągi mówię o bezrefleksyjnych fanach Notoriousa). Sam Irlandczyk podsycił atmosferę, tłumacząc na instagramie, jak to wygrał walkę. Kłóciło się to z tekstem „to tylko biznes” wypowiedzianym do Dagestańczyka w trakcie pojedynku, ale co ja tam wiem. Conor upiera się że mówił „przestań narzekać” ale, jak to w takich sytuacjach bywa, jest internet.
Szkodnik?
Przyganiałem McGregorowi, więc warto, dla oddania stanu faktycznego, powiedzieć o nim coś dobrego. Bo ktoś o takim poziomie sportowym jak „Notorious” zasługuje na ciepłe słowa. Tak, trash talk był elementem jego gry psychologicznej, w której jest w pewien sposób autentyczny. Dodatkowo, ma świetną psychikę, co pokazał po porażce z Natem Diazem – wiele gwiazd wpadłoby w emocjonalny dołek. Jest to co prawda powiązane z jego duszą zdobywcy ale i tak należą mu się brawa.
No i przede wszystkich Conor McGregor to wybitny uderzacz oraz taktyk. Zawsze świetnie przygotowany, wie co ma robić. Dodatkowo do teraz mam zagwozdkę, na której pozycji podium najlepszych kontruderzaczy bym go umieścił. Bo to, że jest to czołówka, muszą przyznać jego hejterzy (do których, wbrew artykułowi, się nie zaliczam).
Irlandczyk zmienił sport. Jego fani mówią że na dobre. Jego przeciwnicy mówią, że popsuł mieszane sztuki walki. Pierwsi jako kluczowy argument podają wzrost zarobków i rozpoznawalności marki UFC. Ale wyniki sprzedaży PPV dla innych gal i raporty komisji stanowych są kontrargumentem dla drugich. Fani liczb mówią o 2,4 milionach wykupień subskrypcji PPV. Pytanie tylko czy miliony PPV powinny przyćmić wszystkie grzechy Conora McGregora.